Minęło siedem lat. Moją samotnię i udrękę przerywał Asgar. Czasami myślałam że on jako jedyny trzyma mnie przy życiu. Zatrudniłam się w leśniczówce. Przejęłam stanowisko Adison. Starałam się wychowywać dzieci w taki sposób aby nigdy nie dotknęły zła. Alina i Maksymilian przypominali iskierki, małe i wręcz potrzebne jak podpałka do grilla. Usiadłam na ziemi i pogłaskałam ściółkę między kwiatami. Często przychodziłam na grób Liama. Asgar robił to dwa razy do roku, zawsze w Wielkanoc i Boże Narodzenie. Ja pomimo upływu siedmiu lat tęskniłam za nim. Serce rozdarte, ale z roku na rok bardziej tęskniące. Nie przyznawałam się gdzie spoczywa Ada. Starałam się chodzić do niej tak często jak się da. Ptaki śpiewały, ich świst przypominał mi ból tamtego dnia.
-Siedem lat minęło, a ja wciąż kocham cię identycznie jak wtedy. Moje oddanie dalej takie same. Nawet nie wiesz ile bym dała aby cię przytulić. Zabierz mnie do siebie, proszę. - powiedziałam kładąc się na liściach.
Tak bardzo chciałam aby zabrał mnie do siebie. Przez te siedem lat myśli samobójcze towarzyszyły mi codziennie. Przypominało mi się jak źle mnie traktował, ale to zostało przykryte przez to co czułam do niego. Kochałam mordercę, ale była to miłość na zawsze. Zawsze będę go kochać, pomimo że zranił mnie słowami, czynami i zabijał. Idąc pod górkę był moim ramieniem i ratunkiem od samobójstwa. Blizny na kostkach zdobiły moje ciało jak nieusuwalne tatuaże. Przypominały szlaki mojej przeszłości. Ból, ucieczki przed odpowiedzialnością i ciągła presja otoczenia. Byłam naiwna w tym życiu. Ułożyłam się wygodniej, czułam jakby coś utulało mnie do snu. Poddałam się tej dziwnej mocy i pokusie. Znalazłam się na czymś w rodzaju Francuskiej prowincji. Łąki i stare drewniane wiatraki. Mąki kwitły w pełni pomiędzy chabrami. Nagle usłyszałam znajome mi głosy. Odwróciłam się szybko, gdzieś w oddali stał Liam. Zaczęłam biec w jego kierunku, ale on zdawał się oddalać. Stanęłam wpatrując się w niego. Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd.
-Dianuś, nie mogę ci pomóc! Pomóż sobie sama! - krzyknął do mnie i zniknął.
Usiadłam pomiędzy wysoką trawą. Nagle otworzyłam oczy i wybudziłam się z tego chorego snu. Wstałam szybko i odeszłam w stronę domu. Szłam brzegiem jeziora. Tafla była niewzruszoną ostoją spokoju. Wewnątrz czułam dziwną plątaninę emocji. Jakbym mogła to wyrzuciłbym ją. Usłyszałam dźwięk charakterystyczny dla wyskakującej ryby z wody. Było to na tyle głośne, że ryba musiała by być ogromna i powinny powstać kręgi na tafli. Niestety nic takiego nie miało miejsca.
-Wiesz co robić!
Spojrzałam na jezioro, nikogo nie było. Przyspieszyłam kroku aż zaczęłam biec do domu. Zajęło mi może to pięć minut. Podeszłam do Asgara, który okazał się moim wsparciem i po trzech latach partnerem. Przytuliłam go ciężko oddychając. Mężczyzna nie wiedział o co mi chodzi. Odkąd zmarł Liam stałam się chłodniejsza.
-Cos się stało? - zapytał.
-Nie, nic a nic. Idę się położyć, zrób dzieciaką kolację. Dzięki że jesteś.
-Dobranoc, kocham cię.
Nigdy nie mówiłam mu że go kocham. Jakoś pomimo upływu czasu to Liam jest żywy w moich uczuciach. Przebrałam się w dresy i położyłam spać. Ta samotność dalej istniała. Byłam głupia, bo on nie żyje. Nigdy go nie usłyszę, ale pękło coś we mnie gdy krzyczał do mnie. Zrobiłabym wszystko aby z nim być. Zamknęłam oczy i wręcz natychmiast zasnęłam. Stałam na dokładnie tej samej łące co wtedy. Liam stał około trzy metry dalej z bukietem polnych kwiatów. Zrobiłam krok w przód, a on był nieruchomy. Czyli istniał w mojej jawie. Podbiegłam do niego i przytuliłam. Nie czułam nic, ale było mi lżej. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Nasze ciała przypominały jedność. Oddychałam głęboko pochłaniając jego zapach. Tęskniłam za nim pomimo że butelkę z jego perfumami nosiłam przy sobie. Bardzo chciałam być w byciu. Był to sen, zwykła jawa, a dla mnie jedyne szczęście. Byłam szczęśliwa pierwszy raz od dawna. Asgara kochałam, ale jakby oddano mi Liama to nigdy bym na niego nie spojrzała. Czułam bliskość ciała mojego ukochanego. Pragnęłam tej nuty w nieskończoność. Jednak nigdy nie byłam samotna, ale to zupełnie inny rodzaj samotności.
CZYTASZ
YOU (Zakończone)
Fantasy"-Ciekawie się patrzy na człowieka który poznaje proste rzeczy od początku. Piękne to. "