✰ 9. Z Deszczu Pod Świątecznego Irytka ✰

86 15 141
                                    

9 grudnia, #9dzieńwritemasu

Podczas opieki nad magicznymi stworzeniami Eleina bujała w obłokach. Śniegu było ponad kostek. Zdobił on również gałęzie nagich drzew, które przywdziewały biały puch niczym ciepłe futro.

Znajdowali się w Zakazanym Lesie. Drzewa otoczały grupę Ślizgonów i Puchonów niczym wieże strażnicze, gotowe posłać w stronę potencjalnego najeźdźcy deszcz strzał.

Czołowe miejsce zajmował pół olbrzym, a jednocześnie nauczyciel przedmiotu — Hagrid. Stali tak bez ruchu od co najmniej piętnastu minut i nikt nie wiedział, po co konkretnie. Nauczyciel także nic nie zdradzał. Powtarzał tylko ciągle uparcie:

— Zara się przekonacie sami.

Pomimo szalików, czapek, rękawiczek i kurtek uczniowie i tak drżeli jak sardynki w puszce. Eleina była pewna, że wystarczy jeszcze raptem pięć minut, a przemieni się w najprawdziwszego, lodowego sopla.

— Palce mi chyba odpadną — jęknęła Cynthia do Eleiny, a potem wydała z siebie cichy okrzyk, który przykuł uwagę wszystkich.

— Co się stało? — zapytał natychmiast Hagrid. — Widziałaś go? Widziałaś? Gdzie?

Wciąż oniemiała Cynthia wskazała wykop znajdujący się przy pniu jednego z bardziej okazałych drzew. Profesor poczłapał w jego stronę, kucnę i niemalże wspadził twarz do dziury. Cynthii oczy wyszły z orbit, zaś Eleina przyglądała się temu wszystkiemu z nic nie rozumiejącym spojrzeniem. Nagle gajowy wydał z siebie krzyk, który szybko przerodził się w śmiech.

— Tu jesteś! — zawołał, podnosząc się z kucków. W swojej olbrzymiej dłoni trzymał stworzenie budową ciała przypominające fretkę. Różniło się rozmiarem, było nieco większe, oraz gęstym bielutkim futrem z długim ogonem i jakimiś dziwnymi refleksami.

— Śnietki puszaste są przyjaznymi stworzonkami, ale nico nerwowe. Mogą podrapać.

Puchoni i Ślizgoni jednak nie przejęli się tym ostrzeżeniem i natychmiastoso całą lawiną naparli na Hagrida.

— Spokojnie, no. Bo przestraszycie.

Uczniowie wyciągali ręce, aby pogłaskać śnietkę, która uważnie ich obserwowała, gotowa w razie czego dać dyrda pomimo trzymającej ją dłoni. Eleina wciągnęła ze świstem powietrze, orientując się, jak gęste było futro. Cała jej dłoń w nim utonęła! I wciąż nie sięgała skóry! Jak można było się spodziewać, futro było niezwykle miękkie i milusie w dotyku. Musiało zapewniać zwierzątku sporo ciepła w te mroźne dni.

— Żywi się drobnymi stworzeniami, jak myszy czy jakieś owady, ale przede wszystkim uwielbia ryby. Pomimo tego gęstego futra świetnie pływają. Ten długi, gruby ogon im w tym pomaga. Futro w wodzie traci objętość i przywiera do skóry. Gdybyście zobaczyli śnietkę w wodzie, nigdy byście nie pomyśleli, że to ona. Ty z tyłu — Hagrid zwrócił się do jakiegoś Ślizgona — tam pod drzewem jest worek, przynieś go.

A w worku były ryby, którymi nakarmili śnietkę. Najedzona zaczęła się robić corsz bardziej nerwowa. W pewnej chwili jej oczy pociemniały. Hagrid na to poklepał odważnie zwierzę i położył na ziemi. Śnietka of razu dała susa do dziury, a swoim ogonem uprzednio sprytnie zasypała wejście śniegiem.

— Już była wkurzona — mruknął po odchrząknięciu Hagrid. Machnął w niezydentifikowanym geście dłonią, strącając czapki z głów pobliskim podopiecznym. — No, to chodźmy się ogrzać do zamku.

Eleina i Cynthia wręcz rzuciły się w stronę wyjścia z Zakazanego Lasu. Eleina z ulgą pożegnała jego progi. Bowiem za każdym razem, jak je przekraczała, miała niepokojące wrażenie, że jest obserwowana przez tysiące par oczu.

W zamku dziewczyny się rozgrzały. Kiedy już doszły do siebie, ruszyły, błąkając się po zamku i rozmawiając na różne tematy. W pewnej chwili usłyszały czyjś krzyk. Nie. Nie krzyk. To był raczej pisk radości.

— ...-AAADAA ŚNIEG! PADA ŚNIEG! Lalala!

Nie zdążyły choćby wymienić się spojrzeniami, gdy zza rogu wyskoczył Irytek. Zrobił w powietrzu podwójne salto i głośno się zaśmiał. Kiedy zorientował się, że nie był sam, uśmiechnął się niecnie.

— Hej, Irytku... — wymamrotała Cynthia. — I pa, Irytku, my już sobie pój...

Wtedy Cynthia dostała śnieżką w twarz.

Irytek parsknął tak głośnym śmiechem, że gdyby była noc, to byłby pobudził pół zamku. Złapał się za brzuch, zaszczycając dziewczyny kolejnym saltem, a potem zamachał rękami, jak ptaszek dopiero uczący się sztuki latania.

Również Eleina nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Zaśmiała się przyjaciółce prosto w twarz, gdy ta odgarniała z czoła, powiek i policzków resztki śniegu, który zdążył się już roztopić.

— Ej! — zawołała Puchonka do Irytka i wskazała palcem Eleinę. — A co z nią?

Ślizgonka już miała wydać z siebie okrzyk zdrady niczym Juliusz Cezar po zdradzie Brutusa, gdy wtem poczuła na boku swojej twarzy przeszywające zimno. Aż zadrżała, strzepując z siebie śnieg.

— Jesteś z siebie zadowolona? — zapytała z wyrzutem Eleina. Początkowo na twarzy Cynthii pojawił się cwany uśmieszek, lecz zaraz ustąpił miejsce strachowi.

— O nie... — Cynthia zrobiła nagle krok w tył.

— Co?

— Musimy stąd spadać, El... I to jak najszybciej.

Eleina odwróciła głowę, co było jej błędem. Stanęła frontem do lecących jak strzały kilku śnieżnych pocisków, które szybko przemieniły się w kilkanaście.

— Skąd on to bierze?! — wrzasnęła Eleina, biorąc nogi za pas. Cynthia dotrzymywała jej kroku. Pociski co chwilę idealnie trafiały któraś z nich w środek pleców lub, co gorsza, w tył głowy, a ich odłamki wpadały za koszulkę.

— Nie wiem, nie widziałam! TAM!

Eleina została pociągnięta przez przyjaciółke w stronę jakiegoś pomieszczenia. Okazała się to być skrytka na miotły, gdzie się zamknęły w ciemnościach i obie przestały na chwilę oddychać. Śmiech, a raczej rechot Irytka rozległ się tuż przed drzwiami. Zniknął dopiero po chwili, choć echo rozbrzmiewało jeszcze przez jakiś czas.

Uznając, że mogą już oddychać, Eleina i Cynthia wypuściły powietrze z ust i nabrały głębokich wdechów. Wtedy parsknęły śmiechem.

— Z deszczu pod rynnę — stwierdziła Cynthia.

— Bardziej bym powiedziała, że z deszczu pod Irytka... — mruknęła nachmurzona Eleina.

Mina dziewczyny prędko się rozjaśniła, kiedy wyszły już ze schowka i ruszyły w przeciwną stronę niż poleciał Irytek. Cynthia zarzuciła przyjaciółce rękę na ramię.

— Niech więc będzie. Z deszczu pod Irytka.

15 dni do świąt

Świąteczne lukrecje • Justyn Finch-Fletchley ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz