• X •

405 53 76
                                    

O artystce, która nie miała osoby towarzyszącej na ślub.

Adrastos ostatnio przeżywał kryzys egzystencjalny. Wcześniej rzeczywistość była dla niego uniwersum Adrastosa Flinta, a teraz myślał, że on miał tylko zaszczyt egzystować w świecie Lily Luny Potter. Od zawsze wiedział, że natura nie pożałowała mu urody i przy okazji wspaniałej osobowości, ale w ciągu ostatnich kilku tygodni zaczął rozważać opcję, że jednak to nie jemu przypada zaszczytne miejsce najwspanialszej osoby we wszechświecie, że zajmuje drugie miejsce.

Zajmowałby trzecie, gdyby lizaki można byłoby uznać za osoby, ale nawet Adrastos nie był aż tak oderwany od rzeczywistości.

Z tego też powodu bardzo personalnie odebrał decyzję Lily na temat jej obecności na jego spotkaniu urodzinowym – a raczej nieobecności, bo rudowłosa nie zamierzała się pojawić w barze.

— Lily, proszę! — Zawołał Adrastos, wycierając mokrą twarz przed lustrem w łazience. Spojrzał z oczami szczeniaczka na dziewczynę stojącą w wejściu, ubraną bardzo niewyjściowo i trzymającą w dłoni miskę lodów waniliowych polanych syropem wiśniowym. Lily przewróciła oczami i włożyła do buzi kolejną porcję deseru, którego resztka zabrudziła jej górną wargę. — To moje urodziny!

— Wszystkiego najlepszego — mruknęła nieporuszona jego błaganiami Lily i otarła usta kciukiem, który prędko i bez namysłu oblizała. Adrastos w tym samym czasie odwiesił ręcznik na wieszak i przyjrzał się sobie w lustrze. Z pewnością wyglądał dobrze – nie byłby sobą, gdyby tak nie wyglądał. Samo bycie Adrastosem Flintem oznaczało świetną prezentację siebie. Poprawił ułożenie czarnej koszuli na ramionach. Lily westchnęła i podeszła do niego, wciskając mu w dłonie zimną miseczkę. — Wyglądasz, jakbyś szedł na mszę do kościoła, a nie do baru na swoje dwudzieste pierwsze urodziny.

Mówiąc to położyła swoje zimne dłonie na jego ciepłej szyi, a on zadrżał przez różnicę temperatur. Trochę go wryło w ziemię, gdy beztrosko zaczęła poprawiać strój. Rozchylił delikatnie usta w szoku, patrząc jak bez żadnego zakłopotania zaczęła rozpinać górne guziki koszuli.

Mogło mu się zdawać, ale chyba nawet uśmiechnęła się zawadiacko, gdy zobaczyła jak się zarumienił. W tym momencie już się tym nawet nie przejmował, bo Lily była chyba jedyną osobą, przy której potrafił się zakłopotać.

— Czemu zapinasz się pod szyję? Złożyłeś jakieś śluby? — Parsknęła śmiechem, nie przestając siłować się z ostatnim guzikiem. Chwyciła go za kołnierzyk i zmusiła, aby się pochylił. Jej dłonie zaczęły układać jego włosy, a raczej delikatnie czochrać, bo wcześniej je przylizał, co najwidoczniej nie przypadło rudowłosej do gustu, ale przynajmniej nie mogła narzekać, że nie próbuje nic nowego. Odstąpiła krok od niego i przyjrzała się swoim poprawkom, marszcząc oczy. Przygryzła koniuszek języka i przechyliła głowę w bok. — Wyglądasz tak o wiele atrakcyjniej.

Zaschło mu w ustach. Zamrugał kilka razy, próbując wrócić do rzeczywistości i uspokajając szybko bijące serce po tak bliskim spotkaniu z dotykiem Lily. Bardzo możliwe, że po całej akcji z farbkami do ciała i dennym tekstem o byciu płótnem, Adrastos zrobił się jeszcze bardziej drażliwy na fizyczny kontakt z nią.

         Lily, jakby nic się nie wydarzyło, zabrała z powrotem swoją miskę z lodami i wróciła na wcześniej zajmowane miejsce. Spojrzała niewinnie na Adrastosa, mrugając na niego uroczo, ale on jedynie skrzyżował ramiona na swojej klatce piersiowej. Ta to miała dopiero tupet.

— Nie zmieniaj tematu — powiedział poważnie i musiał odchrząknąć, bo naprawdę zaschło mu w gardle. Lily uśmiechnęła się, jakby nie miała pojęcia, o co mu chodziło, ale Adrastos znał ją zbyt dobrze, by nabrać się ma jej chytre sztuczki. — Dlaczego nie chcesz ze mną iść?

• Wiśniowe Marzenia • Lily L. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz