chapter three

871 69 8
                                    


Aura zastanawiała się, czy jej dziadek trochę nie przesadzał, gdy nakładał na nią kilkadziesiąt zakazów i nakazów na to, jak powinna się zachowywać. To nie było tak, że kompletnie była pozbawiona jakichkolwiek zasad etykiety i w ogóle nie wiedziała, jak zachowywać się w towarzystwie Barona Zemo.

To, że ostatni raz widziała go w 2015 roku, a w międzyczasie ten stał się terrorystą, odpowiedzialnym za rozłam drużyny Avengers, nie robiło na niej większego wrażenia. Dla niej ciągle pozostawał przyszywanym wujkiem Helmutem, który opowiadał jej najróżniejsze, często niestworzone historie.

— Mogę zadać jedno pytanie? — Odezwała się Aura, przerywając swojemu dziadkowi. Zdążyła już zapomnieć o wszystkim, co ten jej przekazał w ciągu ostatnich godzin.

— O co takiego?

— Po co te wszystkie zakazy i nakazy? Przecież i tak nie mam bladego pojęcia, o co chodzi, więc o czymkolwiek będziecie dyskutować, to włożę swoje słuchawki i będę zachowywać się tak, jakby mnie tutaj nie było.

Oeznik zaśmiał się krótko.

— Znam cię zbyt dobrze, Aura — odpowiedział. — Powiedziałabyś, że słuchasz muzyki, a tak naprawdę byś podsłuchiwała.

Blondynka potarła nos palcem i uśmiechnęła się niewinnie.

— Tylko jeśli byście rozmawiali głośniej, niż moja muzyka nastawiona na najniższą głośność.

— Aura, pamiętaj, że ciebie wcale nie powinno tutaj być — przypomniał starszy mężczyzna, a dziewczyna skinęła głową. To, że czuła się tak, jakby łamała jakieś zasady, tylko ją nakręcało. — Dobrze i ani słowa swojej matce. Dostałaby jeszcze zawału i zakazałaby mi się z tobą spotykać.

— Nie wiem, czy wy obydwoje zapominacie, czy co, ale ja naprawdę jestem już pełnoletnia. Umiem podejmować własne decyzje i się sobą zająć.

— Łatwiej zapamiętać, że Nico jest od ciebie starszy i odpowiedzialniejszy.

Aura nabrała powietrza w usta i nadęła policzki ze złości. Jeszcze tego brakowało, by ktokolwiek mówił jej, że Nico – jej młodszy/starszy wkurzający brat był odpowiedzialniejszy od niej. Osobiście się z tym zgadzała, ale nie miała zamiaru się do tego przyznawać. Jeszcze ktoś, by to mu przekazał, a wtedy Nico nie dałby jej spokoju. I tak to wszystko było już nadto pokręcone.

Kilka chwil później przez okno w samolocie zobaczyła trzy zbliżające się sylwetki. Oeznik nakazał jej, by usiadła jak najdalej od wejścia i poczekała, aż nie wytłumaczy całej sytuacji baronowi. Aura dochodziła do wniosku, że nie było zbytnio czego tłumaczyć, ale stwierdziła, że nie chce doprowadzić dziadka do przedwczesnej śmierci i faktycznie zajęła jeden z fotelów na samym końcu.

Wyjątkowo chciała się posłuchać wszystkich zakazów oraz nakazów. Chciała pokazać, że nie jest małym dzieckiem i można traktować ją jak najbardziej poważnie. Wiedziała, że powinna siedzieć na swoim tyłku, gdy słyszała głosy rozmowy odbywającej się przed wejściem do samolotu. Jednak jedną z jej cech było to, że mało kiedy potrafiła usiedzieć spokojnie na miejscu, a już zwłaszcza zrobić to z wyjątkową cierpliwością.

Aura nawet nie wiedziała do końca, kiedy podniosła się z fotela, a potem stanęła w wejściu do samolotu. Widok znajomej twarzy wprowadził ją w jakiś dziwy stan euforii, której nie odczuwała ani razu przez ostatnie pół roku.

— Wujek Helmut! — Zawołała radośnie w swoim ojczystym języku, zwracając na siebie uwagę wszystkich mężczyzn. Dziewczyna nie przejęła się tym ani przez chwilę. Zbiegła po schodkach, a gdy stanęła obok swojego dziadka, uśmiechnęła się szeroko. — Przepraszam dziadku, ale nie mogłam czekać. Chciałam się przywitać, jak najszybciej.

— Aura, moja droga! — Zemo powiedział radośnie, w żaden sposób nie zaskoczony, ani niezadowolony z jej obecności. Mężczyzna wyciągnął w jej stronę ramiona, a ona nie zawahała się ani przez sekundę i wymieniła z nim mocny, ciepły uścisk. Przez chwilę czuła się tak, jakby nic się nie zmieniło. — Dobrze znów widzieć twoją uśmiechniętą twarz.

— Proszę wybaczyć, sir — odezwał się Oeznik pokornie. — Aura właśnie mnie odwiedzała, gdy...

Zemo machnął lekceważąco ręką.

— Nie musisz się tłumaczyć, mój drogi przyjacielu. Aura zawsze była mile widziana i teraz, to wcale się nie zmieniło.

— Przepraszam, czy ktoś wyjaśni, o co chodzi? — Wtrącił się ciemnoskóry mężczyzna. — I najlepiej po angielsku, proszę.

Blondynka dopiero teraz zwróciła większą uwagę na pozostałą, nieznajomą dwójkę mężczyzn. Długo nie musiała się zastanawiać, skąd kojarzy ich twarze, bo od razu przypomniała sobie o Avengers. Wiedziała, że byli z nimi powiązani, chociaż nie miała bladego pojęcia, co mogli robić w towarzystwie Barona. Jakby tak bardziej się zastanowić, to z Baronem też w ogóle nie powinna teraz rozmawiać, a tym bardziej się widzieć, skoro powinien odbywać swoją karę w więzieniu.

To, że z niego uciekł, uważała za cholernie czaderskie.

— Och, oczywiście, panowie. Poznajcie, proszę Aurę Bryant — przedstawił ją Zemo, a blondynka wyciągnęła do nich swoją rękę. Wilson niepewnie ją uścisnął, a gdy dziewczyna skierowała dłoń w stronę Bucky'ego, ten nawet nie zareagował.

— Cóż, wy nie musicie się przedstawiać, bo was znam — powiedziała niezrażona, opuszczając rękę wzdłuż swojego ciała. — Sam Wilson i James Barnes. Lubię te wasze metalowe protezy. Dają radę.

— Protezy? Nazywasz moje skrzydła protezą? — Oburzył się Sam, a Aura bez zawahania skinęła głową. — Ile ty masz lat, że mój strój nazywasz protezą?

— Przecież widzisz, że to jeszcze dziecko — odezwał się po raz pierwszy Bucky. — Pewnie nie ma nawet szesnastu lat.

— Wypraszam sobie! — Zawołała z oburzeniem dziewczyna. Założyła ręce na klatce piersiowej i spojrzała chłodno na Barnesa. — Gdyby nie Blip w tym roku kończyłabym dwadzieścia osiem lat.

— Czyli masz dwadzieścia trzy. Żadna różnica jak dla mnie — stwierdził niewzruszony James, a później zwrócił się do Zemo. — Nie taka była umowa. Mamy dowiedzieć się, o co chodzi z serum, a nie niańczyć dzieci.

Aura wywróciła oczami i była pewna, że gdyby wzrok mógł zabijać, to w tym momencie, by to wykorzystała. Liczyła, że wygląda chociaż trochę na wkurzoną i zirytowaną, ale miała wrażenie, że nawet to nie wpłynęłoby na Zimowego Żołnierza.

Och, nie byłaby sobą, gdyby nie znała tej historii. Lata spędzone nad książkami i w Internecie na poszukiwaniu najróżniejszych informacji, na coś się przydawały. Wiedziała o nich wszystkich praktycznie wszystko, co tylko było dostępne.

— Oczywiście, nic nie zmienia się w naszej umowie — zapewnił z zadowoleniem Zemo. — Obecność Aury może tylko działać na naszą korzyść.

— Niby jak?

Blondynka spojrzała z zaciekawieniem na Zemo. Nie mogła ukryć swojej radości z tego, co słyszała. Nie wiedziała, co ta trójka planowała, ale cokolwiek to było miało duże znaczenie. Aura nigdy nie interesowała się żadnymi walkami, czy bronią. Była jak najzwyczajniejszą dziewczyną, jaką można było sobie wyobrazić.

Jednak nawet ona miała zdolności, które czasami były ważniejsze, niż umiejętności walki wręcz.

— To się jeszcze okaże — powiedział Helmut i uśmiechnął się do dziewczyny. — Czas na nas. Zapraszam do środka.

Mężczyzna wskazał ręką na wejście do samolotu, a Aura czym prędzej wbiegła po schodkach i wygodnie rozsiadła w fotelu naprzeciwko Barona.

Chwilę później samolot wystartował, a ona miała wrażenie, że zaczyna przygodę swojego życia. 


⸻ 

hej, hej, helloł!

skoro mamy już naszą ukochaną trójkę na pokładzie

to będzie się dziać!

HEALER, the falcon and the winter soldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz