Oddech

645 55 30
                                    


Opadałam coraz niżej i niżej. Ciemność otaczała mnie z każdej strony. Na dodatek, było mi cholernie zimno. 

Czułam, że umieram. Czułam, że sięga po mnie śmierć. Nieprzyjemna śmierć, która powolnym odruchem przypływa do mego ciała. Nie chciałam jej widzieć, chociaż się jej nie bałam.

Zamknęłam oczy i po chwili ukazał mi się on. Zrobiło mi się lepiej na sercu. Poczułam przyjemne ciepło, dochodzące z mojego wyobrażenia. 

Spał uroczo, oparty o drzewo w Windrise. Jego błękitne kosmyki włosów opadały mu na bladą twarz, a usta cicho zipały sennym powietrzem. Przytulał swoją brązową lirę, na której zawsze grał przepiękną melodię.

Nagle obraz przyćmiła mi mgła. Ogarnęła mnie cisza oraz jeszcze większa ciemność niż wcześniej. Czyli to naprawdę koniec? 

Poczułam lekkie drganie wody. Ale nie miałam na tyle sił, aby otworzyć oczy, czy wypłynąć na powierzchnie. Oddałam się w ręce czarnej oraz zimnej śmierci. Nikt ani nic mi już nie pomoże.

~~~

- Huh? Umarłam? Nie to nie możliwe. Tak, wygląda śmierć?  Jest tu czarno, nic nie widzę. 

- DELANEY! OBUDŹ SIĘ DO CHOLERY! 

Usłyszałam nawoływanie mojego imienia. Ale kogo? Przecież umarłam, prawda?

- BŁAGAM! OTWÓRZ TE ZASRANE OCZY!

Nie czułam już wody, która otaczała mnie chwilę temu. Czyjś dotyk szarpał moim ramieniem.  

Po chwili oślepiło mnie dzienne światło. Ujrzałam rudowłosego chłopaka, siedzącego obok mnie. Był przestraszony oraz zmartwiony. Nagle przypomniała mi się ta ruda czupryna. 

- Childe..? - ochrypłym głosem wypowiedziałam jego imię. Chłopak jeszcze bardziej się przestraszył. Teraz na jego twarzy panowało niedowierzanie jak i cicha radość.

- Nareszcie się obudziłaś. Bałem się, że umarłaś - odparł. Unikał kontaktu wzrokowego. Był zestresowany i zmartwiony. Otworzył usta by coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili je zamknął.

Zauważyłam, że byłam przykryta wszystkim co ze sobą wzięliśmy. Pewnie dlatego że, moja temperatura ciała spadła drastycznie przez to lodowate jezioro. Chciałam usiąść, jednak poczułam okropny ból mięśni. 

- Przepraszam za tamto. Nie spodziewałem się, że tak to się potoczy - w końcu powiedział. Przez chwilę zastanawiałam się o co chodzi, aż nie przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce przed moim wpadnięciem do jeziora. Odsunęłam się od niego z przerażenia, co ten zauważył - Nie bój się mnie. Nie chce cię zabić. Chciałem tylko, żebyś wiedziała że nie wszyscy z mojej organizacji są dobrzy.

- Myślałeś, że zrozumiem? Straszysz mnie najpierw, że niby czekasz na odpowiedni moment a teraz mnie za to przepraszasz?! Słyszysz się? - wykrzyknęłam, ledwo co sklejając zdania. Za każdym słowem czułam większy ból.

Zimno nadal przytulało moje ciało. Przyciągnęłam do siebie wszystkie koce, którymi przykrył mnie Childe. Po krótkim milczeniu, rudowłosy znowu się odezwał.

- Zrobię ci herbatę, dobrze? - odparł. Przytaknęłam nadal zdenerwowana. Wstał i rozłożył potrzebne rzeczy. Odwróciłam wzrok z nad Childa i skierowałam go na jezioro.

W momencie przypomniało mi się wszystko. Jak wpadłam do jeziora, ta zimno i ciemność wody, oraz bliska śmierć i o dziwo  wspomnienie, które zagościło w mojej głowie podczas gdy byłam w wodzie.

W kącikach oczu poczułam łzy. Zdałam sobie sprawę, że gdyby nie Childe - mnie by już nie było. 

Spojrzałam ponownie na niego. Był przygnębiony i niespokojny. Spostrzegłam jego nerwowe ruchy oraz trzęsące się dłonie. 

- Dziękuje - wykrztusiłam. Przerwał nagle mieszanie herbaty, przez co zrobiło się cicho. Moje łzy runęły. Na policzkach były widoczne mokre smugi, jednak przetarłam je natychmiast. 

Podszedł do mnie z gorącym napojem i podał mi go. Usiadł blisko mnie, a następnie położył dłoń na moim czole. 

- Mam nadzieję, że się nie przeziębisz - skierował teraz wzrok na mnie - Pij to, a nie na mnie patrzysz. Zaraz, płakałaś? 

Wziął w ręce moją twarz i przypatrywał się moim kącikom. Przetarł delikatnie mój policzek i uśmiechnął się miło.

- Nie.. - odpowiedziałam cicho, wyrywając się z jego dłoni. 

Wzięłam przyrządzoną przez niego herbatę i zrobiłam powolny łyk. Napój był gorący, co dobrze zrobiło na mój organizm. 

Westchnęłam ze zmęczenia i ponownie się położyłam. 

~~~

Obudziłam się, co mnie zaskoczyło - pod namiotem. Porozglądałam się po nim, jednak nikogo nie zastałam. Słyszałam ciche ćwierkanie ptaków oraz szum lasu. Musiał być już ranek. 

Rozpięłam zamek i wychyliłam się na zewnątrz. Childa nigdzie nie było. Wyszłam cała obolała z namiotu, aby rozejrzeć się po miejscu.

Powolnym krokiem udałam się do brzegu jeziora. Zobaczyłam ubrania rudowłosego leżące na trawie. Czy on zwariował?

- CHILDE?! - krzyknęłam, jednak odpowiedziało mi tylko echo. Zmartwiłam się - CHILDE, GDZIE JESTEŚ? - ponownie zawołałam jego imię.

- Tutaj spokojnie! - usłyszałam znajomy głos za moimi plecami. Odwróciłam się i przede mną stał Childe - wybacz, że ci nie powiedziałem gdzie idę ale nie chciałem cię budzić. Proszę zgubiłaś to wczoraj - podał mi moją bransoletkę, którą podarował mi Venti na święta. Spojrzałam na nadgarstek i faktycznie, nie było jej. 

Przytuliłam ją do siebie i natychmiast ją zawiązałam. Nawet nie zauważyłam, że ją straciłam. 

- Dzięki i nałóż coś na siebie - powiedziałam przez śmiech. Przeszłam obok niego, zahaczając o jego ramie, a za sobą usłyszałam ciche parsknięcie.

Mimo że prawie zginęłam, to czuje się dobrze. Jednak, trauma pozostanie. Nie wiem, czy kiedykolwiek wejdę jeszcze do otwartego zbiornika. 

Czy dam radę? Czy pozbędę się lęków?

Słodkie Marzenie // Venti x Reader // GI plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz