- To już 10 lat - przechadzałam się kolejnymi alejkami, zmierzając do swojego przyjaciela. Gdy dotarłam na miejsce na mojej twarzy zagościł blady uśmiech. - Witaj, Baji-san.
Zimny podmuch wiatru rozwiał moje włosy na różne strony, przysłaniając mi widok. Wtuliłam się w miękki szalik na mojej szyi, czując jak chłód, opatula moją skórę. Nie znoszę nosić szalików, jednak nie chciałam się przeziębić. Było jeszcze wcześnie. Słońce dopiero co wzeszło na niebie. Nad ziemią unosiła się mgła, a trawa pokryta była rosą. Przyszłam o tej porze, ponieważ chciałam chodź przez chwilę pobyć sam na sam z przyjacielem. Dziś będzie tu tłok.
- To już 10 lat - powtórzyłam, kucając przed pomnikiem. - ...10 lat od kiedy odszedłeś.
Poczułam jak szklą mi się oczy. W myślach powróciła scena z tamtego halloween.
- Tak bardzo mi cię brakuje. To nie ty powinieneś zginąć tamtego dnia - poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. - Jednak czasu nie cofnę - pociągnęłam cicho nosem, ocierając zaczerwienione oczy. Nie przyszłam tu by się obwiniać o zawalenie tego cholernego planu. On by tego nie chciał. - Wiesz... Kazutora wychodzi w przyszłym tygodniu. Przyprowadzę go tutaj. On też chciałby z tobą porozmawiać. Nie wiń go, proszę... Powiem ci coś o czym myślę od jakiegoś czasu... Nie mogę powiedzieć tego nikomu innemu. Jestem z Hanemiyą już prawie 10 lat. Ale cały ten czas siedział za kratami. Boję się, że jeśli wyjdzie zaczniemy się kłócić o coś co nie ma sensu. Nie chodzi tu o niego. Jest moim ideałem, ale... Może to on uzna mnie za okropną. Nie spodoba mu się coś we mnie... I to zakończy naszą relację - spuściłam głowę.
W tej samej chwili zawiał wiatr. Nie był tak mocny i zimny jak ten sprzed chwili. Był... Zdecydowanie cieplejszy i przyjemniejszy, jakby w jakiś sposób Keisuke próbował powiedzieć ,,Nie martw się. Wszystko będzie dobrze."
- Dzięki wampirze - ponownie na mojej twarzy zagościł blady uśmiech. - Tego było mi trzeba. Już dawno nie rozmawialiśmy. Chyba z miesiąc. Miałam ogromne urwanie głowy w klinice.
Po rocznej odsiadce, skupiłam się na nauce. Zostałam weterynarzem i wreszcie otworzyłam własną klinikę dla zwierząt. No... może nie do końca własną. Powiedzmy, że wspólną. W dniu otwarcia zastanawiałam się, czy gdyby Baji żył, chciałby w niej ze mną pracować. Kiedyś uwielbiał o tym rozmawiać, ale może upływ czasu by to zmienił.
- Znów pierwsza. Jak co roku - usłyszałam za sobą znajomy głos.
Nie odwróciłam głowy w jego stronę. Kroki nabierały na sile, aż wreszcie ucichły.
- Dawno żeśmy się nie widzieli - kątem oka zobaczyłam jak Chifuyu posyła mi uśmiech.
- Daj spokój Matsuno. Wyjechałeś tylko na kilka dni. A i tak czułam twoją obecność na zapleczu - miejscu które było azylem dla naszych przyjaciół. Mogli przesiadywać tam całymi dniami. Klienci przywykli do ich obecności tak, że gdy nie dobiegał stamtąd śmiech zadawali masę pytań. Miejsce naszej pracy nieoficjalnie zostało nazwane ,,Wesołą kliniką".
- Już dawno mnie tam nie było - westchnął cicho. - Dzień dobry, Baji-san.
Przez chwilę siedzieliśmy tak w kompletnej ciszy.
- Słyszałem, że Hanemiya wychodzi w przyszłym tygodniu - przerwał ciszę wbijając wzrok w beton. Zauważyłam jak zwija dłonie w pięści.
- Chifuyu... - położyłam rękę na ramieniu przyjaciela.
- Chociaż próbuję. Nie mogę przestać myśleć o tamtym dniu, Aimi - do jego oczu napłynęły łzy. - Nie mogę. To było tak nagłe. Dlaczego on?