Pierwsze chwile

913 60 41
                                    

Sprawy zaszyły trochę za daleko. Venti nie chciał przegrać więc jeszcze bardziej sprawiał abym odpuściła. Jednak nie dałabym tak łatwo mu za wygraną.

Położył swoją drugą dłoń na plecach i przyciągnął mnie do siebie, przez co on był na dole. Przez 10 minut nie potrafiliśmy się od siebie oderwać. Starałam się dawać z siebie wszystko, aby wygrać tą konkurencje.

Zauważyłam, że Venti wymiękał. W końcu przejęłam kontrolę i oderwał się ode mnie.

- No i kto wygrał? - uśmiechnęłam się zwycięsko, nadal będąc na górze.

- Ja.. nie wierzyłem, że dasz radę - na jego twarzy był widoczny rumieniec. Unikał mojego wzroku, trochę mnie to zirytowało więc wzięłam swoją dłoń i trzymając za podbródek, obróciłam jego głowę w moją stronę - świetnie całujesz..

Teraz to ja miałam czerwone policzki. Nie był to mój pierwszy pocałunek, ale nigdy tak mi nie powiedziano.

- Ty mi jutro stawiasz obiad, tak? - popatrzałam na niego pytająco.

- Tak, tylko jeszcze... - Przybliżył swoją twarz do mojej, patrząc na moje usta i po chwili ponownie mnie pocałował. Byłam jeszcze bardziej zmieszana, niż wcześniej a moja twarz była bardziej czerwona niż czerwona kredka. Nie spodziewałam się takiego czynu z jego strony.

Odwzajemniłam pocałunek.

- Teraz mogę ci kupić - oderwał się ode mnie i popatrzył się na mnie z złośliwym uśmieszkiem.

- Powiedziałam ci, że to tylko konkurencja.

- To dlaczego odwzajemniłaś i nie przestałaś?

- ... - odwróciłam od niego wzrok.

- Tak jak myślałem.

***

Ból głowy powrócił wieczorem. Nie potrafiłam wstać, aby pójść po leki więc tylko wyjąknęłam imię Ventiego, który spał na kanapie tak jak ostatnio.

- Venti..

Ponieważ, byłam obrócona w jego stronę zauważyłam jak się wzdrygnął i otworzył oczy. Z zaspanego wyrazu twarzy, nagle malowało się lekkie przerażenie. Wstał natychmiast i poszedł do kuchni po leki i wodę.

Wrócił po niecałej minucie. Pomógł mi ponownie wstać i podał preparat. Czułam się zażenowana, że musi mi pomagać w czasie choroby. Jednak miał rację, nie dałabym sobie rady bez niego.

- Już lepiej Delaney? - spytał po chwili, nadal patrząc na mnie zmartwionymi oczami.

- Tak, tak. Dziękuje. Mógłbyś mi podać bluzę? Leży na krześle - wskazałam miejsce.

- Jasne, już - powiedział i podszedł szybkim krokiem do wyznaczonego krzesła. Podał mi bluzę i znowu kucnął obok mnie, patrząc swoimi niebieskimi oczami w moje.

- Dzięki wielkie - uśmiechnęłam się słabo.

- Jest ci zimno?

- Tylko troszeczkę. Nie przejmuj się, zaraz zasnę więc to bez różnicy.

Zastanawiał się przez chwilę i ponownie spytał.

- Mogę? - wskazał na miejsce obok mnie. Łóżko nie było małżeńskie ale było odpowiednio duże, aby pomieściło dwie osoby.

Zaśmiałam się cicho i przytaknęłam na tak. Uśmiechnął się i od razu podszedł na drugą stronę łóżka. Wszedł pod koc i przytulił mnie do siebie, co mnie bardzo zaskoczyło. Nie pytał teraz czy może tylko od razu to zrobił.

Biło od niego to samo ciepło, co wtedy, przed lokalem. Uśmiechnęłam się ponownie do siebie i wtuliłam się do jego podkoszulka. Kątem oka zauważyłam, że jest zadowolony z siebie, na co się zaśmiałam. Zasnęłam po chwili.

***

Wstałam dosyć wczesnym rankiem. Czułam się już znacznie lepiej. Rozglądałam się po pokoju i zauważyłam Ventiego, który leży obok mnie. Zaczerwieniłam się momentalnie i próbowałam sobie przypomnieć co się działo poprzedniego wieczoru.

Z zamyślenia wybił mnie dotyk dłoni na swoim policzku. Obróciłam głowę w lewą stronę i obok mnie siedział ledwo żyjący Venti.

- na Archona! Co się tobie stało? - spytałam prawie krzycząc.

- ah! nic spokojnie, nie wyspałem się - odpowiedział - pilnowałem cię, żebyś znowu nie miała gorączki.

- nie musiałeś tego robić, dobrze o tym wiesz.

- jak się czujesz? - zmienił temat.

- teraz jest już dobrze, dziękuje. Chcesz jajecznicę? - uśmiechnęłam się pytająco.

- tak, po proszę.


Słodkie Marzenie // Venti x Reader // GI plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz