✩ 1. (nie) Świąteczne Wspomnienia ✩

174 24 190
                                    

1 grudnia, #1dzieńwritemasu

No to lecimy! Na początek rozdział krótki, skrócony, bo wyszedł mi za długi 😹

Skrobanie pióra o pergamin, przewracane kartek, ciche wzdychanie.

Puknie, nie - dobijanie się do drzwi. Podłoga skrzypiąca pod naporem stóp, przeszywające na wskroś zimno przy otwieraniu drzwi. Rożdżka w gotowości.

Para mężczyzn, których nigdy nie widziała na żywe oczy. Twarze poważne, choć niegroźne, z lekkim żalem wpatrzone w tę młodszą. W rękach skórzana walizka, a na niej kapelusz.

Ze zdezorientowaniem go podnosi, obraca rondel, napotyka wzrokiem wyszyte inicjały GH. Ręka zamiera, wypuszcza kapelusz. Nicnierozumiejące oczy oczekują wyjaśnień.

- Pani ojciec nie żyje.

Gdzieś w oddali kroki, czyjś melodyjny głos tuż przy uchu, delikatne, ciepłe dotknięcie.

- Mylicie się. - Na twarzy znikąd pojawia się nerwowy uśmiech. - Wychodził dzisiaj rano do pracy, widziałam.

Wie, że to był bezsensowny argument.

- Bardzo nam przykro, panno Hammond. Nastąpił wypadek. Wybuchły zamieszki, został postrzelony przez mugola.

Nie... nie... Nie, nie, nie... NIE!

- Gdzie... Gdzie on jest?

- Nawet za pomocą magii nie dało się nic zrobić. Umarł jeszcze przed przetransportowaniem do Munga.

- Jest w Mungu?

Zmieszanie. Krótka wymiana spojrzeń.

- Tak, jego ciało jest w Mungu - powiedział powoli dotychczas milczący mężczyzna. - Ale nie sądzimy, aby była potrzeba...

- Zabierzcie mnie tam. Natychmiast.

- Panno Hammond, to nie jest widok, który powinna pani teraz oglądać. Poza tym pańska matka powinna się tu zaraz zjawić.

- Jeżeli mnie tam teraz nie zabierzecie, to będzie to ostatnia rzecz, którą będziecie się przejmować po tym jak tuzin mugoli mnie zobaczy przelatajacą na miotle ponad ich głowami!

Drażniące ucho jak wyjątkowo uparta mucha słowo mąciło we wspomnieniach. Powtarzało się z coraz większą intensywnością i natarczywością, jakby chciało się przedrzeć do wnętrza i zagłuszyć tym wszystkie pozostałe dźwięki.

Eleina...

Eleina...

ELEINA!

- Jasna cholera. - Eleina Hammond otworzyła oczy, szybko je jednak mrużąc pod wpływem blasku świeczki. Rozejrzała się wokoło nieprzytomnym wzrokiem, przez pierwsze sekundy czując narastającą panikę. Nie miała bladego pojęcia, gdzie się znajdowała. Potem, kiedy już zauważyła obok zafrasowaną twarz przyjaciółki i w tle regały pełne książek, wszystko sobie przypomniała. Ot siedziały z Cynthią i odrabiały pracę domową. Przynajmniej jedna z nich, bo Eleina musiała przyciąć sobie komara.

- Mamrotałaś przez sen - wyjaśniła Cynthia, a w jej dużych oczach pojawiło się współczucie. Eleina nienawidziła tej emocji, zbyt bardzo kojarzyła jej się z litością. - Miałaś rację, powinnyśmy się stąd zmywać pół godziny temu, już jest późno a eseje z eliksirów i transmutacji skończy się przez weekend.

- Nie musisz, możesz jeszcze zostać, ja sama już pójdę.

- Z chęcią cię odprowadzę - naciskała. - Naprawdę już późno, a wiesz jaki mój brat jest... Odkąd mam chłopaka nie wychodzi z pokoju wspólnego dopóki nie upewni się, ze wróciłam na noc. - Na twarzy Puchonki pojawił się uśmieszek rozbawienia i pokaźny rumieniec.

Eleina przypomniała sobie swój sen, wspomnienie sprzed miesięcy, które często dawało o sobie znać, kiedy odpływała.

- Mówiłam o ojcu. - Bardziej stwierdziła niż zapytała, ale i tak zawiesiła z wyczekiwaniem wzrok na przyjaciółce. Ta jednak szybko uciekła spojrzeniem. Chcąc uniknąć odpowiedzi, nieświadomie podała ją Eleinie na tacy. - Cynth, nie jestem porcelanową lalką. Minęło już trochę czasu, możesz przestać traktować mnie tak, jakbym w każdej chwili mogła się stłuc, to nie jest okej.

- Przepraszam. - W oczach Cynthii pojawiły się zły wstydu. - Nie chciałam, ja po prostu... Nie wiem, jak się zachować, skoro żądasz ode mnie, żebym się zachowywała jak zwykle, jakby nic się nie stało. Takie wypieranie nie jest zdrowe, El.

Na wargi Eleiny cisnęły się słowa pełne złości, nieodpowiednie, których na pewno by później żałowała, gdyby się nie zdołała powstrzymać przed ich wypowiedzeniem. Zamiast tego wzięła głęboki wdech, uznając w myślach, że coraz lepiej jej idzie panowanie nad własnymi emocjami, w szczególności złością.

- To chodźmy, zanim twój starszy braciszek wyśle po ciebie swoją straż.

Kąciki ust Puchonki uniosly się lekko w zażenowaniu. Mruknęła pod nosem nieprzychylny epitet w stronę brata i zaczęła starannie zbierać swoje rzeczy. Eleina przez krótki moment przyglądała się tym zmaganiom, a dopiero później zabrała się za swoje.

W podziemiach jak zwykle panował nieprzenikniony chłód. Zarówno Eleina jako Ślizgonka, jak i Cynthia jako Puchonka miały pokoje swoich domów ulokowane w tych okolicach. Eleina bawiła się rożdżką w dłoniach, myśląc z rozbawieniem, że gdyby została teraz przyłapana na tej frywoli przez wuja Conrada, dostałaby po łapach. Ten czarodziej miał prawdziwego świra na punkcie różdżek.

- To cześć i dobranoc - powiedziała cicho Cynthia, przepraszająco się uśmiechając.

Eleina nie zdążyła nawet otworzyć ust, a w wejściu do pokoju wspólnego, gdy Cynthia miała już wystukać znany Puchonom rytm, pojawiała się postać. Chłopak ów miał brązowe włosy i w takim samym odcieniu oczy, które na widok Cynthii nieco się zwężyły.

Jak u węża, pomyślała Eleina.

- Miałaś być czterdzieści minut temu.

- Daj spokój, Justyn. Chyba nie zamierzasz mi mierzyć czasu klepsydrą?

- Nie o to chodzi. - Wzrok Justyna na chwilę zawadził o Eleinę. - Hej.

Eleina w ramach powitania uniosła rękę, krzywo się uśmiechając.

- To o co, jaśnie starszy bracie? - mruknęła Cynthia, a Eleina zaczęła się oddalać. Była już zbyt wiele razy świadkiem kłótni tego rodzeństwa.

Mimo szybkiego oddalania, zdołała jeszcze usłyszeć zanim skręciła:

- Sprout na ciebie czeka.

Wrodzona ciekawość Eleiny nakazała jej się zatrzymać. Obróciła się na pięcie, gotowa zawrócić, ale Puchoni rozmyli się już w powietrzu.

Rozchylila nozdrza, a kąciki ust jej drgnęły. Wzruszyła ramionami. Cynthia zapewne i tak później ze wszystkim się z nią podzieli. Niemniej przez całą drogę do dormitorium Ślizgonka kontemplowała nad tym, czego opiekunka domu Hufflepuffu mogła chcieć od zawsze grzecznej, ułożonej i zupełnie niekłopotliwej Cynthii. Jedno wiedziała na pewno. Cokolwiek to było, na pewno nic złego. Przynajmniej nie aż tak.

Dając susa przez pokój wspólny Slytherinu, Eleina nie przejmowała się zbytnio otoczeniem. W pokoju wspólnym nie było nikogo. Współlokatorki miały jak zwykle siedzieć do późna w dormitorium innych dziewczyn. Eleinie bynajmniej taki kolej rzeczy nie przeszkadzał. Nie dogadywała się z nimi. Irytowały ją.

Ułożyła się na boku, podpierając głowę o rękę na swoim łóżku. Wypuściła powoli powietrze z płuc. Szybko zapadła w sen. Niespokojny, pełen kolejnych wspomnień związanych ze śmiercią taty.

23 dni do świąt

Świąteczne lukrecje • Justyn Finch-Fletchley ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz