✰ 13. Świąteczne Ciotki Klotki ✰

97 14 121
                                    

13 grudnia, #13dzieńwritemasu

Ostatni tydzień nauki i chwilowe zdalne ❤️ Cieszę się, ale mam nadzieję, że to faktycznie będą tylko chwilowe. Nie chcę znowu przesiedzieć w domu do czerwca. Chociaż... Gdyby zdalne trochę się jeszcze pociągnęły, odwołaliby mi matury ustne 😈

Niech ktoś mi wymanifestuje brak ustnych błagam. Oddam duszę wszystko cokolwiek chcecie

W przedziale Luna skarciła Nico za to, co zrobił, i próbowała chłopakowi wyjaśnić, że nie musi ciągle się za nią wstawiać — już przywykła do tego typu uwag i bynajmniej nie były raniące. Skupiała się na swoich przyjaciołach zamiast na zaczepkach i wszystko było w porządku. Nico jednak, choć kiwał głową — pewnie dla świętego spokoju — miał taką minę, jakby nie zamierzał się pogodzić z tym, że ją wyzywają. Zresztą żadne z nich nich nie mogło, wszyscy się wstawiali, gdy tylko byli przy podobnego typu sytuacji. Problem leżał w tym, że tego typu zaczepki wciąż od czasu do czasu się pojawiały. Jakby ludzie nie mieli lepszych rzeczy do roboty.

Nos Nico wciąż krwawił. Luna z troską pomagała mu tamować krwawienie, choć Krukon powtarzał w kółko, że „nie trzeba, jest okej". Cynthia i Neville ponownie już nie zasnęli, toteż całą gromadą przez resztę podróży prowadzili ożywione rozmowy. Druga połowa minęła im znacznie szybciej niż pierwsza.

Kiedy zatrzymali się na zatłoczonym peronie, wszyscy rzucili się do wyjścia, pragnąc jak najszybciej znaleźć się już w swoim domu. Przyjaciele pożegnali się, jednak nim Eleina zdążyła wyszukać wzrokiem mamę w tłumie, Cynthia położyła jej dłoń na ramieniu.

— Przemyśl tego sylwestra i daj mi znać, dobrze?

Eleina skinęła głową. Cynthia się uśmiechnęła i ją przytuliła.

— Pamiętaj, żeby pisać. Jak coś, to każde z nas jest gotowe wyrwać cię od towarzystwa ciotek. 

— Tak, wiem. Dziękuję, naprawdę. 

Odsunęła się od Cynthii, a wtedy wzrok Ślizgonki spotkał się ze wzrokiem wychodzącego z pociągu Justyna. Przez chwilę na siebie patrzyli, ale Eleina szybko odwróciła wzrok i zanim zdążyłby cokolwiek powiedzieć, odeszła. 

Wyszukanie w tłumie mamy zajęło Eleinie jedynie krótką chwilę, gdyż kobieta także wyszła jej na spotkanie. Eleina podbiegła do mamy i w pierwszej chwili nie była pewna, co powinna zrobić na przywitanie — zwykle w ich relacji nie było zbędnych wylewności. Kobieta jednakże ze wzruszeniem ją objęła. 

— Cieszę się, że cię widzę, skarbie. Jak przebiegła podróż?

— Dobrze — wydusiła lekko zakłopotana Eleina. Mimo wszystko czuła się naprawdę miło z tym, że mama ją przytuliła. Może dla niektórych nie było to nic zaskakującego, ale dla Eleiny to nowość. Przyjemna nowość. — Graliśmy w karty, rozmawialiśmy i takie tam... Ciotek nie ma?

— W domu czekają — wyjaśniła, odsuwając się.

Eleina westchnęła z ulgą, na co mama się zaśmiała.

— Niestety długo jeszcze nie będziesz mogła od nich odetchnąć. Ale zawsze wieczorem gdzieś można się wybrać bez tych przylep. 

— Jestem fanką tego pomysłu — stwierdziła Eleina, a mama ponownie się zaśmiała i obie ruszyły w drogę powrotną.

Dom Eleiny raczej nie był niczym wyszukanym, choć trzeba było przyznać, że był nieco zbyt duży na ich dwójkę. Przynajmniej nie musiały się martwić potrzebą prywatnej przestrzeni. W wejściu, tak jak Eleina podejrzewała, przywitały ich ciotki — Regina (pulchna, niska blondynka z ogromnymi, przypominającym bombki kolczykami), Ellen (wysoka, dystyngowana kobieta o talii osy i surowej, wiecznie skupionej twarzy), Lena (najmłodsza z ich trójki o dużych, wręcz nieco wyłupiastych jasnych oczach i cudownym, ogromnym uśmiechu). Pierwsza w stronę nowoprzybyłych rzuciła się Regina. Padła na Eleinę z takim impetem, że prawie przewróciła dziewczynę.

— Jakżeś wyrosła! Taka pannica, a dopiero cię w ramionach kołysałam! I jaka śliczna buźka! — Regina poklepała zakłopotaną Eleinę po policzkach, a następnie zaczęła się zachwycać kolejnymi elementami jej wyglądu.

— Regiono, proszę — mruknęła Ellen, sztywna i wyprostowana jak na jakiejś służbie wojskowej. Omiotła niechętnym wzrokiem dwakroć niższą siostrę. — Dziewczyna jest zmęczona i pewnie głodna, nie zamęczaj jej swoim towarzystwem.

— Daj spokój, Ellie — machnęła ręką Lena i także przytuliła bratanicę. — Na co masz ochotę, złotko? Zaraz przygotujemy, a ty możesz się pójść rozpakować. Skrzat ci przyniesie obiad do pokoju.

Eleina otwierała już usta, aby odpowiedzieć, gdy przerwała jej rozgadana jak jakaś sprzedawczyni na targu, która próbowała wcisnąć za jak najwyższą cenę jakiś nic niewarty kit, Regina. 

— Naleśniczki, pączuszki, ciasteczka... wszystko, do wyboru, do koloru! 

— A może coś zdrowszego, Regino? — burknęła Ellen. 

— Idź mi z tą kwaśną miną, siostro! Eleina sama wybierze, na co ma ochotę! I nic ci do tego!

— Nie tym tonem. — Ellen nieco się zdenerwowała.

— Siostry, proszę. — Lena obrzuciła obie kobiety krytycznym spojrzeniem, a następnie spojrzała na Eleinę. — Idź już na górę odpoczywać.

— Dobrze... Dziękuję... — wymamrotała Eleina. Wymieniła się spojrzeniem z mamą, która miała znudzoną i zmęczoną minę. Zapewne tego typu sytuacje zdarzały się podczas nieobecności córki w domu na porządku dziennym. Nic dziwnego, że miała już dość towarzystwa trzech tak różnych od siebie sióstr, które wprowadzały sporo zamieszania.

Z ulgą przywitała swój pokój. Cieszyła się z tego, że ta część domu od wczesnego dzieciństwa Eleiny się nie zmieniła, jako jedna z nielicznych zresztą. Pokój był dosyć spory, ściany kolorem ciemnej zieleni, podłoga, jak cała reszta domu i mebli — z ciemnego drewna. Przy prawej ścianie umieszczone było łóżko, obok komoda, naprzeciwko biurko wraz z szafą na ubrania po swojej lewej stronie. Na ścianach były ślady po wielu plakatach, które w dzieciństwie Eleina uwielbiała wywieszać. Nad łóżkiem wciąż znajdowała się ich garstka, jak różne zespoły muzyczne, na przykład Fatalne Jędze, solowi artyści czy jeszcze inne jakieś znane z czarodziejskiego świata osobowości. 

W kącie pokoju znajdował się ogromny, rozmiarów Eleiny, pluszak. Dostała go na któreś urodziny od dziadków. Był koloru ciemnoróżowego, przez pryzmat czasu bardzo już zmarnowanego. Był to różowy konik, któremu brakowało większej części ogona — Eleina pamiętała, że kiedyś przypadkiem zaplątała się w niego glina, przez co zmuszeni byli do usunięcia jego większości. Innej opcji nie było. Na szyi konika wisiała obroża z dzwoneczkiem. Ona także nie była w najlepszym stanie. Cała postrzępiona, trzymała się na ostatniej nitce na szyi pluszaka. Tego sprawcą był dawny kot Eleiny, który postrzępił mamie w tym domu tyle zasłon, że przeklinała biednego Cezarego i wrzeszczała na niego tak, że sąsiedzi słyszeli. 

Niemniej jak przyszło co do czego, a Cezary, stary już grubasek, zachorował, każde z nich bardzo przeżywało jego odejście. Mimo postrzępionych zasłon, śladów pazurów na skórzanych meblach, był przyjacielem rodziny. Każdemu z nich później brakowało jego wręcz złośliwych intryg, a w domu było tak jakoś... pusto. 

Rozpakowywanie się Eleina postanowiła zostawić na później. Teraz jakoś nie miała do tego siły. Padła na łóżko i już nie chciało się jej z niego wstawać, dlatego z przyjemnością powitała skrzata Ziutka, który przyniósł swojej „panience" naleśniki i gorącą herbatę. Eleina musiała przyznać, że naleśniki wyszły cudownie. Syrop klonowy rozpływał się wręcz w ustach. Dawno tak dobrych nie jadła. Może jednak towarzystwo ciotek nie będzie takie złe, skoro zapowiada się na takie pyszności? 

Od razu po zjedzeniu, położyła się i szybko zasnęła. Była tak zmęczona, że nie przeszkodziła jej w tym pora dnia, a było popołudnie. Kiedy spała zjawił się Ziutek, który odniósł naczynia do kuchni, a jeszcze później do drzwi ktoś zapukał. Śpiąca Eleina rzecz jasna nie odpowiedziała. Drzwi się uchyliły, wyjrzała zza nich mama dziewczyny. Na widok śpiącej córki uśmiechnęła się lekko i z powrotem zamknęła pokój, oddalając się w swoją stronę.

11 dni do świąt

Świąteczne lukrecje • Justyn Finch-Fletchley ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz