7. GDY NIE MA STARKA

309 20 8
                                    


*Steve*


                 Dzień rozpoczął się wyjątkowo przyjemnie. Po porannym treningu cała drużyna, przyciągnięta zapachem przygotowanych przez Kathrine gofrów zebrała się w kuchni na wspólnym śniadaniu. Po zjedzonym, w miłym towarzystwie posiłku, udałem się na spacer. Słoneczna pogoda sprawiła, że nie miałem ochoty siedzieć w wieży, dlatego w znakomitym wręcz nastroju wyszedłem na ulice Nowego Yorku i ruszyłem w stronę parku. Przy okazji spaceru postanowiłem także przeprowadzić rutynowy patrol. Wiedziałem, że Tony i Kathrine mieli zamiar pojechać po południu na biwak, dlatego tym bardziej nie chciałem spieszyć się z powrotem do wieży, choć z drugiej strony nie byłem do końca przekonany, czy zostawienie Sama, Clinta i Thora bez kontroli to aby na pewno dobry pomysł. Moje rozmyślania przerwała nagle tajemnicza postać, wychodząca z uliczki niedaleko miejsca, w którym zatrzymałem się na chwilę, żeby usiąść na ławce. Łysy facet, na oko w średnim wieku, ubrany na czarno, podejrzanie obserwował otoczenie, sprawiając nieodparte wrażenie, że czegoś szukał. Albo kogoś... Momentalnie chwyciłem za leżącą obok mnie gazetę i dyskretnie zasłaniając nią twarz, śledziłem wzrokiem ruchy mężczyzny. Gdy tylko dostrzegłem charakterystyczny tatuaż pod lewym okiem, byłem pewnien, że to jeden z ludzi Wasila. Po chwili agent oddalił się na tyle, że mogłem bez wzbudzania podejrzeń ruszyć jego śladem, mając przy tym nadzieję, że doprowadzi mnie do jakiejkolwiek ich kryjówki. Śledziłem mężczyznę dobrą godzinę i kiedy już myślałem, że mój plan się powiódł, ten niepodziewnie skręcił w jedną z bocznych uliczek i jakby rozpłynął się w powietrzu. Zbadałem dokładnie cały ślepy zauek, a nie znajdując zupełnie żadnych poszlak, zfrustrowany postanowiłem wrócić do wieży. Zrezygnowany jechałem windą analizując dokładnie cały przebieg patrolu, gdy nagle drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Clint i Sam prowadzili w salonie wojnę na poduszki, w czasie gdy Thor spał na podłodze z resztkami pizzy na brodzie.

- Co do...?- spytałem sam siebie pod nosem zupełnie zdezorientowany.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu pełnym piór z poduszek, jednak najbardziej moją uwagę przykuł fotel wymalowany sprayem na wzór tarczy łuczniczej, z powbijanymi w niego strzałami Bartona. Dopiero po chwili doszedł do mnie zapach spalenizny. Momentalnie dobiegłem do kuchni, której ściany ochlapane były ciastem na gofry, na podłodze leżały pozostałości jakiegoś talerza, a z gofrownicy unosił się gęsty, siwy dym. Szybko odłączyłem urządzenie od prądu i miałem zamiar pozbierać szkło, kiedy uświadomiłem sobie jedną rzecz.

-Jarvis, czy Natasha opuszczała wieżę?- zwróciłem się do starkowego pomocnika.

- Nie Kapitanie, agentka Romanoff jest w Hulk-roomie.- odparła sztuczna inteligencja.

-O nie...- mruknąłem, łącząc fakty.

Z prędkością światła udałem się do windy, a następnie do pomieszczenia, w którym znajdowała się Nat. Obawiałem się, że Bruce mógł nie zapanować nad emocjami, a to z kolei mogło oznaczać, że...

-Natasha!- krzyknąłem, dobiegając do drzwi Hulk-roomu.

W pomieszczeniu, jednak (ku mojemu zdziwnieniu) zamiast zielonej wersji Bannera ujrzałem siedzącą pod ścianą, zniecierpliwioną rudowłosą agentkę.

-Dłużej się nie dało?- spytała, wstając i podchodząc do drzwi.

- Co się stało? I gdzie jest Banner?- chciałem jak najszybciej wyciągnąć z kobiety informacje.

- Po tym jak tym trzem głąbom zaczęło odwalać, kazałam mu iść do laboratorium i włączyć relaksującą muzykę, a skoro nie spotkałeś go nigdzie po drodze w ,,zielonej postaci", to znaczy, że chyba wszystko z nim w porządku.- wyjaśniła zirytowna.

Wzniecić iskrę ||AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz