Siedział na sali treningowej. Dokładnie na tej samej na której mieli z Zaynem swoją pierwszą randkę. Patrzył się w swoje odbicie i już prawie kończył pić butelkę wódki, którą ze sobą zabrał.
- Nie wrócił... - Zapłakał.
- Miał do mnie kurwa wrócić! Miał być moim mężem! Miał ze mną mieszkać i dzielić każdy pieprzony moment mojego marnego życia, który tylko dzięki niemu był lepszy! - Krzyknął i rzucił butelką w wielkie lustro. Szkło rozbiło się i rozwaliło się po całej sali.
- Tak bardzo go kocham, a jego już nie ma - Wyjąkał i zacząć się krztusić własnymi łzami.
- Zostawił mnie... To ja go zabiłem - Wyjąkał sam do siebie i zaczął toczyć się w stronę wyjścia. Chciał być sam, ale na jego nieszczęście na sali pojawił się Stanley. Był właścicielem tej sali i chyba jedynym, prawdziwym przyjacielem Liama. Tak, to fakt facet miał prawie 80 lat, ale był jednym z najlepszych ludzi na tym świecie.
- Podnieś się - Powiedział cicho. Nie miał pretensji, nie był zły. Nawet nie zwrócił uwagi na rozwalone wszędzie wokół szkło.
- Zostaw mnie Stan - Wybełkotał Liam. Ale nie miał siły walczyć. Stanley zapakował go do swojego samochodu i zabrał go do siebie. Syn Stanleya pomógł przenieść śpiącego chłopaka na kanapę. Tam został do samego rana.
Obudził się z ogromnym kacem. Jego głowa sprawiała wrażenie jakby miała zaraz wybuchnąć. W żołądku zrobiło mu się zbyt pełno i miał ochotę wszystko zwrócić. Czuł się jak wrak człowieka.
- Witaj dzieciaku - Usłyszał nad sobą głos. Uchylił niechętnie powieki i ujrzał swojego przyjaciela. Stał ze szklanką wody i tabletkami.
- Zostaw mnie Stan - Powiedział jedynie i odwrócił się do niego plecami.
- Nie zostawię Cię synu. Muszę zebrać Cię do kupy. To dzisiaj... Musisz się tam pojawić i go pożegnać - Powiedział Stan kładąc dłoń na ramieniu Liama. Na samo wspomnienie Liamowi zebrały się łzy w oczach. Musiał go pożegnać. Musiał pożegnać dziś na zawsze swojego uroczego chłopca. Jego miłość życia.
- Posłuchaj mnie chłopcze. Wiem... Doskonale wiem co czujesz. Wiesz... Musiałem pożegnać swoją Elisabeth kiedy miała tylko dwadzieścia pięć lat. Życie na dało mi się nią długo nacieszyć... Zaraz po ślubie gdy zaszła w ciąże pojawiły się komplikacje. Nie przeżyła tego, ale nadal mam ją w sercu. Nadal czuje jej obecność przy sobie, czuwa nade mną i nad swoim synem... Zayn też tutaj jest - Powiedział cicho i postawił szklankę z wodą na stole.
- Przygotowałem Ci ubrania. Za dwie godziny musimy wyjechać żeby zdążyć. Musisz go pożegnać chłopcze - Powiedział mężczyzna i odszedł zostawiajac Liama w spokoju.
Zrobił to. Podniósł się z kanapy i poszedł się ubrać. Nie chciał się przeglądać w lustrze. Wyglądał jak wrak człowieka. Miał przekrwione oczy, suche usta i roztrzepane włosy, ale miał to gdzieś. Wstanie z kanapy było tym co mógł z siebie najwiecej dać. Kiedy jechał w stronę cmentarza Stan musiał się zatrzymać. Liam zwymiotował, sam nie wiedział czy ze stresu czy to przez wczorajszy dzień kiedy topił swoje smutki w alkoholu. Ale nawet po tym jak zwymiotował nie poczuł się lepiej.
- Wysiądź Liam - Poprosił spokojnie Stan. Otworzył dla niego drzwi i objął go delikatnie. Chciał być dla niego oparciem. Ruszyli w stronę miejsca gdzie odbywał się pogrzeb. Było tu naprawdę sporo ludzi. Niewielu z nich kojarzył, ale gdy widział znajomych Zayna to uderzyło w niego jeszcze bardziej. Wszyscy stali zapłakani, nie wiedzieli co ze sobą zrobić. On też nie wiedział, a jeszcze kilka dni temu dobrze bawili się w klubie, pili alkohol i żartowali. To wszystko tak szybko się zmieniło. Kiedy zaczęli zakopywać trumnę wiedział, że więcej już nie da rady. Wybuchnął głośnym płaczem i wtulił się w ciało swojego przyjaciela, który głaskał go po plecach. Nie mógł tu dłużej być. Musiał się pożegnać z Zaynem, ale nie chciał tego robić w taki sposób.
2 lata później
- Chodź Rocky - Powiedział Liam i usiadł na trawie. Pies posłusznie usiadł obok niego, ale czując nastrój swojego właściciela od razu ułożył głowę na jego kolanach. Liam uśmiechnął się delikatnie na ten gest, pogłaskał psa po łbie i spojrzał się na kamienną płytę.
- Cześć Zayn. Dawno nas nie było - Mruknął Liam i zapalił niewielki znicz. Postawił go niedaleko tablicy i westchnął cicho pod nosem.
- Już od miesiąca nie pije... Wiem to mało, ale zrobiłem to dla Ciebie. Chciałem żebyś był ze mnie dumny. Czułem wiesz? Czułem jak na mnie patrzysz kiedy zalewam się w trupa... Nie chciałem żebyś mnie takiego widział - Szepnął mężczyzna i uśmiechnął się smutno pod nosem.
- Tak bardzo za Tobą tęsknie skarbie... Nawet nie masz pojęcia jak bardzo - Wyszeptał i przytulił do siebie Rockiego.
- On też tęskni. Kładzie się zawsze po Twojej stronie łóżka wiesz? Śpimy z Twoją koszulką, nie pchnie już Tobą, ale wystarczy chyba sama świadomość, że ona jest Twoja wiesz? Pewnie byś się ze mnie nabijał gdybyś tu był, ale hej... To mój jedyny sposób w jaki sobie radzę wiesz? Naprawdę się staram... - Szepnął Liam patrząc na niewielkie zdjęcie na kamieniu. Był na nim taki uśmiechnięty. Zawsze miał uśmiech na twarzy.
- Widziałem ostatnio Amelie... Jest w ciąży. Ma już wielki brzuch, mówiła mi, że to chłopiec wiesz? Ma nosić Twoje imię - Uśmiechnął się pod nosem i spuścił głowę w dół.
- Powinienem już iść. Zaraz mam spotkanie z terapeutą, ale... Wrócę tu niedługo. Niedługo znowu się zobaczymy kochanie - Mruknął Liam i położył na trawie kwiaty, które trzymał w dłoniach. Potrzebował jeszcze dużo czasu na to żeby było dobrze. Ale bardzo się o to starał. Dla Zayna, miłości jego życia.
KONIEC
![](https://img.wattpad.com/cover/264047264-288-k9582.jpg)
CZYTASZ
HEY YOU
FanfictionZayn jest barmanem. Liam jest bokserem. Zobaczcie w jakich okolicznościach połączą się ich drogi.