Rozdział 10. Fontanna. (czytaj: dusiłam się własną krwią)

128 14 10
                                    

Oczami Poli

Dzisiaj umówiłam się na spotkanie z moją matką. Nie chcę o niej tak mówić. Moją matką to ona jest tylko i wyłącznie na papierze. Nigdy przez całe moje życie się mną nie interesowała,mimo że wiedziała, gdzie jestem. Wiedziała, że w fundacji zbieracją dla mnie na operację, rehabilitację i wózek. Nie dzwoniła nawet w święta, a o telefonie w urodziny mogłam pomarzyć.  Znalazła mnie przez Instagrama. Patrzcie, nagle ,po 15 latach, przypomniało jej się, że ma dziecko. No po prostu matka dekady! Jedynym plusem tej sytuacji jest obecność Aleca. Mogłam z nim porozmawiać. Zawsze i o czym tylko  chciałam. Powoli przestawał być moim przyjacielem.  Zaczynał być dla mnie kimś innym niż tylko przyjacielem. Nie umiałam tego nazwać. Ale nieważne. Teraz miałam poważniejsze problemy...

-Jesteś strasznie blada- stwierdził.

-Żadna nowość. Zawsze jestem blada- odpowiedziałam.

-Może powinnaś się przebadać?-zasugerował.

-Po co? Lekarz nie powie mi nic,czego już nie wiem.

-Jesteś na coś chora?

-Taa, na stres.

-Kochana masochistka.

-Ty właśnie nazwałeś mnie masochistką?

-Tak jakby.

-Fajnie, że jesteś, Olek.

-Jak mnie nazwałaś?

-Olek. To polski skrót od imienia Alexander.  Miło mi się kojarzy.

-Ze mną?

-Po części tak. Miałam w podstawówce kolegę o tym imieniu. Fajny był z niego gość.

- Ładnie wyglądasz.

-Dzięki. Muszę się zbierać. Do zobaczenia.

-Trzymaj się. Dzwoń jak coś.

...

Doszłam w umówione miejsce. Czekała na mnie.  Przeraziłam się, gdy zobaczyłam, jak bardzo jestem do niej podobna.

-Więc to Ty mnie urodziłaś- powiedziałam.

-Jesteś piękna- stwierdziła.

-Dziękuję.

-Ile masz lat?- spytała.

Czy ona naprawdę nie wie,kiedy mnie urodziła? To się chyba nazywa Alzheimer.

-15.

-Co słychać?

-Wszystko w porządku.

-Wiem,że matką nie byłam za dobrą.

No nie byłaś. Nie da się ukryć.

-Mam nadzieję, że mimo wszystko jesteś szczęśliwa.

-Jestem.

Gdy na chwilę ode mnie ode odeszła, sięgnęłam po telefon. Miałam kilka nieprzeczytanych wiadomości.

Alec 😍: Żyjesz???

Ja: Jeszcze się nie wykrwawiłam ,więc jest dobrze 😅.

...
Wróciłam do domu . Wiedziałam, że jest źle. Czułam się tak ,jakby ktoś wlewał mi do nosa spirytus albo coś w tym rodzaju. Piekło jak cholera. Starałam się tego nie pokazywać.

-Wszystko ok?

- Tak. Tylko trochę piecze.

-Mocno?

-Przecież powiedziałam, że trochę- odpowiedziałam i kierując się do łazienki pochyliłam głowę zapobiegawczo.

Było gorzej,niż myślałam. Krew z nosa spływała mi prosto do gardła. Mogłam temu zapobiec, ale gdy myślałam, że już jest dobrze, wciągnełam powietrze nosem. Nie czułam, że jest tam krew i spłynęła mi do gardła. Zaczynałam się krztusić. Nie ruszyło mnie to,bo to nie był pierwszy raz.

-Żyjesz tam?-w jego głosie słyszałam narastającą panikę.

-Nie, Alexander. Umarłam.

-Nic Ci nie jest?

-Przestań, do cholery, hiseryzować. To tylko stres. Daj mi chwilę to się ogarnę.

-Ale...

-Powiedziałam, żebyś się uspokoił!

Resztę dnia po prostu leżałam i oglądałam seriale.

Kolejny rozdział!
Koniecznie dajcie znać, jak Wam się podoba!
Do następnego
Autorka

Dancing Queen -ZmierzchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz