10 - Tom & sons

353 35 6
                                    

- Wyglądasz na zdenerwowanego – zauważył Louis, potajemnie trochę dumny ze swoich własnych umiejętności obserwacyjnych.

Wiatr wiał ostro, smagając ich palce i kostki, gdy kroczyli ramię w ramię ulicami Chicago. Wysokie budynki sięgały chmur po obu ich stronach, osłaniając ich. Louis był dzieckiem miasta, urodzonym i w nim wychowany, ale takie ulice wciąż wprawiały Harry'ego w lekką klaustrofobię.

- Jestem zdenerwowany - wyznał, mocniej owijając swoje ramiona płaszczem. Po raz pierwszy kierowali się do budynku firmy Louisa - cóż, to Harry oczywiście robił to po raz pierwszy.

- Oto jesteśmy - powiedział Louis, tak cicho, jakby mówił do siebie. Sięgnął do klamki i przytrzymał drzwi, by Harry mógł wejść pierwszy.

- Wow. - Tylko tyle przyszło Harry'emu do głowy.

Sufity były wysokie na przynajmniej dwa piętra, jeśli nie więcej. Cały front budynku wykonano ze szkła, okna na oknach na oknach, promienie słoneczne zalewały ogromny hol świetlistym blaskiem. Ogromne schody pośrodku holu wiły się spiralami na wyższe piętra, zdając się ciągnąć w nieskończoność.

Louis zrobił kilka kroków, które odbiły się echem. Zrobił uroczy mały obrót, wyciągając ręce w żartobliwie dramatycznej prezentacji.

- Cóż. Oto ona! – oznajmił, uśmiechając się szeroko do Harry'ego, który wciąż stał w dużych drzwiach. - Witam w firmie Tom & Sons Enterprises.

- Nie masz synów - zadumał się Harry. Nie patrzył na Louisa, kiedy mówił, wciąż zbyt zajęty podziwianiem podniesionych sufitów imponującego holu. — W każdym razie żadnych, o których bym wiedział.

Uśmiech Louisa tylko się powiększył.

- Nie chciałem, aby moje nazwisko kojarzyło się z biznesem. Zawsze chciałem odnieść prawdziwy sukces, ale nie chciałem, aby moje sukcesy i porażki towarzyszyły mojej rodzinie. Tak jakby lubię planować.

- Nie, naprawdę? - Harry uśmiechnął się nieobecnie, a ton jego głosu wciąż brzmiał nieco chrapliwie od zaskoczenia i przytłoczenia, gdy droczył się. - Mógłbyś mnie nabrać. - Usatysfakcjonowany, że widział już wszystko, co było do zobaczenia w lobby, skupił uwagę z powrotem na Louisie. - Czy mogę teraz zobaczyć twoje biuro?

- Oczywiście. Chodźmy.

Harry zrobił kilka kroków w stronę schodów, ale Louis złapał go za ramię, ciągnąc go w przeciwnym kierunku.

- Jedziemy windą. Moje biuro znajduje się na najwyższym piętrze, kochany, a ja nie pokonam tylu schodów tak wcześnie rano.

Harry nie potrafił powstrzymać nadąsania.

- Ale te schody są takie fajne! To książęce schody! - sprzeciwił się. Jego oczy rozszerzyły się z nadzieją, gdy zapytał. - Możemy zatem nimi zejść?

Louis zawahał się, ale Harry'emu zbyt dobrze wychodziło dąsanie się.

- Dobra - zgodził się zrzędliwie. Im więcej czasu spędzał z Harrym, tym trudniej przychodziło mu odmawianie mu. - Schodzenie zawsze jest lepsze niż wchodzenie. Poważnie, H, nie jestem już dzieckiem. Już nie mam takiej wytrzymałości.

- Ja też nie jestem dzieckiem.

- Ale tobie do niego bliżej.

Weszli do windy, a Harry oparł się o poręcz, gdy Louis wciskał najwyższe piętro. Metal na jego plecach był zimny, ale ledwie zwracał na to uwagę, zbyt zajęty podziwianiem wytwornego garnituru Louisa i jego starannie ułożonych włosów. Winda zazgrzytała lekko, unosząc ich do nieba bez żadnego wysiłki, poza cichym szumem w tle. Po minucie Harry w końcu zebrał się na odwagę, by zapytać:

Petal [Tom 1] ❀ l.s. [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz