*Lorenzo
Wstałem znów rano, opuszczenie łóżka było dla mnie zbawienne prawie tak samo jak poranny prysznic. Nie powinienem narzekać, wiem, mam własne łóżko, nie dzielę z nikim pokoju, mam ciepły kaloryfer i ciepłą wodę, a do tego zrobione zakupy, w których mi niczego nie brakuje. No i mam pracę, dość słabą, z małą pensją, ale mam.
Zamierzałem dziś również stawić się w bibliotece. Pani Meyer nie tylko była dobrym czlowiekiem dla mnie, ale jak się okazało dla setki innych ludzi, którzy zwlekają z oddaniem książek. A w tej dzielnicy, za zwlekanie z oddaniem książki do biblioteki o czasie jest kara, potężna kara - siedem dolarów od książki.
*
Dziś właśnie tym się zajmowałem, sprawdzałem listy osób, które wypożyczały książki, podliczałem dni zwlekania i wysokość kary. W niektórych przypadkach to były niebotyczne kwoty za trzymanie książki w domu.
–Tam masz numery telefonów–pani Meyer wskazała na segregator. –Po założeniu karty w bibliotece każdy musiał podać swój numer telefonu, właśnie na takie przypadki. Nigdy nie korzystałam, bo kto by zajął się biblioteką, kiedy ja bym biegała po domach, ale skoro jesteś, możesz się tym zająć.
–Jasna sprawa–zaśmiałem się.– Sprawiedliwości stanie się zadość.
Niemal prychnąłem na te słowa.
*
Do godziny szesnastej przeprowadzałem rozmowy z dłużnikami. Niektórzy podawali mi godziny i adresy, żebym zjawił się u nich po książki i pieniądze, niektórzy mówili, że odkupią książki samodzielnie, a jeszcze niektórzy zwyczajnie nie odbierali.
Ludziom było na rękę, że nie muszą sami zapylać do biblioteki, a te groszowe dla nich sprawy, nawet te największe kwoty, były tylko kroplą w morzu ich pieniędzy. Bo co niby znaczy kilkadziesiąt dolarów, dla kogoś kto zarabia cztery albo i pięć razy więcej? Kto w ogóle by pomyślał, ze burmistrz miasta czyta książki?
–Mam adresy i pozwolenia!– krzyknąłem do przełożonej.
–Więc idź! – odkrzyknęła mi. Rozejrzałem się po sali i złapałem tylko kartkę i długopis i wyszedłem z biblioteki.
*
Z doświadczenia wiem, że jeśli książka leży w domu przez więcej niż rok, nikt już nigdy jej nie znajdzie. Tak było w wielu przypadkach, które dziś odwiedzałem, więc po pokazaniu dokumentu od Pani Meyer, otrzymywałem zwrot kosztów za książki. Obszedłem prawie całe miasto, zrobiłem chyba milion kroków chodząc od domu do domu i odbierając książki lub równoważność książek w pieniądzach.
Kiedy wróciłem do biblioteki, padłem na fotel, który był przeznaczony dla czytelników.
–Jestem!–krzyknąłem spoglądając na zegarek. Dziewiętnasta czterdzieści cztery czy biblioteka nie powinna być już zamknięta?
–Jak ci poszło, Lorenzo? –pani Meyer stanęła przed biurkiem. Była chyba zniesmaczona, że miałem tylko kilka książek.
–Muszę wstać żeby opróżnić kieszenie, a naprawdę nie mam siły– zaśmiałem się. –Te monety ciągnęły mnie w dół całą drogę!
–Widać, że niektóre książki posłużyły jako opał. Mam nadzieję, że chociaż kiełbaski z ogniska były dobre– fuknęła z niesmakiem.
Poczułem, że jest jej przykro z zaistniałej sytuacji. Dlatego wstałem, opróżniłem kieszenie co do joty i przeliczyliśmy wspólnie pieniądze.
–Sześćdziesiąt osiem dolarów i dwadzieścia dwa centy– powiedziałem.
–Sto czterdzieści pięć i sześćdziesiąt pięć centów–dodała Pani Meyer.
![](https://img.wattpad.com/cover/298175418-288-k82365.jpg)
CZYTASZ
Lorenzo (Zakończone)
RomanceLorenzo wychodzi z więzienia i już nic nie wydaje się takie samo. Ma wrażenie, że świat zmienił bieg i pędzi teraz jeszcze szybciej niż poprzednio. Tym razem jednak Lorenzo nie da się przewrócić. Przysiągł sobie, że nigdy już nie wróci do więzienia...