I like you 3 000

208 14 24
                                    

Przepraszam wszystkich fanów Marvela,
ale powstrzymać się nie mogłam.


Nie oddalać się.

Bacznie przyglądać się całemu otoczeniu.

I.... i....

Westchnęła cicho, gdy za nic nie mogła sobie przypomnieć trzeciej zasady.

Było już późno. Wyraźnie słyszała za sobą chrapanie chłopaków. Gdyby się bardziej w nie wsłuchała byłaby w stanie odróżnić je od siebie. Czasami jak nie dawała rady zasnąć robiła to i wtedy zasypiała bez problemu. Teraz tak jednak nie było. Nie potrafiła zasnąć, a pewne uczucie zżerało ją od środka mówiąc, że nie zrobi tego jeśli nie przypomni sobie ostatniej reguły. To pewnie jej upartość odzywała się po raz kolejny i nie odpuszczała tak łatwo ją ze swych silnych objęć.

Musiała pamiętać te zasady, kiedy znowu wyjdą po zaopatrzenie i jej przyjaciele będą chcieli zabrać ją ze sobą. Hunter wyraził się jasno, że jeśli nie dostosuje się do tych trzech, prostych reguł, to nie wypuści ją z Marudera, choćby nie wiadomo jak bardzo miałaby go o to błagać. Nie chciała tego. Chciała zwiedzać i okazywała to na każdym korku. Nie lubiła trzymać się zasad, ale jeszcze bardziej nie lubiła siedzieć w jednym, tym samym miejscu.

To co widziała tego dnia na Pantorze, było wyjęte z jej marzeń. Było co prawna mniej idealne, ale wciąż ją zachwycało. Wtedy to nie ludzie jacy ją omijali, wydawali się naprawdę wysocy, a budynki jakie próbowały dosięgnąć chmur. Przez nie nie widziała jak czas szybko mija i jak z południa powoli zapada zmierzch. Wciąż pamiętała blask kolorowych świateł z obrazkami i napisami, które tak bardzo przyciągały wzrok. Ulice były zatłoczone. Ludzi z różnymi ubraniami, wyglądem i głosem było mnóstwo. Zdawało jej się, że im dalej idą, tym jest ich więcej. Niektórzy mówili w obcym dla Omegi języku, choć dokładnie nie wiedziała czy obcobrzmiący język jaki usłyszała jako pierwszy był tym samym, który usłyszała jako drugi. Dźwięków tam było co niemiara, ale o prócz głosów ludzi, wytwarzały je też zwierzęta. Niektóre były zamknięte w klatkach, i do nich było lepiej nie podchodzić, jednak inne biegały swobodnie i aż chciało się z nimi pobawić. Miały w sobie tyle samo energii i radości z tego co Omega. Blondynka nie mogła zliczyć ilości rzeczy, których dziś dotykała. W całym swoim życiu nie miała tylu brudnych przedmiotów w swoich dłoniach. Nikt nawet nie zdawał sobie sprawy ile jej to sprawiało radości. W końcu nie miała w rękach coś co nie lśniło czystością tak mocno, że raziło ją to w oczy. To właśnie wtedy, wśród tych wszystkich straganów, Omega po raz pierwszy poczuła się, że naprawdę opuściła Kamino.

Cichy chichot opuścił jej wargi po usłyszeniu nagłego, przerywanego warkotu należący do Wreckera. Przypomniała sobie jak to Echo porównał chrapanie wielkoluda do krzyku maltretowanego rancora. Nawet jeśli nie wiedziała jak wygląda owe stworzenie, uważała te słowa za bardzo zabawne.

Właśnie, Echo!

To jego chrapania nie słyszała ze wszystkich. Zauważyła to już chwilę temu, ale teraz nagle zyskało to dla niej większy sens. Echo był dobry w zasadach. Z pewnością pamiętał te które jej dali i pomoże jej o ile go poprosi.

Podekscytowana zeskoczyła ze swojego fotela. Wydołało to dużą ilość niepotrzebnego hałasu, przez co sama siebie w myślach skarciła. Nie chciała przecież obudzić reszty. Już dość dzisiaj wywołała im kłopotów, kolejnych mogła im oszczędzić.

Zanim wyszła przypomniała sobie, że ktoś musi pilnować czy jakiś statek za nimi nie leci i ewentualnie do niego strzelać. Z tego powodu zostawiła na fotelu swojego zabawkowego żołnierza, którego dostała od Huntera. Jej bystry wzrok wciąż widział na nim niewielkie wgłębienia, ślady po ząbkach voorpaka. Nie pytała Sierżanta jak udało mu się go znaleźć, ale była przeszczęśliwa mając taką małą rzecz przy sobie. Obiecała sama przed sobą, że od teraz nic złego nie stanie się jej towarzyszce, nie zamierza już jej nigdy stracić - co było dość śmieszne, bo Hunter sam sobie też złożył podobną obietnicę.

Dad Batch [Star Wars: Bad Batch]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz