• XIV •

447 47 70
                                    



Artystka z dumą i chłopakiem.

Adrastos i Lily wiedzieli, jak wyglądają związki. Oboje byli w niejednym w ciągu całego swojego życia, więc powinni wiedzieć, czego się spodziewać. Zwłaszcza, że – zarówno Lily, jak i Adrastos – mieszkali ze swoimi partnerami już wcześniej. Sami dzielili ze sobą przestrzeń już od prawie dwóch miesięcy, więc nie spodziewali się żadnych większych zmian.

          Pomylili się.

— Muszę do łazienki — oznajmiła Lily chwilę po tym, jak w końcu znaleźli wygodną dla każdego z nich pozycje do snu.

— Wcale nie musisz — stwierdził Adrastos, uparcie wypierając możliwość ponownego przechodzenia przez to piekło. Lily zacisnęła usta i wsadziła mu palca pomiędzy żebra, na co skrzywił się z bólu, ale uparcie nie otworzył oczu. Wzmocnił uchwyt na jej pasie, aby bardziej ją unieruchomić.

— Rusz się — wydusiła rudowłosa, próbując się odsunąć od chłopaka, który oplótł ją także swoimi nogami w reakcji na jej wiercenie się.

— Nie — burknął i niemal zmiażdżył ją swoim ciałem, na co pisnęła.

— Adrastos! — Zawołała, próbując go z siebie skopać, mając w nosie ciszę nocną i cienkie ściany. W końcu odwdzięczy się tym hałaśliwym dzieciakom sąsiadów spod piątki. — Bo się zaraz zsikam!

— Śmiało.

Nawet nie otwierając oczu, wiedział, że Lily właśnie morduje go wzrokiem.

To nie była pierwsza taka sytuacja. Spanie w jednym łóżku nie wyglądało tak kolorowo jak we wszystkich komediach romantycznych, przynajmniej nie na początku. Odzwyczaili się od dzielenia z kimś łóżka. Po pierwszej takiej sytuacji Lily niemal zrezygnowała z przytulania, na co Adrastos nie mógł pozwolić. Uwielbiał przytulanki przez sen i dlatego tak bardzo nalegał na pozbycie się polówki, więc w grę nie wchodził dystans między nimi w łóżku niczym dystans społeczny kilka lat wcześniej.

Wytrzymywał kopanie przez sen, drętwiejące kończyny i kilka razy nawet oberwał w twarz, bo rudowłosa była taka ruchliwa.

— Masz szczęście, że cię lubię, bo inaczej bym ci teraz zrobiła krzywdę — warknęła i włożyła całą swoją siłę, żeby się wyrwać. Świadomy swojej przegranej Adrastos poluźnił uścisk i wypuścił ją, żeby mogła wstać i pójść do łazienki.

Przetarł twarz dłońmi ze zmęczeniem.

— Następnym razem nie pij tyle przed snem — westchnął, zanim zniknęła z pokoju. Przystanęła i spojrzała na niego z oburzeniem pomieszanym z niedowierzaniem.

— Sam we mnie wciskałeś kolejny kubek herbaty! — Przypomniała mu i poszła do łazienki, warcząc pod nosem niepochlebne uwagi pod adresem swojego chłopaka. — Sam jesteś sobie winny!

— Ktoś musi dbać, żebyś się nie odwodniła! — Odkrzyknął jej, na ci odpowiedziało mu jedynie zatrzaśnięcie z hukiem drzwi do łazienki.

Od wesela minęły dwa tygodnie i wszystko układało się świetnie. Z reguły byli całkiem zgodni, Albus nie zrobił kolejnego niespodziewanego nalotu, ale nauczeni przerażającym doświadczeniem zawsze zamykali za sobą drzwi do mieszkania, bez względu na to jak bardzo zaaferowani byli swoimi ustami. Nie kłócili się, co najwyżej wchodzili w małe sprzeczki trudne do uniknięcia w zetknięciu ich temperamentów i upartości. Takie jak przed chwilą.

Najwięcej owych sprzeczek miało miejsce przed snem lub, gdy Lily próbowała przekonać go, że nie jest aż tak nieodpowiedzialna, żeby mieć zakaz używania kuchenki. Raz się na to nabrał i nie zamierzał popełnić tego błędu kolejny raz. Nie ważne jak bardzo przekonujące były jej śliczne brązowe oczy. Ciągle miał przed oczami całą tamtą sytuację, o której postanowili więcej nie wspominać: kuchenka stała w płomieniach, Adrastos machał w jej kierunku różdżką, wołając aquamenti, a Lily miała flashbacki.

• Wiśniowe Marzenia • Lily L. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz