chapter four

924 66 17
                                    


Aura przejęła tacę z szampanem od dziadka i podsunęła ją w stronę Zemo. Dziewczyna przez cały ten czas czuła na sobie nieustępliwy wzrok pozostałej dwójki mężczyzn i zastanawiała się, co tak bardzo ich szokowało. Bo wiedziała, że tak zdecydowanie było, a ona przecież jedyne, co robiła, to pomagała swojej rodzinie.

Przynajmniej w tym momencie, bo ciągle nie miała bladego pojęcia, co planował dla niej Zemo. A coś planował i była o tym święcie przekonana.

— Przepraszam, że jest ciepły — powiedział ze skruchą Oeznik. — Lodówka się zepsuła, ale zobaczę, czy jest coś do jedzenia.

Zemo skinął głową, a później odezwał się w ich ojczystym języku.

— Jeśli nie zda testu zapachu, daj im — mężczyzna skinął głową w stronę pozostałej dwójki, a Aura parsknęła krótko, zanim zdążyła przyłożyć rękę do ust. Zemo spojrzał na nią z rozbawieniem, a blondynka uśmiechnęła się niewinnie. Nawet jej dziadek wydawał się mniej spięty jej obecnością.

— Dobrze, że panicz wrócił — odezwał się Oeznik, a Aura spojrzała na swojego dziadka, nie do końca wiedząc, czy powinna mu jeszcze w czymś pomóc, czy nie.

— Dziadku, czy... — zaczęła się podnosić, ale Zemo szybko się wtrącił.

— Usiądź, Aura — poprosił baron. — Twoja obecność w niczym nam nie przeszkadza.

— Czyżby? — Odezwał się Bucky. Blondynka wywróciła oczami. Jak Wilson wydawał się nieco bardziej rozluźniony, tak Barnes ciągle był jakiś drętwy i niemiły. — Czy ty właśnie wywróciłaś na mnie oczami?

— Możliwe — odpowiedziała pewnie. Wszystkie instynkty podpowiadały jej, że nie powinna bardziej wkurzać Barnesa. Że powinna obchodzić się z nim, jak z bombą, która zaraz może wybuchnąć. Jednak w jakiś sposób wiedziała, że ten nie odważyłby się jej skrzywdzić. Nie miała bladego pojęcia, skąd brała się taka pewność. — To wolny kraj, panie Barnes, a ja jestem wolną kobietą. Mogę robić, to co chcę i nie jesteś w stanie mi niczego zabronić, rozkazać, ani nakazać, jak bardzo byś tego pragnął.

Aura dochodziła do wniosku, że w jej głowie to zdanie brzmiało o wiele lepiej. Gdy wypowiedziała je na głos, miała wrażenie, że brzmi wyjątkowo perwersyjnie. Zarumieniła się na samą taką myśl i jeszcze bardziej, gdy Bucky posłał jej nieustępliwe spojrzenie.

Wilson odchrząknął cicho, zwracając na siebie uwagę.

— Może nam powiesz, dokąd właściwie lecimy? — Zapytał Sam, odwracając się w stronę Zemo. Aura nie zdążyła zarejestrować, kiedy jej wujek wyciągnął książkę i zaczął ją przeglądać.

— Wybaczcie — odpowiedział niewzruszony. — To mnie zainteresowało. Nie wiem jak to nazwać, ale wygląda na ważne. Kim jest Nakajima?

Bucky niespodziewanie zerwał się ze swojego miejsca, a Aura pisnęła cicho, gdy złapał Zemo za szyję, tak jakby chciał go udusić.

— Żadnej przemocy, proszę! — Zawołała pierwszą myśl, jaka przyszła jej do głowy. Zasłoniła oczy dłonią i po chwili rozsunęła palce, by sprawdzić, jak wyglądała sytuacja. Trójka mężczyzn patrzyła na nią i Aura wiedziała, że właśnie myśleli o niej, jak o małym dziecku. Blondynka poprawiła się wygodnie na siedzeniu, założyła nogę na nogę i złączyła dłonie na kolanach. — Miałam na myśli jedynie to, że mimo wszystko znajdujemy się w powietrzu i siły nie są do końca wyrównane. Lepiej nie doprowadzać do żadnej walki, to chyba logiczne.

Barnes jeszcze przez chwilę trzymał Barona za gardło, ale w końcu go puścił.

— Tknij, to jeszcze raz, a cię zabiję — zagroził, a później wyszarpał z rąk Zemo mały notes i schował do kieszeni w kurtce.

HEALER, the falcon and the winter soldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz