4 - Wietrzne Miasto

388 34 4
                                    

Louis kilka godzin rzucał się i kręcił po łóżku, jego myśli pochłaniały loki, dołeczki w policzkach i jasne, zielone oczy, w końcu więc wydostał się spod kołdry i ubrał się.

Poruszał się dość szybko, biorąc pod uwagę jego zmęczenie, gdy wciągał na siebie szare dresy i gruby sweter. Dał sobie spokój z czapką i rękawiczkami, zgarnął jednak po drodze z wieszaka przy drzwiach zimowy płaszcz.

Drażniący dźwięk zamykających się za nim drzwi frontowych wyeliminował jakiekolwiek oznaki snu z jego niespokojnego umysłu. Było już grubo po północy, a on zaczynał pracę zaledwie za kilka godzin, Louis wiedział jednak, że gdyby usiłował zasnąć, okazałoby się to bezcelowe. Musiał tylko wspomóc się kawą przed pracą i mieć nadzieję, że obejdzie się bez niezręcznej drzemki w swoim biurze. Może nawet mógłby znaleźć jakąś wymówkę, by wyjść wcześniej. Jedną z zalet bycia szefem, z której rzadko korzystał, było to, że ludzie rzadko kiedy kwestionowali jego osądy.

Zmarszczył brwi, bez celu wędrując po opuszczonym chodniku. Jakimś sposobem jego życie wywróciło się do góry nogami w przeciągu dwudziestu czterech godzin. Ostatni dzień zdawał mu się tak bogaty w wydarzenia, jakby minęły już całe wieki, mimo że poznał kędzierzawego chłopaka z urzekającymi, zielonymi oczami zaledwie w porze lunchu. Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka - nienawidził nie mieć kontroli, a pewien ktoś kontrolował teraz każdą jego myśl.

Drogi były dość opuszczone o tej godzinie, zaledwie kilka pojedynczych samochodów pojawiało się co chwilę na ulicy. Louis przyglądał im się z ciekawością, zastanawiając się, z jakiego powodu kierowcy tak późno wyszli z domu. Zastanawiał się też, czy kierowcy myśleli o tym samym, gdy zobaczyli jego.

Wyciągnął ręce z kieszeni i zacisnął je w pięści po swoich bokach. Pieprzyć Harry'ego za to, że przez niego nie może spać. Pieprzyć Harry'ego za to, że jest taki interesujący, uroczy i niewinny, i za to, że nie ma normalnej pracy - bo, poważnie, czy musiał być akurat medium? A najbardziej, pieprzyć Harry'ego za to, że przez niego tak się czuje, cokolwiek to było. Jeśliby do tego doszedł, może w końcu udałoby mu się zasnąć.

Louis odetchnął głęboko, a od jego oddechu na zimnym powietrzu pojawiła się mgła. Tak bardzo nienawidził Harry'ego, ale nic nie mógł poradzić na to, że znów chciał go zobaczyć.

A przeznaczenie działa na dziwne sposoby.

Ostry kaszel przyciągnął jego uwagę. Zatrzymał się w wejściu do zacienionej alejki, spoglądając z ciekawością na jej drugi koniec. Jak w większości miast, w Chicago roiło się od bezdomnych osób, a Louis zawsze unikał kontaktu wzrokowego i szedł dalej; dobrze wyglądający biznesmeni, tacy jak on, byli nadzwyczaj nękani przez biednych żebraków błagających o dodatkową gotówkę.

Coś go jednak zatrzymało.

Zrobił kolejny krok, jego buty odbijały się cicho od chodnika, gdy jego uwagę przykuły dziwnie znajome, czekoladowe loki. Ruszył ostrożnie alejką, prawą ręką dotykał lekko oblodzonej ściany, gdy szedł. Gdy stanął kilka kroków od skulonej postaci, był już pewien.

– Harry?

Chłopak uniósł głowę, gdy usłyszał swoje imię, a przez jego twarz przebiegło zdziwienie.

– Cześć, Lou - wychrypiał Harry, oferując niebieskookiemu chłopakowi słaby uśmiech. Wbrew swojemu osądowi, puścił to przezwisko mimo uszu. - Co ty tu robisz?

– Co ty tu robisz? - powtórzył po nim Louis. Wcisnął dłonie w kieszenie płaszcza, zdając sobie nagle sprawę z szczypiącego zimna. - Jest okropny mróz.

– Nie jest tak źle. - Harry uśmiechnął się lekko, choć jego zęby szczękały o siebie głośno.

Louis zmarszczył brwi na tę beznadziejną próbę żartu. Czerwone usta chłopaka były prawie niebieskie, a jego ciało trzęsło się z każdym drżącym wdechem, który brał. W jakiś sposób jednak, wciąż był tak samo piękny, gdy Louis zobaczył go po raz pierwszy - i tak samo intrygujący, jeśli nawet nie bardziej.

Petal [Tom 1] ❀ l.s. [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz