• II •

792 61 75
                                    




Artystka zwisająca z okna bez pozwolenia na użycie kuchenki.

- Nie dotykasz się do kuchenki ani niczego, co może być łatwopalne - powiedział Adrastos Flint, widząc Lily Potter w towarzystwie dwóch dużych i kolorowych walizek u progu swojego mieszkania. Dziewczyna przewróciła oczami na takie miłe powitanie. Z pewnością przesadzał, wszyscy znajomi Albusa mniej lub bardziej dramatyzowali. Zdarzył jej się jeden wypadek z ogniem i od razu traktowali ją jak przedszkolaka. Czekała tylko aż zabiorą jej nożyczki, tłumacząc przy okazji, że z ostrymi narzędziami się nie biega.

Adrastos przesunął się w bok, żeby Lily i jej duży bagaż mogli wjechać. Nie musiała mu się nawet przyglądać, żeby wiedzieć, że jest przerażony wielkością jej walizek. Phi, amator. Od razu widać, że nie dzielił pokoju w Hogwarcie i bransoletki przyjaźnie z Jasmine Kernaghan. Ta pannica do dopiero zabierała ze sobą niezły asortyment.

- Jeżeli chcesz, żebyśmy poumierali z głodu to niech ci będzie - rzuciła naburmuszona, zaplatając ramiona pod biustem i wyzywająco unosząc brodę ku górze. Adrastos nie mógł powstrzymać prześmiewczego parsknięcia, które wydostało się z jego ust. Lily najeżyła się gotowa do kontrataku.

- A to, co niby miało znaczyć, Flint? - Zapytała, chcąc zabrzmieć groźnie. Adrastosa jedynie jeszcze bardziej rozbawił ten warkot.

- Bez urazy, kocie, ale gdybyś ty miała gotować, to byś nas otruła - pospieszył z wyjaśnieniami. Lily uznała za nieprzyzwoity ten ogromny uśmieszek, który zdobił jego twarz, gdy mówił. Ciekawe, kiedy zaczną boleć go od niego policzki. Parsknęła na jego słowa, zupełnie nie biorąc ich na poważnie. Przecież oni wszyscy tylko dramatyzowali!

- Nie gotuję gorzej niż Marylin - stwierdziła, uważając ten argument za niezwykle silny. Adrastosa jednak powalił jedynie przez to, jaki był śmieszny. Chłopak przeszedł niewielki dystans od ściany do kanapy i zaczął pokładać się ze śmiechu. Nawet nie podejrzewał, że nie żartowała.

- Merlinie, kocie, ty naprawdę uważasz to za dobry argument? - Niedowierzał własny oczom i uszom. Lily prychnęła, dowodząc jak bardzo adekwatne przezwisko nadał jej Adrastos. Przezwisko, którego jedynie on używał, a ona wprost nienawidziła być nazywana kotem.

Wprawdzie Lily nie miała zbyt wielu okazji, aby skosztować popisów kulinarnych Marylin, ale potrafiła stwierdzić, że były jadalne. Nie zachwycały zmysłów, ale grunt to przecież dobrze się pożywić. Zresztą każdemu zdarzały się lepsze i gorsze dni i z pewnością wpływały one na jakość gotowania. Musiała w końcu być solidarna z Moore.

- Jeszcze nikogo nie otruła. - Postanowiła uparcie bronić swojej argumentacji, chociaż doskonale wiedziała, że jest na przegranej pozycji.

- Właśnie, kocie, słowo klucz - powiedział, podnosząc się i kiwając jej palcem przed nosem. Lily miała ochotę go w niego ugryźć dla przekory i zamknięcia mu na chwilę przemądrzałej jadaczki. Z pewnością by się tego nie spodziewał. Zupełnie nie wiedziała, co Jasmine w nim widziała. Był w końcu takim samym głąbem jak jej bracia. Przez co niemal poczuła się jak w domu, ale nie miała najmniejszego zamiaru go o tym poinformować. - Jeszcze. Jeszcze nikogo nie otruła. Na wszystko przyjdzie pora.

- Albus jej na to nie pozwoli - rzuciła niepewnie. Usiadła na kanapie obok chłopaka i sięgnęła do leżącej na stole szklanej miseczki wypełnionej po brzegi wiśniowymi lizakami. Oboje dzielili szczególną sympatię do wiśniowego smaku. Odpakowała cukierka i bezprecedensowo włożyła go sobie do buzi.

- Albus zmusza ją do gotowania - przypomniał jej Adrastos. Sam sięgnął po swojego najlepszego przyjaciela. Uciszył się na chwilę, pozwalając im obojgu rozkoszować się tym niebiańskim smakiem. - Prawdopodobnie zostanie jej pierwszą ofiarą.

• Wiśniowe Marzenia • Lily L. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz