• XVIII •

407 32 147
                                    





Artystka kochana przez rodzinę (i nie tylko)


— Nie uważasz, że to trochę dziwne? — Zapytała ostrożnie Lily, przystając i podejrzliwie przyglądając się ich złączonym dłoniom. Trzymali się za ręce. Oni – Lily Potter i Adrastos Flint. W środku dnia. Na ulicy Pokątnej – najpopularniejszej ulicy w czarodziejskim Londynie. Po tygodniach, może nawet miesiącach, ukrywania czuła się nieco nieswojo beztrosko będąc publicznie w związku.

— Nie, kocie — westchnął Adrastos, również przystając w miejscu. Czarownica w średnim wieku przeklęła na nich pod nosem, mamrocząc o niewychowanej młodzieży stojącej na środku chodnika, ale oboje zupełnie nie zwrócili na to uwagi. Idąc za przykładem dziewczyny, Adrastos także spojrzał na ich dłonie. Pokrzepiająco wzmocnił swój chwyt. — To zupełnie normalne zachowanie.

Lily zmarszczyła brwi, nie odrywając wzroku od ich dłoni.

— To czemu mam takie wrażenie?

— Bo jesteśmy wyjątkowi — westchnął Adrastos, świadomie pomijając fakt, że taki był efekt ukrywania ich związku przez pierwszy miesiąc jego istnienia.

Lily na niego spojrzała, unosząc powątpiewająco brwi.

— Masz na myśli mój pieprznięty plan, który okazał się po nic, prawda? — Oskarżyła go, krzyżując ramiona i mrużąc oczy. Adrastos uniósł dłonie w obronnym geście.

— To twoje słowa, nie moje! — Odparł niewinnie, niemo się z nią zgadzając. Nieustannie uważał całą sytuację za przezabawną i planował wręczyć rodzicom rudowłosej kwiaty w podziękowaniu za ich cudne metody wychowawcze, dzięki którym obecnie był zaszczycony egzystencją w towarzystwie ich najmłodszej latorośli.

           Lily zmroziła go wzrokiem, gdy tylko zaproponował wręczenie im owych kwiatów. Czy ciągle zamierzał to zrobić? Oczywiście, jak najbardziej. Nie byłby Adrastosem Flintem, gdyby nie zagwarantował całej sytuacji swojej dramaturgii. Lub, jak inni lubili to nazywać – ciągle nie miał zielonego pojęcia czemu – swojej obezwładniającej i typowej pretensjonalności.

            Z nieco aroganckim uśmieszkiem znowu złapał ją za dłoń, splatając ze sobą ich palce i pociągnął za sobą, wznawiając z powrotem ich spacer. Lily powłóczyła za nim nogami.

— Och, nie bądź taka naburmuszona — powiedział lekkim tonem, niemal podskakując w miejscu. Uniósł kącik ust w droczącym uśmieszku. — Gdyby twoi rodzice uznali za konieczne, by podzielić się z tobą ich wiedzą na temat zaistniałej sytuacji, nie byłabyś obecnie zaszczycona moją niezwykle urzekającą osobowością.

          Nieporuszona Lily uniosła brew.

— Z każdym słowem, które opuszcza twoje usta, zastanawiam się czy dobrowolnie nie zrezygnować z tego zaszczytu — burknęła, ale znajomy błysk w jej oku oznaczał, że nie mówiła nic na poważnie. Jej słowa nawet na chwilę nie ostudziły jego entuzjazmu. Zdawały się nawet jedynie go zachęcić do dalszej rozmowy, wnioskując po jeszcze szerszym uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Mogło to oznaczać kłopoty.

— Oczywiście, że wolałabyś, aby moje usta były zajęte czymś innym niż zabawianiem cię moimi cudownymi usługami konwersacyjnymi — rzucił beztrosko, rzucając jej rozbawione spojrzenie. Lily niemal przystanęła z zaskoczenia. Jednak Adrastos jeszcze nie skończył swojej wypowiedzi. Był całkowicie zaangażowany w swoją misję zakłopotania jej. — Również ze względu na usługi obejmujące moje usta, wątpię abyś dobrowolnie zrezygnowała z mojej obecności.

         Nie musiał nawet na nią patrzeć, aby wiedzieć jaki odcień czerwieni przybrały jej policzki, ale i tak to zrobił, uznając każdą możliwość spojrzenia na nią za absolutną konieczność.

• Wiśniowe Marzenia • Lily L. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz