Rozdział 25

810 30 2
                                    

Poranek rozpoczęliśmy od kłótni. Call nie chciał był szła do biura, ja miałam na ten temat inne zdanie.

- Idę, Nie możesz mi tego zabronić.

- Mogę i to robie. Nie ma mowy, byś się tam dziś pojawiła. -  stanowczo upierał się przy swoim bym dziś została w domu. - Nigdzie nie idziesz zostajesz. Od śmierci ojca byłaś tam codzienne, nic się nie stanie, jak jeden dzień sobie odpuścisz.

- Ale....

- Nie i koniec! 

W końcu mu ustąpiłam. Biorąc pod uwagę wczorajsze wydarzenia, dziś czułam się znacznie lepiej, mimo to dzień wolnego, dobrze mi zrobi.
Nie wiem, co wstąpiło w Calla. Zachowywał się jak przykładny pan domu. Nigdy, bym się po nim tego nie spodziewała. Sam przygotował nam śniadanie.  Później obejrzał moje rany na kolanach i dłoniach. Taka wersja jego, podobałam mi się i to bardzo.

- Kto to? - rozległ się dzwonek do drzwi.

- Zaraz sprawdzę. – wstał od stołu. Z korytarza dobiegł mnie przejęty głos mojej mamy. Musiał po nią zadzwonić.

- Julia... Dziecko, co się z tobą dzieje?  Wydzwaniam do ciebie od wczoraj. – uściskałam mnie mocno prawie dusząc.

- Kawa? - zaproponował Call.

- Chętnie. - uśmiechnęła się do niego blado. Jej wzrok i atencja skierowane były na mnie. Przyglądała mi się uważanie. Schowałam dłonie pod puchatymi rękawami szlafroka by nic nie zauważyła. Ona od zawsze miała jakiś siódmy zmysł wiedziałam, że będę musiała jej o wszystkim opowiedzieć.

- Kawa - Call postawił kubek z kawą na stole. -  ja już uciekam. – pocałował moją mamę w policzek. Mnie również, gdzieś pomiędzy szyją, a policzkiem. – Zadzwonię później. – chwycił swój płaszcz i znikł w korytarzu. Kiedy usłyszałam trzask drzwi wyjściowych. zaproponowałam byśmy przeniosły się na kanapę.

- Kochanie. Mi o wszystkim możesz powiedzieć.

-Wiem – wpatrywałam się w zawartość kubka. - tylko nie wiem, od czego zacząć. 

- Mamy czas. - usiadłam po turecku. Pod plecy położyłam sobie poduszkę. Szlafrok niechcący zsunął mi się z kolan odsłaniając na nich rany.  Mama nic nie mówiąc zasłoniła je. Zbierałam się na odwagę.

- Kilka dni temu wrócił Malcolm. - zaczęłam niepewnie.

- Po co? Wasze małżeństwo to była pomyłka. - przymrużyła oczy i lekko pokręciła głową. - nigdy go nie lubiłam.

- Oj mamo. To całe nasze małżeństwo było jedną wielką fikcją. Zrobiłam to po to by dostać firmę. - wyrzuciłam to w końcu z siebie.

- Co?- patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

-Tak. Przykro mi. Jestem beznadziejną córką. Beznadziejną fikcyjną żoną. Do tego Adam mnie zostawił przez Malcolma. Gdyby jeszcze tego było mało spałam z Callumem. - już dłużej nie mogłam powstrzymywać szlochu. Obezwładnił mną. Mama wyciągnęła mi z dłoni kubek. Przytuliłam mnie jak za starych dobrych czasów. - ja już nie mogę. - dukałam pomiędzy płaczem. – to wszystko mnie przerasta. Nie mam sił.....

- Kochanie wszystko się ułoży. – pocieszałam mnie.

- Nic się nie ułoży. – oderwałam się od niej i usiadłam na pietach ignorując pieczenie kolan. Otarłam twarz rękawami. - Richard była dla mnie jak ojciec. Tak wstrętnie go okłamałam by dostać firmę, nie zasługuję na nią. To Callum powinien ją prowadzić. On ma do tego większe prawa to on jest jego prawdziwym synem.

Niegrzeczna Pani Prezes Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz