Rozdział 10

88 18 3
                                    

Mineły prawie dwa tygodnie od kąd moje moce przestały działać, razem z mama i innymi Przedstawicielkami próbowałyśmy dociec jaka jest tego przyczyna lecz na marne. Moje moce jakby po prostu wyparowały, nie czuje nic, oprocz lekkiego połączenia z naturą. Teraz tylko to różni mnie od zwykłych śmiertelników. Czuje sie prawie jak zwykła nastolatka.
Wiem jedno, jeśli moje moce nie powrócą - nie zostane Liderką. Cordelia bardzo to przezywa i codziennie od rana do wieczora siedzi i czyta ksiazki naszych przodkow w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby pomóc rozwikłać tą zagadke. Narazie poszukiwania idą z marnym skutkiem, mama nie natknela się na taki przypadek nigdy w życiu. Narazie podejrzewa tylko, że moze byc to spowodowane tym, że moj glowny dar sie jeszcze nie objawił, ale to tylko gdybanie.

Dzisiaj jest dzień balu, na który ide razem z Mike'iem. Wiem, ze powinnam dalej szukac przyczyny braku mocy, ale mama stwierdzila, ze potrzebuje troche odpoczac.
Tak jak mowilam, na bal ide z Mike'iem, jednak czuje sie troche glupio. Wyznal mi milosc a ja obiecalam, ze przemysle czy ja rowniez cos do niego czuje. Jednak te wydarzenia pozbawily mnie mozliwosci jakiegokolwiek racjonalnego myslenia.

- Wygladasz pięknie. - powiedział Mike wchodząc do salonu. Byłam ubrana w ta piekna kiecke, która kupilam z Hailey.
- Dziekuje. - na mojej twarzy pojawił sie lekki usmiech. Czułam sie dziwnie, tak .. niezrecznie. Mike podszedl do mnie i złapał za ręke.
- Idziemy? - czułam jak przyglada mi sie intensywnie.
- Jasne.
Wyszlismy przed dom i udalismy sie do auta chłopaka. Kulturalnie otworzyl mi drzwi a sam chwile pozniej usiadl na miejscu kierowcy, odpalił auto i ruszył.
Bal odbywal sie w naszym liceum, wiec droga nie byla dluga, jednak przez cały czas panowala cisza. Atmosfera miedzy mna a Mike'iem byla bardzo gesta i ciezka.
Gdy doralismy na miejsce, Mike objal mnie lekko i zaprowadzil do srodka. Impreza trwala juz jakis czas, wszyscy tanczyli i swietnie sie bawili. Nie czulam sie dzisiaj w nastroju do zabawy, dlatego tez zajełam miejsce przy stoliku. Mike usiadł kolo mnie.
- Chcesz cos do picia? - spojrzal na mnie i schowal rece do kieszeni. Widzialam, ze sie denerwuje.
- Tak, chetnie. - posłalam mu usmiech. Chcialam troche rozluznic atmosfere.
Mikey oddalił sie, a ja przygladałam się tańczącym ludziom.
- Cześć. - uslyszalam glos za plecami, chwile pozniej ktos zajal miejsce obok. Moim oczom ukazał się ten sam idealny chłopak. Czarne włosy, czarne oczy, ubrany caly na czarno. Nie powiem, ale trochę sie zdenerwowalam.
- Kyle. - mruknełam.
- Zatańczysz? - spytał, spogladając z nadzieją. Nie miałam najmniejszej ochoty tańczyc ani bawić się, ale perspektywa zbliżenia się do niego i dotknięcia go, niemiłosiernie kusiła. Mineła chwila zanim odpowiedziałam.
- Dobrze.
Kyle wyciągnąl do mnie ręke, a ja chwyciłam ją. Po mojej skorze przebiegly dreszcze. Jego skora byla idealnie gladka i miekka. Kyle objąl mnie lekko w biodrach i zaprowadził na parkiet. Zaczeła się wlasnie nowa piosenka.
- Obejmij mnie, nie gryze. - uśmiechnał sie, ukazujac idealnie białe zeby. Spelnilam jego polecenia i oplotłam rękoma jego szyje. Lekko oparlam glowe o jego klatke pjersiową. Poczulam się jak w niebie. Cała piosenke bujalismy sie w rytm muzyki, nie wypowiadajac ani slowa, bo byly one zbędne. Cisza panujaca miedzy nami byla kojąca.
Kyle lekko odchrzaknal a ja spojrzalam wprost w jego czarne tęczowki.
Dostrzeglam blysk rozbawienia w jego oczach, po chwili lekko palcem złapal mnie za podbrodek i zwyczajnie zamknąl mi buzie. Patrzalam sie na niego z otwarta buzia! Boże, co za wstyd...
Jednak chłopak nic sobie z tego nie zrobił, zaśmiał sie promiennie i złożył pocałunek na moim czole. To było tak słodkie i tak opiekuńcze, że aż scislo mnie w zoładku.
Odwrociłam wzrok i w tym samym momencie spostrzegłam Mike'a, który przygladał sie naszej dwojce z wielkim smutkiem i żalem. Zrobiło mi się go szkoda.
- Przepraszam. - szepnelam i oderwalam się od Kyle'a. Podeszlam prosto do Mike'a.
- Mikey, ja prze.. - nie dokonczylam.
- Skylar, nie przepraszaj, nie masz za co. Byłem glupi, ze myslalem, ze jak przyjade i wyznam Ci miłosc to bedzie pieknie. Po przyjezdzie zrozumialem, ze nie bedzie to takie proste, ale mialem nadzieje. - przerwal i spojrzal mi w oczy. - Kocham Cie Sky, ale nie chce, zebys czuła sie winna i żebys mnie przepraszała za coś, za co nie musisz. - odchrząknal. - Widze jak na niego patrzysz. - usmiechnal sie. - Byłbym kompletnym dupkiem rujnując to wszystko,dlatego nie przejmuj sie mną i działaj. Jestem twoim najlepszym przyjacielem i zawsze chcialem dla ciebie jak najlepiej, dlatego nie moge tego zniszczyc, a ty nie przepusc takiej okazji kochana. - wzruszyl ramionami. - Tylko ostrzeż go, jesli Cie zrani, niezle skopie mu dupe.
Zrobilo mi sie niewyobrazalnie cieplo na sercu. Rzucilam sie Mike'owi na szyje i go przytuliłam.
- Jesteś najlepszy. - szepnełam.
- Wiem. - zaśmial sie. 
Odsunelam sie od Mike'a i spojrzalam na niego. Byl jakis nie wyrazny.
Zmarszczyłam brwi i zmrużyłam oczy, juz chcialam sie odezwac, kiedy nagle poczułam jak robi mi sie słabo. W jednej chwili ogarneła mnie ciemność.

From EdenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz