16 - Bratnie dusze

362 30 2
                                    

- Louis, to nic. Wszystko będzie dobrze - zapewnił go Liam, ściskając ramię starszego chłopaka, gdy przechodzili pod metalową bramą. Nawet delikatny wietrzyk zagłuszył jego puste słowa, odsłaniając bezsensowną obietnicę tego, czym była naprawdę: słabością.

A może to on był słaby, pomyślał Louis.

Jego matka została pochowana na obrzeżach miasta. Cmentarz był ładny (jak na cmentarz): niezbyt zatłoczony, bardzo zadbany i dość odosobniony. Na przedmieściach panowała cisza, tylko delikatna bryza szeleściła wśród bezlistnych drzew. Nawet miejski ruch uliczny nie mógł im tu przeszkadzać. W takie zimne, grudniowe popołudnie nie było w pobliżu żadnej żywej duszy.

- Chcesz, żebym został? - zapytał delikatnie Liam, kiedy szli razem chodnikiem. - Jeśli nie chcesz być sam, mogę zostać. 

Louis pokręcił głową. 

- Nic mi nie jest. Daj mi minutę lub dwie.

Liam jeszcze raz ścisnął jego ramię, po czym odsunął się na bok, wracając do bramy, by na niego poczekać. Louis skierował się w dół ścieżki, a potem na trawnik, z trudem próbując zachować pozory pewności siebie, gdy zbliżał się do miejsca, które wykupił dla swojej matki.

Nie musiał szukać nagrobka; wiedział dokładnie, gdzie się znajdował, mapa wypaliła się w jego umyśle, tak samo jak wspomnienie dnia, w którym jego świat się zawalił. To było jak wczoraj. Z każdym krokiem niewidzialna pięść wokół jego płuc zaciskała się. Gdy się zatrzymał, ledwo mógł odzyskać głos, ale wykrztusił:

- Cześć, mamo.

Tak jak poprzednio, słowa porwał wiatr, ale może tak było lepiej.

Przykucnął przed zniszczonym nagrobkiem, splatając dłonie przed sobą, by zachować równowagę. Od razu zdał sobie sprawę, że nie przyniósł nawet kwiatów. Mógł tylko mieć nadzieję, że jego własna obecność wystarczy.

- Przepraszam, że tak długo mi to zajęło. Próbowałem wrócić. Chciałem, ale po prostu ... nie wiem. 

Nie wiedział, jak powiedzieć, że nigdy nie był wystarczająco silny. Każdy mijający dzień kładł na jego barkach nowy ciężar, a dni zamieniały się w lata. Sześć lat ciążyło mu teraz na barkach, nieprawdopodobny ciężar winy. Był synem, który porzucił grób matki, który spędził lata budując swoje życie, aby odwrócić uwagę od tego, co stracił - i robiąc to, zostawił to za sobą.

- To zabrzmi szalenie. Do cholery, wariuję. - Skrzywił się, niezręcznie drapiąc się po karku. - Przepraszam. Nie chciałem przeklinać. Zły nawyk, który nabyłem na studiach.

Nagrobek po prostu patrzył na niego, milczący jak zawsze, ale słyszał naganę matki. Jego żołądek pozostał zawiązany w supeł.

- Dobra. Dobra, po prostu to powiem.

Nerwowo skubał delikatne źdźbła trawy pod stopami. Część niego chciała wstać i uciec z cmentarza, nie zatrzymując się, dopóki nie będzie mógł wskoczyć do łóżka i ukryć się tam na resztę dnia. Wziął głęboki, uspokajający oddech, zbierając się w sobie.

- Czy ty... czy znasz Harry'ego, mamo?

Po ataku paniki Harry'ego na pogrzebie i ich rozmowie, Louis nie mógł przestać się nad tym zastanawiać. Skoro Harry słyszał w głowie głosy duchów zmarłych, czy było to tak nierozsądne wierzyć, że jego matka mogła być jednym z nich?

- To mój ... mój przyjaciel. Jest moim przyjacielem. - Słowa wydawały się niezręczne, gdy przewinęły się przez jego język, i nie mógł uwierzyć, że nie potrafił nawet wytłumaczyć swojego związku z Harrym nagrobkowi. - W każdym razie. Słyszy głosy. Czasami potrafi wyczuć przyszłość na podstawie czyjegoś ducha, wiesz, kiedy jeszcze żyją - szczerze mówiąc, nie mam najmniejszego pojęcia, jak to działa - ale przede wszystkim słyszy głosy ludzi, którzy już ... odeszli.

Petal [Tom 1] ❀ l.s. [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz