Rozdział 13

1.6K 121 29
                                    

Gdy nagle... Ten frajer upada na kolana z pokaźną dziurą w klatce piersiowej. Zerka na nią ze zdziwieniem, po czym pada martwy. Normalnie bym się cieszył, gdyby nie widok, który mi odsłonił. Jak się okazało, zastrzelił go Rex, ale nie na nim się skupiam, a na swoim ukochanym. Wygląda dosłownie, jak bestia i to jedyne określenie, jakie przychodzi mi do głowy. Pomijam fakt, że jest cały ujebany krwią. Skrzydła ma w pełni wyprostowane i nastroszone. Szpony wydają mi się dłuższe, a oczy są całe czarne. Jad spływa mu po twarzy, tworząc wizerunek wścieklej zwierzyny. Muszę przyznać, wygląda zabójczo i tak cholernie seksownie, że gdyby nie okoliczności to pewnie miałbym już namiot w spodniach.

-Lu! - W parę sekund moja ukochana hybryda znajduje się obok mnie i nerwowo uwalnia moje kończyny. Gdy tylko to robi, przytulam go mocno do siebie.

-Po co tutaj przyszedłeś, głuptasie? Mogłeś zginąć razem z naszym dzieckiem. - Delikatnie układam dłoń na jego brzuchu. Jest jeszcze za wcześnie, żeby było widać jakieś zmiany. Chociaż to się może szybko zmienić, według Alis. Ciekawe, jak będzie wtedy wyglądał.

-Miałem pozwolić Ci zginąć? Nigdy! Trafiłeś tutaj przeze mnie, jakbym mógł nie przyjść Ci z pomocą? Zresztą, teraz mamy ważniejsze rzeczy. Trzeba Cię szybko zabrać do Alis, musi zrobić odtrutkę. - Zaczynam się cicho śmiać, a moja głowa bezsilnie opada na jego ramię. Skąd on bierze tyle siły?

-Nie zdążymy. Zostało mi parę minut, które chcę spędzić w twoich ramionach. Nie wybraliśmy jeszcze imienia dla dziecka. - Uśmiecham się sam do siebie, zapewne wygląda to okropnie, jak jakiś obłęd. Może właśnie w jakimś tkwię. Moje życie się kończy, a ja nie potrafię się z tego powodu smucić.

-Przestań! Skoro zostało tak mało czasu, to ugryzę Cię tu i teraz! Mój jad Cię nie zabije, przysięgam! - Słyszę, że walczy z płaczem, a potwierdzają mi to głębokie oddechy, jakie bierze.

-Oczywiście, że mnie zabije. To pułapka bez wyjścia, ale nie jestem zły. Cieszę się, że nic Ci się nie stało. Rex się tobą zaopiekuje, jak mnie zabraknie. - Nie mam siły dłużej mówić. Gdy staram się podnieść głowę, w szyi czuję ogromny ból. Szybko orientuję się, że to sprawka Eryka, który wpuszcza mi jad do organizmu. Boli jak cholera, ale nie daję tego po sobie poznać. Jest mu już wystarczająco ciężko, nie będę tego utrudniać.

-Pha! - Odrywa się ode mnie z głośnym odgłosem, wstrzymał oddech na czas gryzienia. Muszę przyznać, moje serce bije znacznie lżej, ale jad powoduje ból nie do wytrzymania.

-Rex, zabierz go. - Rzucam tylko, a gdy ten wykonuje moją prośbę, upadam na kolana. Nie mogę złapać oddechu, a wszystko wokół zaczyna wirować, jak na karuzeli.

-Puść mnie! Rex, jak mnie zaraz nie odstawisz, to przysięgam, odgryzę Ci ręce! Muszę mu pomóc, zabrać do Alis! - Zerkam w stronę Eryka, który zawzięcie walczy z mocnym chwytem Rexa. Staram się nacieszyć ostatnimi chwilami, w których mogę podziwiać jego twarz. Widzę, że Rex chętnie by spełnił jego prośbę, dlatego kręcę przecząco głową tuż przed tym, jak obraz mi się rozmazuje, a ciało upada bezwładnie na ziemię.

------------------

Przebudzam się cały spocony i obolały. Jest naprawdę cicho, co przez chwilę pozwala mi myśleć, że naprawdę umarłem. Szybko jednak zostaję brutalnie potraktowany przez rzeczywistość. Dosłownie, bo coś ciężkiego spada na mój brzuch. Normalnie bym nie zareagował, ale już wcześniej oberwałem w to miejsce.

-Kurwa! - Wyrywa mi się, podniesionym i zachrypniętym głosem. Zmuszam się do otworzenia powiek. Co widzą moje piękne oczy tuż po tym? Oczywiście Alis, najwyraźniej wkurwioną. Zerkam, co na mnie rzuciła. Jakiś segregator.

-Kurwa?! Kurwować to ja mogę na ciebie! Coś ty sobie wyobrażał, kretynie?! - Oho, uruchomiła się. Teraz mi pozostaje tylko wysłuchać jej krzyków. - Przez ciebie nie spałam od dwóch dni, a doskonale wiesz, jak kocham sen! Zadowolony z siebie jesteś, kutasie? - Chyba skończyła, wnioskuję to po tym, że czeka na odpowiedź, której nie zamierzam jej udzielić. Wyciągam rękę po segregator, ale nie mam siły go unieść. Normalnie jakby ważył parę ton, nawet nie drgnie.

-Gdzie Eryk? Wszystko z nim dobrze? Co z naszym dzieckiem? - Chuj w mój stan, on jest ważniejszy. Dostrzegam tę jedną żyłkę na jej czole, pulsującą ze złości. Wzdycha ciężko, chyba się uspokaja.

-Z nimi wszystko dobrze. Eryk odsypia zarwane nocki i doprowadzenie organizmu na skraj możliwości. - To moja wina, byłem taki głupi.

-Chcę go zobaczyć, teraz. - Próbuję się podnieść, ale obrywam z otwartej dłoni w tył głowy. Rozumiem przekaz i wracam do pozycji leżącej.

-Jad Eryka faktycznie rozpuścił truciznę, ale zaczął też robić to z twoimi żyłami. Gdybyś trafił do mnie pół godziny później, byłbyś trupem. Uratowało Cię też to, że wcześniej zostałeś przez niego naznaczony. Nawet nie wiedzieliście, że wtedy, w jakimś stopniu, uodporniłeś się na jego jad. To Cię uratowało, pieprzony farciarzu. - Uśmiecham się mimowolnie, jakoś cieszy mnie ten fakt. - Powinieneś wrócić do zdrowia, ale jest jedno poważne ale.

-Co takiego? - Alis zaczyna odwracać wzrok, czyli to coś poważnego. - No śmiało, zniosę wszystko. - Bierze głęboki wdech i siada na skraju łóżka.

-Żeby jad Eryka Cię nie zabił, podałam specjalną mieszankę, która go nie usunęła, a zmieniła w narkotyk. Twój organizm będzie teraz łaknął jego jadu jak narkotyków. Dzięki naznaczeniu w małych ilościach nie będzie Cię ranił, tylko zaspokajał głód. W skrócie jesteś uzależniony od Eryka. - Otwieram szerzej oczy ze zdumienia. Przez chwilę jeszcze analizuję jej słowa, aż wybucham śmiechem.

-Lepiej być nie mogło, naprawdę. Bałem się, że to coś złego, a to najlepsza informacja, jaką mogłaś mi powiedzieć. - Posyłam jej szczery uśmiech, żeby się trochę uspokoiła.

-Dobrze, że nie jesteś na mnie zły. Pójdę teraz sprawdzić co u niego, a ty jeszcze chwilę się prześpij. Dobrze Ci to zrobi. - Gdy chce wyjść, zatrzymuję ją jeszcze na chwilkę.

-Masz może ten komplet biżuterii, który kupiłem? Chce mu go dać. - Alis posyła mi uśmiech i wskazuje na mój palec. Dopiero teraz orientuję się, że mam na nim obrączkę.

-Gdy twój stan był naprawdę ciężki, postanowiłam dać go Erykowi. Wiedziałam, że to mu chociaż trochę doda siły i się nie myliłam. Nie jesteś zły, prawda? - Jak mógłbym być zły?

-Oczywiście, że nie. Jestem Ci wdzięczny do końca życia. Cieszę się, że Cię spotkałem Alis. Będziesz najlepszą, zwariowaną ciocią naszego dziecka. - Obydwoje wybuchamy śmiechem, po czym zostaję sam w sali. Tak jak radziła Alis, postanawiam chwilę się przespać, żeby szybciej nabrać sił.

Moja hybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz