Rozdział 7

145 19 4
                                    

Kyle

Patrzałem jak Skylar odjeżdża, widziałem w jej oczach wspólczucie, a jednocześnie zaintrygowanie. Wiedziałem, że już mnie nie pamięta, bo użyłem na niej swojej mocy wymazywania pamięci oraz manipulowania emocjami. W sumie potrafie robić wszystko, co wiąże się z myślami, uczuciami itp. Przydatne umiejętności, a jednocześnie bardzo uciążliwe.
Gdy samochód znikał za rogiem budynku, poczułem się koszmarnie, właśnie zrobiłem coś, czego nigdy bym nie zrobił. Nie wiem do końca co mnie w ogolne natchnęło, aby tak postąpić, ale wiedziałem jedno - moje sumienie jest czyste. Choć właściwie zdradziłem mój lud, nie czuję się z tym źle. Zależy mi na niej i wiem, że od teraz, zrobie wszystko, aby była bezpieczna.

****

- Gdzieś ty się podziewała?! - Cordelia emanowała czystą furią.
- Mamo, uspokoj się. Nic mi nie jest okej? - powiedziałam po raz setny wywracając oczami. - Po prostu byłam na przejażdżce. - usiadłam na kanapie, wziełam do ręki gorący kubek z moją ulubioną herbatą i upiłam łyka. Gorący płyn natychmiast dał o sobie znać, zrobiło mi się wyraźnie cieplej.
- Skylar, jeżeli coś ukrywasz... - zaczeła mama, ale natychmiast jej przerwałam.
- Nie kłamie, mamo! - krzyknęłam. Rzadko kiedy podnosiłam w ogole na nią głos, ale teraz zaczeła mnie irytować. - Uwierz mi, nie mam nic do ukrycia. - powiedziałam już szeptem. Mama spojrzala się na mnie z żalem , podeszła i przytuliła mnie.
- Martwiłam się strasznie o Ciebie. - szepneła. - Nie rób mi tego wiecej, wiesz że teraz jest niebezpiecznie i nie możesz się narażac. - pogłaskała mnie pokrzepiająco po ramieniu. - Wiesz, że ze nigdy nie martwiłam się o Ciebie az tak jak teraz. Wiem, że jesteś dość silna i poradzisz sobie, ale teraz nie mogę znieść myśli, ze cos moze Ci sie przydarzyc. Przepraszam , że tak na ciebie naskoczyłam kochanie. - mama poczochrała mi grzywkę i wstała. - Właściwie to dzwoniła Hailey, oddzwoń. - uśmiechneła się pokrzepiająco i poszła do kuchni.

***

- Okropna ta karmelowa latte, po co w ogóle się skusiłam po raz kolejny. Zawsze jest tak samo niedobra. - na twarzy Hailey pojawił się wielki grymas. Zaśmiałam się cicho.
- Może dlatego, że ty nienawidzisz kawy? - podniosłam znacząco brew. Obie się roześmiałyśmy.
- Probuje zachowywać się dojrzalej i chce nareszcie opanować sztukę picia kawy, zazdroszcze ci, że ty nigdy się nie krzywisz. - upiła kolejny łyk.
- To dlatego, że ja uwielbiam kawe kochanie. - wyszczerzyłam zęby. - Mogłabym ją pić całymi dniami. - Hailey uśmiechneła się, po czym spojrzała gdzieś za mnie i zamarła. Jej źrenice natychmiast się rozszerzyły. Spojrzałam za siebie, ale nic szczególnego nie przykuło mojej uwagi. Po prawej jakaś para popijała kawę i jadla ciasto, po drugiej stronie jakaś grupka dzieciaków śmiała się w niebogłosy, dwa stoliki dalej chłopak i dziewczyna dopiero weszli i właśnie siadali. Nie widziałam jego twarzy, tylko czarne włosy. Dziewczyna była bardzo ładna, szatynka o wyraziście niebieskich oczach, zgrabna i dość wysoka. Obróciłam się z powrotem do Hailey.
- Co takiego zobaczyłaś? - spytałam zdezorientowana. Hailey spojrzała na mnie jakbym była ułomna.
- Nie widzisz? To Kyle! Jeden dzień był w szkole i już wyrywa laski. - Hailey prychnęła. - Dzisiaj go nie było, ciebie z resztą też. Widać miał lepsze zajecia. - Hailey przewrócila oczami. - Właściwie czemu cie nie było? - spytała.
- Byłam na przejażdzce, musialam przemyśleć pewne sprawy. - odpowiedzialam z calkowitą prawdą. Jedyne co pamietałam to auto, jazda i jakiś hotel, nic wiecej.
- Masz na myśli Kyle'a? O nim musiałaś pomyśleć? - Hailey spojrzała się na mnie znacząco. - Widziałam jak ci się przyglądał dwa dni temu, wiem że wpadłaś mu w oko, a on tobie. - Hailey zaczeła chichotać. - Teraz to ma sens, on pewnie chce żebyś była zazdrosna! - spojrzałam na nią jak na wariatke. Nie wiwdziałam zupełnie o czym ona mowi. Nigdy nie widziałam tego chłopaka. Spojrzałam się jeszcze raz za siebie, chłopak coś zamawiał i stał dość blisko, żebym mogła zlustrować go całego. Niestety zupełnie go nie znałam. Nie wiem skąd Hailey się coś takiego ubzdurało. Spojrzałam na przyjaciołke.
- Ja go nie znam. - stwierdziłam poważnie. Dziewczyna wybuchła śmiechem.
- Kobieto, no prosze Cię, widziałam jak sie na niego wtedy patrzyłaś, daruj sobie to zlewanie i udawanie niedostępnej, bo nigdy nie znajdziesz sobie chłopaka. - jej słowa wprawiły mnie w zakłopotanie. Poczułam gorąco na twarzy i lekko się zarumieniłam, lecz nie z powodu tego tajemniczego chłopaka, a właśnie tego, że tak naprawde to nie miałam jeszcze chłopaka na poważnie. Spojrzalam na swoje ręce, które znajdowały się na stoliku, z nerwów jak zwykle obracałam swój srebrny pierscionek, ktory dostałam kiedyś od babci.
- Daruj sobie Hailey, nie każdy ma tyle odwagi co ty. - powiedziawszy to wstałam i wyszłam z kawiarni.
Zdenerwowała mnie, naprawde rzadko się to zdarza, aczkolwiek dzisiaj pojechała lekko po moich uczuciach. Nie należe do osób odważnych i troche boję się zawierać jakiekolwiek związki, przede wszystkim ze względu na to jaka jestem. Nie wiem czy normalny chłopak chciałby być z taką dziewczyną jak ja, z resztą na początku, póki nie okazałby się własciwy, musiałabym go okłamywać, a nienawidze i nie umiem tego robić.
Westchnęłam głeboko świeżym, wieczornym powietrzem i udałam się do parku. Uwielbiam tam chodzić, gdy jestem zdenerwowana lub zestresowana. Lubie czerpać dobrą energię z natury, stąd moje upodobanie.
Gdy weszłam do parku, od razu oblała mnie fala energii i poczułam się o wiele lepiej. Natura sprawia, że czuję. Dosłownie czuję.
Czuję wszystko, drgania liści, szum wody, zwierzęta i owady. Czuję ich niewinność, szczęście i chęć do życia.
Wystawiłam nieznacznie ręce w kierunku ziemi i ciągle idąc, zaczełam czerpać moc. Wchłaniam ją jak gąbka, jednak muszę uważać, nie moge pobierać jej za dużo i za często, gdyż osłabiam wtedy faune i flore, co prowadzi do ich śmierci, a czuć śmierć tego, co cię uszczęśliwia, jest straszna.
Gdy skończyłam, usiadłam na pobliskiej ławce i oparłam głowę o oparcie. Spojrzałam w niebo i uśmiechnełam się do siebie.
- Dziękuje. - szepnełam. Słyszałam jak moję słowo roznosi się wśród szumu liści.
Nagle mój spokoj przerwał jakis drobny hałas. Rozglądnełam się wokól i zobaczyłam jak czarnowłosy chłopak idzie przez park, rozglądając się w każdą możliwą stronę. Uniosłam pytająco brew. Wyglądał jakby kogoś szukał. Wzruszyłam lekko ramionami i znow oparłam głowę, przymykając oczy, nic nie bedzie zakłócało mojego spokoju.
- Ładnie tu. - usłyszałam dziwnie znajomy głos. Nie odpowiedziałam, postanowiłam skupić się na tym, po co tu przyszłam. - Nie powinnaś siedzieć tutaj sama o tej porze. - usłyszalam znowu ten głos.
- Umiem sama sobie poradzić. - postanowiłam odpowiedzieć.- Lepiej stąd idź, moja cierpliwość nie jest nieskończona. - zabrzmiało to troche jak groźba, zaśmiałam się w duchu.
- Może Cię odprowadzić? - nie wytrzymałam, otworzyłam oczy i spojrzałam się na niego.
- Słuchaj koleś, nie wiem o co ci chodzi, ale odczep się. - wstałam i ruszylam w strone domu.
- Chciałem być miły. - dogonil mnie i zrownał razem ze mną. - Jestem Kyle. - podał mi ręke. Spojrzałam na nią i olałam to.
- Mowiłam żebyś spadał. - warknęłam. Udałam się wprost do domu, bez zbędnych komplikacji.

****
Kyle

Co ja sobie myślałem? No co? - ganiłem sam siebie w myślach. To było żałosne i żenujące. Chciałem po prostu zacząć od nowa, ale nie wiem jak się za to zabrać, chce ją poznać, muszę. Nie moge trzymać się od niej zdala, wiem, że mogłbym wpłynąc na to, ale to bez sensu. Chce żeby mnie polubiła, chce ją chronić, ale chce rownież być blisko niej. Nie wiem co takiego jest w tej dziewczynie, ale nie mogę być obojętny wobec niej.

____________________

7 rozdziałek - done!
Najdługaśniejszy ze wszystkich, w ramach przeproszenia Paulinki :* lovki.
Ps. Jeśli Ci się podoba, to zostaw jakiś ślad w postaci gwiazdki lub koma, dzieki wielkie. Ściskam was Miśki i Wesołego Alleluja!

From EdenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz