Aura nie wierzyła w swoje szczęście.
Chociaż wiedziała, że w pewien sposób temu szczęściu pomógł Sam, bo gdyby nie on to nie znalazłaby się, aż tak szybko w Stanach Zjednoczonych. Załatwianie wizy, nawet dla celów podróżniczych było o wiele bardziej skomplikowanym zadaniem, niż przed Thanosem. Jednak Wilson pomógł jej uporać się z szaloną biurokracją, powiedział, że ktoś w urzędzie był mu winny przysługę i koniec końców znalazła się w Stanach.
Sama, bez nikogo i w końcu miała wrażenie, że może odetchnąć. Nikt z jej rodziny nie popierał tego pomysłu, a przede wszystkim zastanawiali się, skąd w ogóle wzięła pieniądze na tak drogą wycieczkę. Przez chwilę myślała nad tym, jak dobry kit im wcisnąć – zwłaszcza swojej matce, a już na pewno Nico. Nawet nie pamiętała do końca, jak z tego wybrnęła, ale wiedziała, że jej dziadek przez cały czas patrzył na nią zdecydowanie podejrzanie. Ufała mu, dlatego jemu jako jedynemu powiedziała o pieniądzach, które dostała. Podejrzewała, że prędzej, czy później wyjawi też taką prawdę pozostałej dwójce, ale na razie potrzebowała spokoju.
Nie sądziła, że w centrum Nowego Jorku faktycznie go otrzyma. Nie miała czasu na rozmyślanie o tym, co się wydarzyło, a przede wszystkim o uczuciach, które obudził w niej James. Przed samą sobą musiała przyznać, że nie czuła tak silnych emocji nigdy wcześniej. Z tego też względu zaczęła podejrzewać, że może faktycznie się zakochała, a wcześniejszy związek był jedynie głupim, szczeniackim zauroczeniem. Jednak zdawała sobie sprawę z tego, że to wszystko było o wiele bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. I to nie tylko z tego powodu, co powiedział jej Bucky.
Wyjrzała przez okno w mieszkaniu, które aktualnie wynajmowała i uśmiechnęła się na widok wysokich wieżowców. Odkąd pamiętała, Nowy Jork był na liście miejsc, które chciała odwiedzić i teraz faktycznie tutaj była. Zaśmiała się wesoło i z niedowierzaniem przyłożyła palce do swoich ust. Wtedy też rozdzwonił się jej telefon, a ona odebrała go bez patrzenia na rozmówcę.
— Dzwonię, tylko by się dopytać o szczegóły twojego przylotu — usłyszała po drugiej stronie znajomy głos. Sam brzmiał wyjątkowo radośnie, biorąc pod uwagę, że kompletnie odsunięto go od sprawy Karli. — Moja siostra nie może się doczekać, aż będzie miała jakieś damskie towarzystwo.
W oddali było słychać najpierw oburzony głos, a później wesoły śmiech. Zakładała, że była to Sarah, z którą udało się do tej pory porozmawiać raz, czy dwa przez telefon. Sama Aura nie mogła doczekać się spotkania twarzą w twarz.
— Nie masz czym się martwić. Lot mam za cztery godziny i zaraz będę zbierać się powoli na lotnisko.
— Cudownie. Nie możemy się ciebie doczekać.
— Ja też — odpowiedziała szczerze. — I Sam? Dziękuję za wszystko, co ostatnio dla mnie zrobiłeś. Wiem, że już ci za to dziękowałam, ale jesteś dla mnie, jak prawdziwy przyjaciel. W ostatnim czasie brakowało mi kogoś takiego.
— Nie ma sprawy, dzieciaku.
— Hej! — Zawołała z oburzeniem, ale zaśmiała się razem z Samem. — Chcesz, żebym ja cię nazywała staruszkiem?
— Nigdy, proszę, to brzmi okropnie. Leć bezpiecznie i spotkamy się na lotnisku, tak?
— Nie odmówię darmowej podwózki.
⸻
Kilka godzin później znajdywała się w rodzinnym domu Wilsonów.
Sarah okazała się najbardziej życzliwą osobą, jaką kiedykolwiek poznała. Również dwójka jej synów – AJ i Cass – była wyjątkowo rozrywkowi. Dlatego wieczór, który spędziła w ich towarzystwie, był pierwszym, w którym czuła się naprawdę sobą. Brakowało jej takich beztroskich chwil, w których mogła się wygłupiać, czy grać w planszówki i kalambury do późnych godzin.
CZYTASZ
HEALER, the falcon and the winter soldier
FanfictionAura Bryant była sokovianką z krwi i kości. Czuła się nią nawet wtedy, gdy cały jej kraj został zniszczony. Udało jej się przeżyć wojnę, ale Thanosa już nie. Gdy pięć lat później wróciła, wszystko to, co znała, było inne. Nie umiała się odnaleźć...