Tak jak się spodziewałam dziś pożałuję tego wczorajszego picia. Głowa już dawała znać, że zaczyna się dzień pełen kaca. Żołądek chyba długo nie zatrzyma tych belgijskich czekoladek w sobie...
Oczami Constantina...
Spałem może ze trzy godziny... Ledwo żyję i dziś nie nadaje się do skoków na pewno. Powiedziałem trenerowi, że źle się czuję i nie dam rady skakać w kwali. Zrozumiał, bo nie znał prawdziwego powodu tego co się ze mną działo. Więc dziś nie opuszczam łóżka. Dalej bardzo boli mnie serce... Tak bardzo tęsknię za Sophie, że już nie daję rady i coraz ciężej mi to ukryć przed trenerem. Prędzej czy później się dowie. Przecież nie mogę wykręcać się złym samopoczuciem cały czas, bo w końcu wyśle mnie do lekarza i się wyda. Z zamyślenia wyrwał mnie Andreas, który wrócił do pokoju.
– Nie łam się stary – próbował mnie pocieszyć.
– Trudno mi się wziąć w garść... Nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie serce.
– Trzeba działać! – rzekł pełen motywacji.
– To znaczy? Jaki masz plan? – byłem zaciekawiony, ale bez większego entuzjazmu. Tracę nadzieję...
– A więc zrobimy tak...
Oczami Sophie...
– Ledwo żyję... – miałczała mi nad uchem Liza.
– Ja to samo...
– Co my do cholerny widzimy w tym alkoholu?
– Dobre pytanie – leżałam słaba.
– Od dziś tylko herbata!
– Przestań marzyć... – sprowadziłam ją na ziemię. Wiadome, że prędzej czy później sięgniemy po wino.
Nie mogę zmarnować tego dnia. Miałam dziś zacząć kolejny wciągający romans rodem z moich snów. Ta książka zapowiadała się dobrze i czekałam na nią prawie rok. Nie ma opcji, że się dziś do niej nie dobiorę!
Podniosłam się w końcu. Wypiłam duszkiem pół butelki wody lekko gazowanej i poszłam się trochę przewietrzyć. Liza się na spacer nie nadawała więc idę sama. Las jest optymalnym miejscem na taki wypad dziś. Lepiej żeby mnie nikt takiej nie widział...
Spacerowałam spokojnie wdychając zimne, styczniowe powietrze. Nie myślałam o niczym szczególnym. Ból głowy był dalej na tyle silny, że mi to uniemożliwiał. Choć czułam się już trochę lepiej to w dalszym ciągu nie był to optymalny stan. No, ale w tym spacerze nadzieja.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka mojego telefonu. Był to Stephan. Pewnie chce pogadać jak codzień.
– Jak się masz stara?
–Szkoda gadać.. Mam gigantycznego kaca – pewnie zaraz będzie mnie pouczał.
– A cóż to była za okazja żeście tak piły? – lubił się ze mnie nabijać gdy byłam w takim stanie. I właśnie chyba zaczyna tą swoją ulubioną zabawę.
– Wylewanie żali i spotkanie.
– Nie wiele wam trzeba – zaśmiał się głośno.
– Lepiej mi powiedz jak tam skoki? – taktyczna zmiana tematu.
– Bardzo dobrze! Możesz być spokojna. Sława mi do głowy nie uderzyła.
– Chwała, bo chyba bym z tobą nie wytrzymała – prychnęłam.
Opowiedział mi wszystko o konkursie. Dziś muszę się przyznać, że go przespałam ledwo żywa pokutując za wczoraj. Steph nie miał z tym problemu i postanowił opisać mi każdy szczegół zawodów. Byłam na bieżąco.
Dobra, czas wracać. Styczeń jednak nie sprzyja długim spacerom. Wróciłam, a Liza śpiewała w kuchni. Pachniało pieczarkami. Zapewne Liza robi pizzę, bo tylko to przełkniemy na takim kacu.
Oczami Constantina...
Muszę podjąć rozmowę z Robertem i zejść na temat tego co się stało. Nagram to jak się przyznaje. Wtedy będę mógł to pokazać Sophie i udowodnić swoją niewinność. Pytanie tylko czy to tak łatwo pójdzie. Spodziewam się, że ten rudzielec coś wymyśli i będzie się pilnował. Andreas ma mi pomóc, bo on jako jedyny mi uwierzył i robi wszystko by udowodnić moją niewinność.
– Gotowy? – zapytał mnie.
– Tak. Czas zawalczyć o siebie.
Podał mi telefon i powiedział gdzie będę mógł znaleźć Johanssona. Czas iść i zawalczyć o swoją miłość, bo to jest dla mnie najważniejsze.
Znalazłem go tam gdzie mówił Andreas, czyli w kawiarni. Siedział sam i popijał kawę grzebiąc w telefonie. To dobry czas.
– Przyznaj się – zażądałem.
– Ale nie wie o co Ci chodzi – posłał mi cwaniacki uśmiech.
– Ty już dobrze wiesz. To twój pomysł by skłócić mnie z Sophie. Ja już wszystko wiem.
– To nie moja wina – wywijał się raz po raz.
– Robert skończ – do akcji włączył się Lindvik.
– Marius cicho! – rudy momentalnie się spiął.
– Constantin, prawda jest taka, że to Robert wymyślił i puścił plotkę na Twój temat.
– Wiedziałem – ulżyło mi. – Pomożesz mi? Powiesz o tym Sophie?
– Nie zrobisz tego... – Robert skapnął się, że to już koniec.
– Owszem zrobię. Mam dość twojej głupoty stary. Nie widzisz ile osób przez Ciebie cierpi?
Wyszło nawet lepiej niż się spodziewałem. Poczułem, że wracam do gry. Będę włączył o Sophie nawet choćby już nie było nadziei. Najpierw jednak utrę nosa reszcie mojej kadry... Mam nadzieję, że zrobi im się głupio i że po tej akcji czegoś się nauczą.
– I co? Że niby jestem winny? – spojrzałem triumfalnie na nich wszystkich.
– Ale... My naprawdę... Głupio mi – jąkał się Severin.
– Stary..kurde.. Sorry – odezwał się Markus.
– Macie nauczkę. A ja już sporo o naszej,, przyjaźni" wiem. Wybaczcie, teraz muszę zawalczyć O Sophie.
Oczami Sophie...
Zajadałam się domową pizzą w wykonaniu Lizy. Nagle jednak zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu dostrzegłam nieznany numer.
– Słucham?
– To ja Marius. Musisz o czymś wiedzieć.
Cześć!
Już coraz bliżej finału historii.
Czy Sophie i Constantin się zejdą?Dziękuję, że jesteście że mną i czytacie ❤️
CZYTASZ
Pokochaj mnie
FanfictionNie lubili się, a mimo to coś ich do siebie ciągnęło Myślała, że to tylko zakład On po prostu się zakocha Czy kilka listów wystarczy..?