Upadły zwycięzca

5 2 0
                                    

Powoli ubierałam ochraniacz na kostkę. Leki od Liama pomagały, ale cały czas miałam przed sobą moment w którym mnie uderzył. Dlaczego to zrobił? Nie mam pojęcia. W namiocie byłam tylko ja i Adel która powoli pocierała o siebie dłonie. Czułam ten pot charakterystyczny przy zdenerwowaniu. Liam czekał niczym pies przed namiotem.

-Co jeśli przegram?

-Nic, przecież nie ma to wielkiego znaczenia. Ważne jest abyś przeżyła, sama nie wiem dlaczego się na to piszesz. - powiedziała Adel.

-Bo inaczej ty zostaniesz tego ofiarą. Założyłam się o ciebie. Przepraszam. - wyjąkałam.

Dziewczyny wstała i spojrzała na mnie osądzającym wzrokiem.

-Za późno na przeprosiny! Nienawidzę cię! - wykrzyczała i wyszła z namiotu.

Nawet mój makijaż nie wytrzymał łez. Powoli zataczałam się na dno. Poczułam czyjeś objęcie, był to James. Dlaczego akurat gdy wszystko się wali nie ma przy mnie mojego Rega, ale jest ten którego kocham najbardziej. Reg pomógł mi przy przemianach i jakby nie on to zapewne już bym się wykończyła. Przed sobą miałam cały czas jednak tego opiekuńczego i będącego w większości przypadków przy mnie. Chłopak spojrzał mnie i tylko zaśmiał się.

-Czemu się śmiejesz? - zapytałam lekko wulgarnie.

-Bo gdy jesteś w kropce i nad czymś myślisz to gdy nie ma wyjścia to się śmiejesz.

-O co chodzi?

-Kocham cię Diana. - powiedział i mnie pocałował co chwilę przyciągając mocniej.

Spojrzałam mu w oczy i ponownie je zamknęłam. Czułam te szlaki idące po moich ustach, dające ukojenie i spokój. Chciałam tak zostać do końca mych dni, teraz już minut zapewne. Gdy się oderwaliśmy od siebie to jedyne co zrobiłam to odeszłam. Liam objął mnie ramieniem i zaprowadził na start.

-Musisz wygrać, wierzę w ciebie.

Pokiwałam głową i stanęłam w lesie na środku. Zac wpatrywał się we mnie powoli pokazując na moje gardło jakby je ciął. Szybko zrozumiałam co mnie czeka. Krzyki i piski były charakterystyczne dla tego zwierzęcia. Na środku do słupa przykuto smoki. Każdy inny, ale ten przypisany do mnie był chyba najgorszy. Kiedyś czytałam o nich, ten smok był większy niż ten Zaca i dużo bardziej się wyrywał. Szybko odwróciłam wzrok aby nie straszyć się jeszcze bardziej. Serce wręcz stanęło mi na wznak. Widziałam koniec, moją śmierć, mój pogrzeb i moje łzy w momencie gdy będę konać. Zwierzęta wyrywały się i syczały. Westchnęłam czując moc wewnętrz swojego ciała. Te dziwne iskierki chcące wydostać się an zewnątrz.

-Uwaga! To już finał! Z lasy nikt nie wychodzi, nikt nie ma prawa odejść. Użyj swojego sprytu aby smok padł ci do stup. - powiedział prowadzący samemu odchodząc do lasu.

Zac jeszcze przez chwilę spojrzał mi w oczy. Widziałam ten strach, tą niepewność i krzyk duszy. Poczułam takie wewnętrzne zwierzę w moim organizmie, tego wilka co co miesiąc się odzywa rujnując mnie od środka. Wiedziałam że przemiana będzie w okresie około dnia lub dwóch, ale zapomniałam obliczyć kiedy. Leki opóźniające chyba będą konieczne, nie chcę w tym miesiącu tego przechodzić. Momentalnie roznosił się huk z pistoletu. Szybko pobiegłam w głąb lasu słysząc wycie i warkot zwierzęcia biegnącego za mną. Zac co jakiś czas uderzył swojego przeciwnika gałęziami najwidoczniej chyba go to osłabiało. Brzeg lasu był ogrodzony niewidoczną zasłoną więc smok nie był w stanie się wydostać, tak samo jak i ja. Będąc na wysokości pnia drzewa nie jestem w stanie przewidzieć gdzie i kiedy uderzy smok. Upadłam na ściółkę i czołgałam się po suchych świerkowych igłach. Pomimo tego łańcuch dziwnie się nie kończył, zrozumiałam wtedy tylko to że nie był przywiązany a łańcuch upadł blisko mnie. Oparłam się o drzewo i starałam się wstrzymać oddech z przerażenia. Drzewa wręcz były połykane węchem przez smoka. Gdy padło na mnie ciepła para z jego nozdrzy wystrzeliła. Tym razem zwierzę odsunęło się w drugą stronę aż nagle uderzyło masywnym skrzydłem o drzewo łamiąc je. Szybko zaczęłam biec w stronę wyjścia. Zawiodłam wszystkich, nie mam nic do stracenia. Jestem w pełni gotowa zginąć bo i tak każdy ma mnie za nikogo. Gdy czułam bliskość ludzi i krzyki były widoczne biegłam jeszcze szybciej płacząc. Gdy przekroczyłam ostatnie drzewo nic mnie nie zatrzymało. Tym razem zrozumiałam że odcięcie łańcucha to łagodna zemsta, dopiero brak zapory stał się końcem tego teatru. Wybiegłam a dosłownie wszyscy się odsunęli. Biegłam dalej a smok za mną. Upadłam nagle odwracając się na plecy i starając się ciągnąc nie do końca zdrową nogę. Zwierzę stanęło nade mną i zbliżało swój pysk bliżej mnie eksponując kły. Wiedziałam że to koniec i tym razem ostateczny. Usłyszałam pisk i skrzek, ten znajomy który towarzyszył mi oraz był najwierniejszym. Widziałam na własne oczy jak Astra atakuje smoka i odgania go. Ona była przy nim jak guzik lub broszka. Na ramiona złapał mnie James i ciągnął mnie jak najdalej. Wyrywałam się i krzyczałam. Chłopak okrył mnie kocem i przytulił. Nie ustępowało nic, krzyczałam głośniej i głośniej błagając go aby mnie puścił. Serce krajało mi się na tysiące kawałków. Astra powoli opadła z sił. Pióra sypały się jak z starszej ale wyleżanej poduszki. Smok przygniótł ją do ziemi i wygrał jej głowę ostatecznie zabijając. Krzyknęłam jeszcze głośniej i wstałam patrząc na zwierzę. Poczułam tą złość i moc jednocześnie, wszystko wokół mnie zadrżało. Krzyknęłam i wyniszczając jeszcze bardziej nogę jednym ruchem dłoni głowa smoka leżała obok ciałka Astry. Mojej przyjaciółki którą kochałam ponad wszystko. W tym momencie nastąpiła we mnie całkowita pustka, odrzucenie i brak akceptacji świata. Byłam samotna prędzej, teraz jestem tylko i wyłącznie sama. Ludzie zbiegli się wogóle robiąc zbiorowisko i niepotrzebny szum. Powoli dotknęłam już lekko zimne pióra. Łzy skapywały na nią i tworzyły tą pustkę. Nie byłam w stanie zrozumieć tego bólu w taki sposób. Gdy ktoś chciał podejść Graham i reszta grona nauczycielskiego robiła mur.

YOU (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz