4. JAK TO JEST BYĆ NORMALNĄ?

372 26 2
                                    

*Kathrine*



               Od mojego powrotu do wieży minęły dwa miesiące. Lato na dobre zagościło w Nowym Yorku, a słońce przez większość doby przyjemnie ogrzewało mieszkańców miasta. Piękna pogoda tylko potęgowała optymizm, który od mojego postanowienia wzięcia się w garść praktycznie się ze mnie wylewał. Zresztą przez ten czas zmieniło się dużo więcej niż tylko moje podejście do życia. Przede wszystkim niedługo po moim powrocie ze ,,szpitala" na Chimerze, w wieży zamieszkał Sam. Już od dłuższego czasu przeczuwałam, że to prędzej czy później nastąpi, ale zdecydowanie wolałam, żeby nastąpiło później... jak najpóźniej. Nie to, że nie lubiłam Wilsona, bo poza naszymi sprzeczkami i wzajemnym robieniu sobie na złość był naprawdę całkiem spoko gościem, tylko jego ,,inteligentnych" żartów człowiek nie był w stanie słuchać dłużej niż przez 10 minut, a on zamęczał mnie nimi cały dzień! Przysięgam, że pod tym względem chłop przebijał chyba nawet samego Bartona! Do tego dochodziła jeszcze jego niepochamowana chęć wyprowadzenia mnie z równowagi. Dość długo znosiłam jego głupie zaczepki, jednak pewnego pięknego dnia poziom mojej irytacji absolutnie wywaliło poza skalę, przez co, no jakby to ująć- role się odwróciły. No, ale dobrze, zostawiając już w spokoju biednego Sammy'iego, (który ostatnimi czasy ma dzięki mnie wystarczająco przechlapane) wróćmy do tematu, szeroko rozumianych ,,zmian". Treningi z Natashą już od jakiegoś czasu nie kończyły się dla mnie jedynie bólem każdej części ciała. Wręcz przeciwnie- byłam coraz bliższa pokonania rudowłosej agentki, a nasze sesje treningowe przypominały w końcu prawdziwą walkę, a nie tylko ,,bicie" bezbronnej nastolatki. Oprócz tego, podczas porannego biegania już prawie byłam w stanie dogonić Wilsona, a to już ogromny sukces! Wszystko w moim życiu nareszcie zaczynało się układać. Po trudnych przejściach sprzed dwóch miesięcy bardzo zżyłam się z drużyną, a nawet zaczęłam pisać listy do mamy. Na codzień gotowałam dla współlokatorów, brałam udział w niektórych spotkaniach z Furym, a w wolnych chwilach rozwijałam swoją muzyczną pasję, dzięki czemu opanowałam już grę na gitarze i całkiem nieźle rozwinęłam swój głos. Moje życie nareszcie było dobre, choć wymagało jeszcze kilku ,,korekt". Przede wszystkim, przez ryzyko namierzania mnie przez ludzi Wasila nie mogłam sama opuszczać wieży, a wujek uważał, że najlepiej byłoby, gdybym w ogóle nie wychodziła z bazy Avengers. Długo akceptowałam taki stan rzeczy i jeśli naprawdę nie musiałam nie pokazywałam się na mieście, jednak coraz częściej zastanawiałam się czy ukrywanie się jest jedynym słusznym wyjściem, w mojej, jakże kiepskiej sytuacji? Nie wyobrażałam sobie przecież spędzenia reszty życia ,,pod kluczem". Chciałam normalnie funkcjonować i tak jak inni moi rówieśnicy korzystać z młodości, chodząc do kina, na plażę, przesiadując w parku, czy po prostu szwędając się po galeriach, bez obawy, że w każdej chwili ktoś może mnie porwać. Pocieszający w tym wszystkim był jedynie fakt, że nawet jeśli nie byłabym w stanie pokonać półgłówków z Półksiężyca, to dzięki treningom Natashy przynajmniej podjęłabym walkę.

-Kathrine palisz!- z rozmyślań wyrwał mnie krzyk Steve'a.

Momentalnie się ocknęłam i spojrzałam na przypalone mięso, które  podsmażałam do spaghetti.

-Jasny slag!- zaklęłam głośno, widząc dym nad kuchenką.

-Język.- zwrócił mi uwagę Rogers- Nic takiego się nie stało.- dodał, próbując mnie uspokoić.

- Jak to nic takiego się nie stało? Spaliłam obiad!- uniosłam się rozżalona i wściekła, opierając się rękami o blat.

-Że co zrobiłaś!?- niepodziewnie do kuchni wparował Wilson- Jak mogłaś!? Miało być pyszne spaghetti!- Sam spojrzał na mnie z wyrzutem.

Wzniecić iskrę ||AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz