Rozdział 12

84 16 3
                                        

Czas mija niemiłosiernie szybko, moje moce są nadal nieaktywne a ja - coraz częściej mdleje. Rytuał zbliża się wielkimi krokami, a ja dalej jestem za przeproszeniem w dupie. Cały nasz "sabat" pracuje nad moim dziwnym przypadkiem, lecz jakichkolwiek postępów brak. Na szczęście musimy martwić się tylko tym, gdyż nawet uciekające ze swojego świata anioły się uspokoiły. Ostatnio nie działo się nic nadzwyczajnego, co przyznam - trochę mnie martwi. Jest za spokojnie.

To już 3 tydzień odkąd nie mam mocy. Od incydentu, który był tydzień temu bardzo zbliżyliśmy się z Kyle'em. Chłopak przez kilka dobrych dni opiekował się mną jakbym wymagała nie wiadomo jakiej opieki. Poświęcał mi praktycznie każdą swoją wolną chwilę. Nie powiem, wcale mi to nie przeszkadzało.


- Dzisiaj ściąganie szwów! - krzyknął Kyle, wchodząc do mojego pokoju. Codziennie to samo - był już od rana u mnie w domu i budził mnie, chociaż nie miałam ochoty wstawać.

- Daj mi dzisiaj chwile dłużej pospać! - jęknęłam, chowając głowę pod poduszkę.

- Nie ma takiej opcji, piękna. - zesztywniałam. Lekko wyłoniłam się spod poduszki i spoglądnęłam na chłopaka, który siedział na krawędzi mojego łóżka. Czy on właśnie nazwał mnie piękną? - No co? - spytał zdezorientowany. Wyglądał dzisiaj tak uroczo. Włosy w lekkim nieładzie, jak zawsze ubrany na czarno, lecz dzisiaj miał lekko pomięta koszule. Posłałam mu wielki uśmiech i usiadłam, przeciągając się, oczywiście nie mogło obejść się bez strzelania kośćmi.

- Już nie chcesz spać? Myślałem o tym, żeby dołączyć do Ciebie, bo jest 6 rano, a wizyte mamy na 12, ale jak chcesz. - wzruszył ramionami i zaczął się chichotać, widząc jak moja twarz poważnieje, a później przybiera wyraz typu " zabije cie gnojku ". Rzuciłam poduszką w Kyle'a, jednak ten sprawnie ominął rzut, wziął poduszkę i rzucił nią we mnie. Tak oto, o 6 rano bawiliśmy się w bitwie na poduszki. Tak bardzo dorosłe. Wstałam na równe nogi z zamiarem ponownego rzutu, kiedy moje nogi zaplątały się w kołdrę i jak ostatnia niezdara upadłam wprost na Kyle'a, który z kolei razem ze mną, przewrócił się na łóżko.

To był ten moment, kiedy znajdowałam się na nim, a nasze usta dzieliły zaledwie milimetry. Pochłaniałam wzrokiem każdy szczegół jego idealnej twarzy. Czarne tęczówki, długie rzęsy, idealne usta, białe zęby.. lekko odstające kości policzkowe.

- Jesteś taka piękna, Sky.

2 raz nazwał mnie dzisiaj piękną, cóż za cudowne uczucie. Mój brzuch wypełniło stado motylków, które były dzisiaj wyjątkowo upierdliwe.

Nagle jego ręka znalazła sięna moim policzku, obejmując go delikatnie. Jak zahipnotyzowana, zamknęłam oczy i wtuliłam się głębiej w jego dłoń.

I w tym momencie stało się coś, na co czekałam tyle czasu.

Kyle mnie pocałował.


****

From EdenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz