chapter six

713 55 12
                                    


Aura zeskoczyła z barowego krzesła, unikając tym samym zderzenia jej twarzy z wyjątkowo rozbitą i ostrą butelką po piwie. Przedmiot rozbił się na ścianie w barze, a ona szybko przeczołgała się do wysuniętego blatu, pod którym się schowała.

To na krótką chwilę pozwoliło jej zorientować się, jak wyglądała sytuacja.

Połowy klubowiczów już nie było, bo po tamtej wiadomości nagle zaczęli wychodzić, ale reszta, jak gdyby nigdy nic obserwowała starcie między June, a Zee. Aura dopingowała swojej wybawicielce, bo wiedziała, że gdyby nie ona, to dziewczyna wcale by nie musiała walczyć. Z początku zastanawiała się, czy nieznajoma ma jakiekolwiek szanse, bo nie wyglądała na wyjątkowo umięśnioną i wysoką, a sam kijek, który trzymała, był od niej większy. Jednak jakimś cudem nieźle dawała sobie radę. June atakowała bez opamiętania, na przemian odpierając ciosy od Zee. Aura spoglądała na nią z nie małym uwielbieniem i zazdrością, bo sama chciała się tak umieć bronić. Co prawda kilka razy chodziła na zajęcia z samoobrony, ale to było coś zupełnie innego. Scena, która rozgrywała się przed jej oczami, była prawdziwą walką, w której każda ze stron chciała wygrać. Mimo wszystko powoli to June zaczynała prowadzić. Zee był od niej wyższy i bardziej napakowany, ale to ona skakała wokół niego, co chwilę zmieniając swoje miejsce i całkowicie go męcząc. Z minuty na minutę facet tracił orientację, z czego chyba zaczął zdawać sobie sprawę, bo zaatakował ze zdwojoną mocą.

June uniosła do góry swoją pałkę, ale gdy ponownie chciała zaatakować, Zee ją uprzedził. Wytrącił kijek z jej dłoni, a później popchnął tak mocno, że dziewczyna wylądowała na podłodze obok Aury. Szatynka spojrzała na nią przelotnie i uśmiechnęła się radośnie, tak jakby w ogóle nie walczyła o swoje życie.

— Wszystko z tobą w porządku? — Zapytała niewzruszona, a Aura zauważyła kilka otarć na jej policzku, a z jej wargi ciekła krew. Blondynka skinęła głową pośpieszenie, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, Zee zjawił się obok nich.

Mężczyzna pochylił się nad leżącą dziewczyną, a później wymierzył jej prawego sierpowego. Jednak June była szybsza. Wysunęła przed siebie ramiona, chroniąc swoją twarz i blokując cios. Aura czuła, że musi coś zrobić i pomóc dziewczynie, bo jak bardzo była pod wrażeniem jej umiejętności, tak wydawało się, że jej przewaga właśnie się kończyła. Rozejrzała się po swoim otoczeniu, a w jej oczy rzucił się samotny widelec, po który natychmiast sięgnęła. Nie zastanawiała się za bardzo nad tym, co robi. Wyszła ze swojej małej kryjówki, a później zaatakowała mężczyznę i z całej siły wbiła przedmiot w miejsce tuż nad jego obojczykiem. To na chwilę go unieruchomiło. Zee cofnął się do tyłu, a June natychmiast to wykorzystała. Szybko się podniosła z podłogi, złapała Aurę za rękę i biegiem wyprowadziła ją z klubu.

— Lepiej ściągnij szybko te buty, bo prędzej się w nich zabijesz, niż gdziekolwiek dojdziemy — poleciła June, wpychając ją do jakiegoś ciemnego zaułka.

Aura nie miała zamiaru protestować. Szybko odpięła szpilki, a później złapała je w jedną dłoń. Szatynka spojrzała na nią z małym zaskoczeniem, ale nie odezwała się w żaden sposób.

— Cudownie, a teraz wyprowadzę cię z tego bagna, bo wolę chyba nie wnikać, co ktoś taki jak ty robi w Madripoor.

— Ktoś taki jak ja? — Powtórzyła niepewnie Aura. — Chwila, niby co to miało znaczyć?

— To, że z daleka widać, że byłaś w takim miejscu jak to po raz pierwszy w życiu. Spokojnie, nic ci nie zrobię, o to nie musisz się martwić. Chyba wystarczająco to udowodniłam.

— Tak, znaczy, wcale nie myślałam o tym, że możesz mi coś zrobić. Poza tym nie wiem, czy się przedstawiłam, ale jestem Aura.

— Jest to jakoś pocieszające, Aura — zażartowała szatynka, a później wyciągnęła w jej stronę dłoń. — Jestem June, a teraz chodź, wyprowadzę cię z tego miejsca.

HEALER, the falcon and the winter soldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz