Wszyscy ci co chodzą po świecie w swoim dzieciństwie doświadczyli momentu, gdy ktoś ze starszych zakazał im brać słodyczy przed obiadem. Ukrywali je na górnej szafce, tak aby uch nie dosięgnąć. Na nic twoje naburmuszenia, krzyki, łkania i prośby. Oni mówili stanowcze nie. Pytanie tylko, czy ktokolwiek ich wtedy słuchał?
Przecież te słodycze cię wołały. A kiedy łamałeś zakaz, kiedy po nie sięgnąłeś słyszałeś najprawdziwsze chóry anielskie, które ku twojej chwale dopingowały twoje poczynania. W momencie gdy już je miałeś w swych dłoniach, te liche słodkości zmieniały się w czyste złoto, a jak je smakowałeś, były dwa razy pyszniejsze niż pamiętałeś. Jakby za sprawą dziwnej magii - ale to była tak na prawdę cudowna magia dzieciństwa.
Omega nie miała nigdy normalnego dzieciństwa. Nie miała nawet pojęcia, że inni w jej wieku, żyją kompletnie inaczej niż ona. No bo skąd miała to niby wiedzieć? Przez te lata odkrywała galaktykę, a nie normalne życie. Była przecież klonem.
U niej "normalność" miała nienormalne znaczenie. Jednak to właśnie działanie samowolnie na misjach było właśnie takim słodkim uczuciem. Jej smakiem dzieciństwa, który uzależniał jak adrenalina, a przyciągał niczym magnes. Mała oznaka jej buntu, zakończonej albo powodzeniem i krzykiem ze strony starszych, albo jen porażką i krzykiem również ze strony starszych.
Szanse były zatem wyrównane.
Oczywiście, istniała trzecia opcja - grzeczne posłuchanie Huntera i zostanie posłusznie na miejscu - ale ona nie wchodziła w grę. Była za nudna. Ilekroć o niej pomyślała, wyśmiewała samą siebie w myślach.
I pomyśleć, że w pierwszej chwili naprawdę chciała zostać w tamtym zaułku. Cóż, rozkaz to rozkaz, a Hunter jako ich przywódca miał rację. Taką małą, drobną, ociupinkę racji miał. Ociupinkę.
Ale zakazany owoc przecież kusi najbardziej. Zwłaszcza takie osoby, w których ciekawość eksploracji nowych miejsc, pobudzała każdą komórkę w mózgu, oczy przyćmiewał nagły blask iskierek, powietrze stawało się takie cudowne że wdychasz je raz i nie musisz robić już tego więcej. Rzecz, jasne nie można zapomnieć o sercu. To jego bowiem uderzenia zaczynało przypominać bezkresny galop. Szybszy i szybszy, puki nie dotrze do swojego celu.
A wejście do klubu nie było wcale długie, czy naprawdę trudne. Trwało to może raptem z trzy minuty, co dla jej oczu przeminęło z paroma mrugnięciami powiek. Ochroniarz nawet nie spytał ją o sygnaturę. Ona po prostu przed nim stanęła i tak stała. Ludzie przed nią też tak stali. Wie, bo sama to widziała. Z ukrycia im się przypatrywała. Co robią, jak robią, kiedy o jak długo robią -a jak tylko miała okazję to też podsłuchała o czym mówią.
Ten mężczyzna jednak, przypatrywał jej się trochę dłużej niż pozostałym. Mierzył ją w głuchym milczeniu swoim bardzo enigmatycznym wzrokiem od góry, po sam dół. Przeszył ją lekko dreszcz, kiedy czynności te się powtórzyły kilkakrotnie. Odczucie biegnięcia zimnego prądu po jej plecach i rozpraszający się po całym jej ciele, wysłał impuls do jej kącików ust. I tak to właśnie z lekka nerwowo się do tego mężczyzny uśmiechnęła.
Skarciła się siebie szybko. Dobrze wiedziała, że nie powinna już tego robić. Jako dziecko - jasne, mogła. Ale teraz nie. Zwłaszcza, gdy była na misji. Uśmiech to pierwszy krok do porażki. Wraz z nim wróg przypina ci plakietkę łatwej do pokonania i nie pozbędziesz się niej, choćbyś chciała.
Lecz na swoją obronę Omega miała tylko jedno - jeszcze nigdy nie spotkała jej tak niekomfortowa sytuacja jak ta. To się zdarzyło po raz pierwszy.
Uciekaj - szeptał jej do ucha głos rozsądku - Uciekaj stąd, Omega.
CZYTASZ
Dad Batch [Star Wars: Bad Batch]
FanfictionOne-shoty Omegi i Bad Batch - I left Kamino with you. This is where I wanna be. - (...) If this is where you want to be, then this is where you'll stay. *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** Spoilery z odcinków...