• XII •

562 53 172
                                    




O Artystce, która świetnie się bawiła...

Adrastos odchodził od zmysłów.

         Wskazówki wiszącego na ścianie zegara pokazywały godzinę trzecią nad ranem, a Lily ciągle nie było w domu. Chodził zdenerwowany po domu i niemal wyrywał sobie swoje wspaniałe jedwabiste włosy z głowy, mając nieprzyjemne wrażenie, że historia się powtarza i zaraz do drzwi zapuka zapłakany Albus lub James, informując go, że Lily spotkał tak samo tragiczny los jak Giannę. Ze stresu miał ściśnięty żołądek i nawet nie mógł spojrzeń na miskę wypełnioną wiśniowymi lizakami.

            Popołudniu wrócił smutny do domu, zastanawiając się czy ktoś rzucił klątwę na jego życie. Stwierdził, że spróbuje coś ugotować, aby poprawić sobie humor. Płakał, krojąc cebulę, uważając, że to świetna wymówka na jego łzy, gdyby ktoś niespodziewanie go odwiedził. Wieczorem siedział przy stole z gotowym obiadem i czekał na powrót Lily, który nie nadchodził.

Aktualnie cały smutek odleciał w zapomnienie zastąpiony przez wszechogarniające go zmartwienie o bezpieczeństwo dziewczyny.

Istniała także opcja, że Lily nie wróciła do domu, bo ona i Lorcan postanowili nadrobić stracony czas. Nie mógł tego wykluczyć, choć wprawiało go to w niesmak. Jednak zdecydowanie wolał, żeby spała u swojego byłego – być może już nie tak byłego – chłopaka niż świadomość, że była w niebezpieczeństwie.

W tym momencie usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i do mieszkania weszła zataczająca się Lily. Miała makijaż rozmazany na całej twarzy, a włosy stanowiły jeden wielki bałagan. Czerwona plama roztaczała się na białej sukience i już zdążyła zaschnąć. Nieporadnie zamknęła za sobą wejście i zamrugała zaskoczona jasnością pomieszczenia.

— Nie śpisz? — Zapytała zachrypniętym głosem i spróbowała zrobić krok do przodu, ale źle postawiła nogę i nie przewróciła się na podłogę tylko dzięki szybkiej reakcji Adrastosa.

Zgarnął ją z przedpokoju i szybko posadził przy stole w kuchni. Głowa dziewczyny natychmiast opadła na blat, podskakując momentami od czkania. Chwycił pustą szklankę, nalał do niej wody i postawił przed Lily, zaplatając sobie dłonie na klatce piersiowej.

— Jest trzecia nad ranem — zaczął swój wywód drgającym z emocji głosem. Kiedy chwilę wcześniej ją złapał, mógł poczuć nieprzyjemny zapach alkoholu i papierosów. Nie musiał być geniuszem, żeby dojść do wniosku, że definitywnie nie była trzeźwa. — Gdzieś ty była?

— Nie wiem — wymamrotała, nie podnosząc głowy. Zastanawiał się czy to, dlatego że wstydziła się spojrzeć mu w oczy, czy po prostu stan nietrzeźwości jej na to nie pozwalał.

Coś się w nim zagotowało.

— Jak to nie wiesz?! — Zawołał zdenerwowany jej bezmyślnością. Przykrył oczy dłonią, ciężko wzdychając. Był zmartwiony i zły. — Myślałem, że coś ci się stało! Martwiłem się!

Lily uniosła zmarnowany wzrok. Z oczu ciekły jej łzy, jeszcze bardziej rozmazując makijaż.

— Przepraszam — czknęła smutno, pociągając nosem. Mina Adrastosa złagodniała, widząc w jak beznadziejnym stanie była. — Nie bądź zły — poprosiła drżącym głosem, prostując się na krześle. Zaczęła wycierać policzki i oczy rękawem szarego sweterka, który miała narzucony na ramiona, ale szybko się poddała i schowała twarz w dłoniach, pogrążając się w cichym szlochu. — Mam za sobą okropny dzień. Czuję się jak totalna porażka i nie zniosę jeszcze myśli, że jesteś na mnie zły i mnie nie znosisz.

• Wiśniowe Marzenia • Lily L. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz