27. Sąd ostateczny

217 26 27
                                    

Pov: Karl

- Jak to z nim rozmawiałeś?!

- Powiedział, że jeszcze się spotkamy. I że mnie kocha. Płakał

- Coś jeszcze?

- Nie, potem się obudziłem. George co to może znaczyć?

- Nie wiem. Ale rozmawiałem z lekarzami.

- Co z nim?

- Jest podpięty do aparatury podtrzymującej życie. Podczas operacji wystąpiły różne komplikacje. Płuco się zapadło. Nie wiem co jeszcze dokładnie.

- Żyje?

- Powiedzmy. Maszyna go utrzymuje.

Mój chłopak nie żył sam. Nie miałem już siły płakać. Nie czułem nic. Tak jakby wszystko mi już było obojętne. Ale nie było.

- Byli jego rodzice?

- Napisali, że będą dzisiaj podjąć decyzję co dalej.

***

Gdy poczułem się lepiej mój lekarz wypuścił mnie z Sali, wiedział że i tak stąd nie wyjdę.

Przyjechali rodzice Nicka, zacząłem się stresować jak jeszcze nigdy się nie stresowałem.

- Karl prawda? – Zaczepiła mnie wysoka szczupła kobieta z ciemnymi włosami.

- T-tak – Wyjąkałem

- Jesteśmy rodzicami Nicka, Czy mógłbyś zaprowadzić nas do jego lekarza?

- Tak, tylko muszą się państwo najpierw zgłosić do recepcji i lekarz przyjdzie wtedy.

- Jasne, dziękuje.

Gdy rodzice Nicka odeszli szybko poszedłem do Alexa po podsłuch.

- Tylko pamiętaj, najlepiej gdybyś ją przytulił czy coś.

- Wiem, dobra idę.

***

Siedziałem pod recepcją czekając na rodziców mojego chłopaka. Pominę w ogóle fakt, że ci ludzie się zachowywali jakby byli tutaj za karę. Jakby ich syn wcale ich nie obchodził.

- Karl? Na co tak czekasz? Nie wolałbyś być w domu? – Zapytał mnie ojciec Nicka

- Chcę wiedzieć co się z nim dzieje. – Wymusiłem swój płacz by mieć pretekst do przytulenia któregoś z nich.

- Hej, dlaczego płaczesz? – Zapytała bardzo łagodnym głosem – Chodź do mnie.

Przytuliłem matkę Nicka i najdyskretniej jak potrafiłem włożyłem do kieszeni w jej płaszczu malutki czarny mikrofonik.

MISJA UDANA

***

Karl: podsłuch podłożony. Idą teraz za Brown więc przygotuj się. Zaraz będę. Weź wszystkich.

Alex: Bajka. Spisałeś się świetnie.

Karl: :DD

***

Spotkałem się ze wszystkimi standardowo w szpitalnej kafejce. Alex odpalił swój telefon.

- Co z naszym synem?

- Może zacznę od początku. Pański syn został bardzo brutalnie pobity. Jego koledzy zadzwonili po ambulans.

- Kiedy dokładnie się to stało?

- Tydzień i cztery dni temu. Nie wiedzą państwo?

- Nie do końca. Nie ważne proszę kontynuować.

The boy like a dream (KarlNap)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz