• I •

1.1K 79 40
                                    


Artystka bez dachu nad głową.

- Wyrzuciła mnie, rozumiesz? Ta stara ropucha mnie wyrzuciła!

- Ciebie też miło widzieć, Lily.

Adrastos Flint zamknął drzwi od swojego małego mieszkania, gdy rude tornado - znane powszechniej jako Lily Potter - wkroczyło zdenerwowanym krokiem do środka. Rzuciła na stół swoją materiałową torbę. Z hukiem wypadły z niej klucze, butelka wody i tajemnicze pudełeczko, którego zawartości za żadne skarby nie chciał poznać. Usiadła chaotycznie na nieco zniszczonym fotelu i ułożyła wyprostowane, ubrudzone farbą nogi na jego stoliku od kawy. Bez pytania sięgnęła do miski stojącej na szafeczce obok i wyciągnęła z niej wiśniowego lizaka. Zdjęła z niego plastikowe opakowanie i wpakowała cukierka do ust.

Adrastos wciąż stał przy drzwiach. Złapał się pod boki i westchnął, patrząc na dziewiętnastolatkę.

Lily Potter czuła się u niego zdecydowanie za swobodnie.

Adrastos złapał się za nasadę nosa. Zastanawiał się czy potrzebna mu do życia wiedza, co takiego wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku minut. Postanowił nie próbować nawet pojąć tego swoim wspaniałym intelektem. Usiadł naprzeciw Lily, po drodze chwytając lizaka.

Zmarszczył brwi i złączył dłonie na poziomie twarzy. Spojrzał poważnie na dziewczynę.

- Wytłumacz mi to powoli i dokładnie - poprosił, aby bardziej zorientować się w sytuacji. Pani Pelfrey i Lily miały ze sobą na pieńku od kiedy dziewczyna się wprowadziła do budynku obok. Już kilka razy ostrzegała ją, że będzie musiała sobie szukać nowego lokum, ale nikt nie sądził, że zgorzkniała staruszka naprawdę spełni swoje groźby.

- Ta... - zaczęła wzburzona, ale Adrastos jej przerwał. Uniósł palec wskazujący do góry w ostrzegającym geście. Lily zacisnęła usta, ale nie skończyła.

- Kulturalnie o starszych, kocie - pouczył ją. Zawsze zastanawiał się, co takiego zabawnego Marylin i Troian widziały w strofowaniu ich, ale teraz sam odnalazł w tym pasję. Prawdziwą, spełniającą pasję.

- Wyobraź sobie, że sama nie wiem, co się stało! - Wyrzuciła ręce do góry. Niezorientowanie Lily w żadnym stopniu go nie zdziwiło. Osoba tak zabiegana i rozemocjonowana jak ona miała do tego pełne prawo. Przyzwyczaił się. - Malowałam sobie w salonie, jak zawsze w soboty. Słuchałam muzyki. Przyznaję, może ciut za głośno. Przy okazji piekłam jabłecznik z przepisu pani Moore, o którym całkowicie zapomniałam. Wielkie mi halo. Wpadłam w szał twórczy, wiesz jak bywa.

Adrastos powoli zaczął domyślać się, co się stało. I w żadnym stopniu mu się to nie podobało.

- Lily, czy ty...

- Nagle poczułam swąd. Coś się paliło. I akurat w tym momencie ta ropucha musiała mnie nawiedzić. Z zaskoczenia umazałam stopę w farbie, która swoją drogą przy okazji prysnęła na całą ścianę. Poleciałam otworzyć drzwi, brudząc całą podłogę. Otworzyłam, a ta zaczyna się na mnie drzeć, żebym ściszyła muzykę. I wtedy okazało się, że piekarnik stoi w płomieniach.

Adrastos jęknął i schował twarz w dłoniach. To sobie dziewczyna nawarzyła piwa. Widząc reakcję chłopaka, postanowiła skrócić opowieść.

- Pelfrey wpadła w szał. Voldemort by się przed nią schował, nie żartuję. Nawrzeszczała na mnie, prawie zeszła, gdy zobaczyła stan mieszkania. I kazała mi się wynosić. Mam dwa dni na zebranie klamotów i znalezienia miejsca do spania.

- I czemu przyszłaś z tym do mnie? - Adrastos wciąż nie mógł odnaleźć swojego miejsca w tym wszystkim.

Lily wyraźnie się zmieszała. Adrastos miał styczność z Potterami od dziesięciu lat i wiedział, że zdarza im się to wyjątkowo rzadko. W przypadku Lily z reguły zwiastowało to kłopoty.

- Wiesz, jak bardzo wykłócałam się z rodzicami o tą wyprowadzkę - zaczęła i przewróciła oczami na wspomnienie napięcia w domu rodzinnym przez kilka tygodni. Potterom naprawdę ciężko przyszło wypuścić ostatnią pociechę z gniazda, ale w końcu postanowili dać jej kredyt zaufania - czego najwyraźniej robić nie powinni, widząc zaistniałą sytuacje.

- Gdyby Marylin się za tobą nie wstawiła, prawdopodobnie wciąż byś z nimi walczyła - przypomniał sobie. Lily pokiwała głową, patrząc na niego znacząco.

- Nie mogę im teraz powiedzieć, że mnie babka od wynajmu wyrzuciła! - Zawołał zdziwiona jego niedomyślnością. Dla niej to była oczywista oczywistość. Nie mogła ich tak zawieść. - Nie mogłabym spojrzeć im w oczy!

- I co to ma do mnie? - Usadził się wygodniej na fotelu i wyciągnął lizaka z ust. Zacmokał.

Lily przyłożyła dłoń do czoła i spojrzała na niego najbardziej żałosnym spojrzeniem jakie do tej pory widział. Uśmiechnęła niewinnie.

O nie.

- Mogłabym się u ciebie zatrzymać? Na kilka dni, ewentualnie tygodni, gdyby coś się przeciągało - oznajmiła, jakby to była najrozsądniejsza decyzja jaką przyszło jej podjąć. Wiedział, że w jej przypadku mnóstwo rzeczy mogło pójść nie tak.

A on naprawdę nie miał ochoty przyjmować nowego współlokatora do swojej kawalerki. Nie, gdy jeszcze nie pozbierał się po Giannie.

- Albus i Marylin z chęcią by cię przygarnęli - rzucił, mając nadzieję, że zrzuci przyjacielowi na głowę siostrę. Lily spojrzała na niego, jakby powątpiewała w jego inteligencje.

- Albus by mnie przypadkiem wydał - stwierdziła. To się nazywa wiara w starszego brata.

- To James i Troian! - Tonący brzytwy się chwyta. Rudowłosa popukała się w głowę.

- James wydałby mnie specjalnie.

- Gdzie miałabyś spać? - U niego naprawdę nie było miejsca. Miał jedno dwuosobowe łóżko, które za dnia robiło za kanapę. Mała kuchnia, mała łazienka.

- Doniosłabym sobie polówkę - powiedziała prawie od razu. Nachyliła się do niego i złapała za dłonie. Potrząsnęła nimi. - Adi, błagam. Przysięgam nawet mnie nie zauważysz. Jesteś moją ostatnią deską ratunku, ostatnią nadzieją.

Nawiązywanie do Gwiezdnych Wojen w towarzystwie Adrastosa powinno być surowo zakazane - stawał się podatny na wszystko. Dodatkowo zrobiło mu się strasznie szkoda dziewczyny. Nie mógł zostawić jej na lodzie, samej, bez dachu nad głową.

I nawet, jeżeli nie wierzył w to, że jej nie zauważy, musiał podjąć taką, a nie inną decyzję.

Westchnął i machnął na nią ręką w geście przyzwolenia.

- Niech ci będzie.

Lily pisnęła i nachyliła się, żeby objąć Adrastosa.

- Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!

Oby tego nie żałował...

a/n: niech rękę podniesie ten, kto jest zdziwiony takim obrotem spraw. Adrastos i Lily, hmm? nikt by się nie spodziewał.

Lily straciła dach nad głową, a nasz kochany Adi pochwalił się dobrocią serca. ale o co chodzi z tą Gianną? no, no, no...
publikuje teraz, bo chcę zrobić niespodziankę haha. skupiam się głównie na Tym Właściwym, ale niedługo powinien się pojawić rozdział, w którym zdradzam istnienie tego shipu, więc pierwszy rozdział tak na zrobienie smaku hah

MissiKong xx

• Wiśniowe Marzenia • Lily L. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz