- Czy ty wiesz co mówisz? Bo moje uszy raczej nie wierzą. – powiedziałam do Tiry.
- Ale mamo, to bardzo dobra możliwość. Zawsze tego dla mnie chciałaś. Teraz jest okazja, muszę z niej skorzystać.
Westchnęłam ciężko i przetarłam twarz ze zmęczenia.
-No dobrze, tylko byś tego potem nie żałowała… pani doktor. – uśmiechnęłam się szeroko.
Dobrze myślicie, Tira ma zamiar studiować medycynę. Wiedziałby kto po kim to ma. Jakoś bardziej pociąga ją ratowanie ludzkiego życia niż zbawianie świata swoją muzyką z ojcem, który w tym momencie parkuje pod domem. Trasa po Europie przy promowaniu płyty się przedłużyła, bo dali niespodziewany koncert w Polsce. Już jako reaktywowani Gunsi, nie oddzielnie.
Wybiegłam przed dom cała zapłakana i padłam w ramiona mojego męża. Brakowało mi jego ciepła. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, minutę, godzinę, może więcej? To nie miało znaczenia. Ważne, że wrócił.
- To była męka. – wyszeptałam wpijając się w jego usta.
- Spokojnie kochanie, jestem tu. I nigdzie się nie wybieram. Jak już to tylko z tobą. – wtuliłam się w niego chcąc wykorzystać tą chwilę maksymalnie.
Tira wyskoczyła z domu i przytuliła się do nas. Taki rodzinny uścisk. Wreszcie tworzyliśmy rodzinę, chociaż u nas ta definicja była trochę naciągana. Ale jest nam dobrze, to najważniejsze.
- Idę do wujka Duffa, cześć. – uśmiechnęła się znacząco i już po chwili jej nie było.
Saul spojrzał na mnie z uniesioną brwią, na co ja zachichotałam. Niespodziewanie wziął mnie na ręce i ruszył do sypialni. Zupełnie jak kiedyś…
„- Duff, Duff, Duff, Duff!
Ludzie skandowali imię blondyna, który prezentował właśnie wysokiej klasy striptiz na stole. Zaśmiałam się tylko i przymknęłam oczy, bujając się w rytm muzyki i popijając Nightraina. Z głośników sączyło się z niewyobrażalną głośnością „You Shook Me All Night Long” AC/DC. Przeszłam slalomem między ludźmi do kuchni, bo butelka trzymana przez mnie była już opróżniona. Wypuściłam ją na progu z rąk, przez co rozbiła się w drobny mak. Ktoś to kiedyś przecież sprzątnie…
Wyminęłam Izzy’ego i Stevena wciągających razem z dwoma innymi gośćmi rozsypany na kafelkach biały proszek. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam butelczynę Danielsa. Otworzyłam ją zębami i wypiłam potężnego łyka, z myślą, że o wiele bardziej wolę whiskey od taniego wina. Odwróciłam się na pięcie i o mało nie dostałam zawału, widząc przed sobą mop.
- O kurwa! – wrzasnęłam. – Legendarny chodzący mop!
- Eee? – odpowiedział mi sprzęt do mycia podłóg.
- Legendarny gadający mop!
- Legendarny jak nasza trzeźwość, hehehe… – wybełkotał mop i zarzucił swym włosiem. A pod spodem był… Slash!
Z salonu dobiegły nas donośne wiwaty.
- O nie, ominął mnie występ Duffy’ego! – wyjęczałam zrozpaczona i nie mając już władzy nad mym nietrzeźwym umysłem, oplotłam ramionami szyję Hudsona, a po chwili jego T-shirt z logiem Stonesów cały mokry był od moich łez rozpaczy i wylanej whisky.
- Ej, nie rycz tak Isis, zagłuszasz muzykę! Isis…
Zamilkłam. Ale tylko dlatego, że Slash uciszył mnie swoimi ustami. Były takie… miękkie. Najpierw niepewnie, następnie zdecydowanie zaczęłam oddawać pocałunek mulata. Lewą rękę wplotłam w jego loki, a prawą machałam nieporadnie na boki, próbując odstawić butelkę. Z opresji wyrwał mnie Izzy, który stwierdził, że po co ma się marnować, skoro ktoś mu praktycznie pod nos podstawił?
Slash zaczął wycofywać się z powrotem do salony, a gdy zabrakło nam powietrza i musieliśmy zaczerpnąć oddech, wziął mnie na ręce i zataczając się, ruszył w stronę schodów. Z dużymi problemami Saul pokonał te kilkanaście stopni i znaleźliśmy się w holu pierwszego piętra. Minęliśmy pokój Axla, zajętego… hmm, najprawdopodobniej grą w squasha, bo nieźle jęczał, i wparowaliśmy do pokoju gitarzysty. Nie przejmując się imprezą, która odbywała się na dole pozbywałam się po kolei ubrań Slasha. On także nie pozostał mi dłużny. Po chwili leżałam na nim naga, a on obdarowywał moje ciało czułymi pocałunkami. Mruczałam z rozkoszy, było mi tak dobrze.Po długiej grze wstępnej, która rozpaliła moje zmysły a tym bardziej ciało do białej gorączki wszedł we mnie głęboko, do końca. Z początku poruszał się we mnie wolno, lecz z każdym następnym ruchem zwiększał tempo chcąc dać mi jak najwięcej przyjemności. Jęczałam prawie tak głośno jak Axl za ścianą, ale nie przeszkadzało mi to. Ważne, że byłam tutaj z moim ukochanym, którego ubóstwiałam nade wszystko.
Odgłosy wydawane przeze mnie były coraz głośniejsze, czułam że moment kulminacyjny jest coraz bliżej. To wszystko rozsadzało mnie od środka. Wreszcie osiągnęłam szczyt, drżałam z rozkoszy w ramionach Saula całując go czule. Czułam się błogo, gdy Mulat wyszedł ze mnie i położył się obok zbyt zmęczony by cokolwiek zrobić, powiedzieć. Okryłam nas tylko kołdrą i przytuliłam się do niego mocno słuchając jak na dole skandowali imię jakieś dziwki, chcąc by pewnie się przed nimi rozebrała…”
- Jednak potwierdzę, nasze życie to jeden wielki, niekończący się sen. – wymruczałam cicho leżąc w objęciach Slasha.
To takie oczywiste Przez ten czas, gdy nie miałam go przy sobie dopadała mnie melancholia. Nie mogłam funkcjonować. Pasowaliśmy do siebie niczym Baby i Johnny, Anakin i Padme. Teraz kiedy mam go przy sobie odnalazłam coś czego szukałam od bardzo dawna – spełnienie.
CZYTASZ
Slash & Isis
FanfictionŻyją szybko, umrą młodo! Historia miłości, która jest silniejsza niż cokolwiek innego. Czy popularny gitarzysta i tajemnicza dziewczyna poznana w barze, mają szansę stworzyć szczęśliwy związek w otoczeniu, gdzie na porządku dziennym jest seks, nark...