15.

628 84 2
                                    

Po raz już sama nie wiem, który przechadzałam się pustymi korytarzami. Za plecami miałam znajomego mi strażnika, patrzącego na mnie swym skryto-radosnym spojrzeniem.

- Wciąż nie mogę uwierzyć jak wiele dla niego robisz - zaśmiał się pod nosem.

- Pff... To nic takiego - spojrzałam na mężczyznę, przy okazji podziwiając brudne ściany.

- Wciąż uważam, że nie powinnaś. On...

- Kocham go, staruszku - zatrzymałam się. - Nie chcę, by cierpiał w tym okropnym miejscu. Mam zamiar go wspierać.

Nie usłyszałam odpowiedzi. Odwróciłam się plecami do strażnika i ruszyłam przed siebie.

- Jesteśmy - usłyszałam za sobą ochrypły głos.

Patrzyłam jak mężczyzna otwiera drzwi. Gdy skończył, weszłam przez nie. Potem tylko trzask i oddalające się kroki. Następnie cisza.

Trochę tu ciemno.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Ciasno i ciemno.

Rozważała bym jeszcze wady tego miejsca, gdyby coś w rogu się nie poruszyło. Nie. To złe słowo. Coś dosłownie się na mnie rzuciło.

- Odpierdolcie się w koń...! A-Aimi...?

Wpatrywałam się w szalone, złote oczy, wciąż nie wierząc, że patrzę na nie z tak bliska. Nie przeszkadzał mi nieznanego pochodzenia metalowy pręt. W momencie w którym miałam nim oberwać, pomógł refleks. Teraz siłowałam się z chłopakiem o to, w którą stronę ma on polecieć. W tym samym czasie stwierdziliśmy, że najlepszą opcją jest podłoga. Puściliśmy pręt, który z hukiem spadł koło naszych nóg.

- T-to na-naprawdę ty? - czarnowłosy podszedł bliżej. Ręką dotknął mojego policzka, zapewne chcąc stwierdzić czy to nie zwidy

- Nie przesadzaj - zaśmiałam się cicho. - Widzieliśmy się tydzień temu.

- Ale jak? D-dlaczego?

- No... Siedzisz tu już dobre kilka miesięcy. Pomyślałam, że czujesz się samotny - zgarnęłam kosmyk włosów za ucho. Był jednak zbyt krótki, dlatego ponownie opadł na swoje miejsce.

- Jak udało ci się przekonać dyrektora na wizytę w celi?

Rzuciłam chłopakowi rozbawione spojrzenie.

- Nie udało.

- C-co?! - w jednej chwili ciepło zniknęło z mojego policzka, a Hanemiya zrobił krok do tyłu - Więc jak...?

- No a jak się robi takie rzeczy? Chcesz zobaczyć ukochanego, ale ten siedzi w poprawczaku. Nie możesz go przytulić ani nic. To wymyślasz skok na sklep, przyjaciele ci w tym pomagają, ponieważ chcą twojego szczęścia i skrycie marzyli o czymś takim, ale nie koniecznie z opcją poprawczak. Ty dajesz się złapać, kryjesz ich i trafiasz do męskiego poprawczaka bo przed napadem wmówiłaś rodzinie, że czujesz się mężczyzną. Oni kapią się o co chodzi, no ale szurnięty kochany braciszek no i rozbawiony tata wszystko rozumieją. Wymyślają coś i takie też dostajesz papiery i o kurwa do reszty mnie pojebało - złapałam się za czoło, zdając sobie sprawę z tego co zrobiłam. - Masz mnie za psychopatkę, prawda?

Spojrzałam ukradkiem na złotookiego. Z przerażeniem czekałam na jego reakcje. Stał w bezruchu z pomniejszonymi źrenicami. Już miałam coś powiedzieć, przeprosić, ale kiedy tylko otworzyłam usta, podbiegł do mnie i zamknął w ogromnym uścisku.

- Co ty...?

Nim dokończyłam, przerwał mi śmiech czarnowłosego.

- Jesteś psychopatką - odsunął się ode mnie, wciąż trzymając dłońmi moje ramiona. - Ale mi to nie przeszkadza. W końcu... - spóścił głowę. - Tobie też nie przeszkadzało.

- Jasne, że nie - złapałam twarz złotookiego i skierowałam ją w swoim kierunku. - Lubię to twoje szaleństwo.

- Nieźle się dobraliśmy - zaciął się. - To chyba nie dobrze.

Powiedział to tak poważnie, że w mojej głowie zaczęły rodzić się potworne myśli. Na ziemię przywołało mnie ciche prychnięcie. Potem zauważyłam rozbawione złote tęczówki.

- Nawet tak kurwa nie mów. Takiego jak ty drugiego nie ma. Kocham cię, Kazutora.

- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to usłyszeć.

- Nie raz ci to mówiłam.

- Ale nie z tak bliska. Teraz mogę zrobić to.

Chwilę później chłopak przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta. Zamknęłam oczy czując przyjemne ciepło na wargach.

- Już myślałam, że naprawdę będę musiała czekać dziesięć lat - zaśmiałam się, gdy chłopak się odsunął.

- Szczęście, że mój tygrys jest niezłym dzikusem - Hanemiya zaśmiał się, czochrając moje włosy.

- Aaa o co chodziło z tym, że ktoś ma się odpierdolić? W sensie, dlaczego stałeś w rogu z metalowym prętem?

- Ou - złotooki złapał się za kark. - Ze względu na to, że trafiłem tu 2 raz, niektórzy osadzeni chcą sprawdzić, czy naprawdę jestem taki twardy, więc zakradają się tu czasem. Oczywiście wychodzą poobijani, ale... - nim dokończył zatkałam mu usta.

- Tyle wystarczy.

Chłopak w niezrozumieniu przekrzywił głowę.

- Skopiemy. Im. Dupy.

Zdziwiła bym się... Gdyby jego reakcja wyglądała normalnie, tak jak przeciętnego człowieka, czyli uciec jak najdalej.

- Ano - po raz pierwszy od wielu miesięcy zobaczyłam na jego twarzy ten uroczy prychopatyczny uśmiech.

Na szczęście mój wariat nie jest jak reszta nudziarzy na tym świecie. Jego normalnie to coś od czego ludzie trzymają się z daleka. Dlaczego więc mnie to przyciągnęło? Odpowiedź jest raczej oczywista.

Chłopak ruszył w stronę wyjścia, po drodze łapiąc moją rękę i ciągnąc ją za sobą. Cieszyłam się z faktu, że znowu możemy spędzać razem czas. Co z tego, że w takim miejscu i w taki sposób. Chociaż... Wtedy też głównie się biliśmy. A co do miejsca. To że tu jestem ma odzwierciedlenia, ale moi zwierzęcy klienci raczej nie będą się tym interesować. Ważne, że jestem tu z Hanemiyą. Najbliższe miesiące zapowiadają się bardzo ciekawie. Szkoda tylko, że po odsiedzeniu swojego, będę musiała ostro zakuwać, by móc pracować jako weterynarz. Ale to w końcu moje marzenie. I nie tylko moje. Spełnię je podobnie jak złożoną ci obietnicę. Nie martw się Baji-san. Nie opuszczę Kazutory.

Little Tiger |Hanemiya Kazutora X OC|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz