10

587 24 13
                                    

Camilo zaniósł mnie do domu i postawił przed dzwiami, abym dalej mogła już iść sama. Byłam mu bardzo wdzięczna za to, że tak się o mnie martwił.
Od razu skierowaliśmy się w stronę kuchni po kilka arep, które mogłyby poprawić mój stan samopoczucia. Uwielbiałam jedzenie Juliety bez względu na to, czy potrafiło leczyć, czy też nie. Faktycznie spożycie arep dało mi więcej siły.
Kiedy szliśmy do pokoju przy schodach zobaczyłam moją mamę rozmawiającą z Pepą.
- Oh dzieci dobrze że już jesteście, właśnie na was czekamy - powiedziała kobieta.
- Cześć mamo, skoro już jesteś to ja pójdę na górę się spakować - powiedziałam.
- Poczekaj, jeszcze nie musisz. Teraz pojedziemy na pobierane krwi, a później wejdziemy jeszcze na kolację. Tak ustaliłam z Pepą.
- Chwila co, jakie pobieranie? - spytałam
- Bo widzisz słońce. Musi być jakaś przyczyna tego, że dostałaś dar, nie będąc w rodzinie Madrigalów. Dlatego zaczniemy od badania twojej krwi, a niewykluczone, że zdobędziemy związek, który będzie pozwalał ludziom mieć moce - wyjaśniła moja mama.
- Ja nie wiem czy ty tak działa mamo.
- Nie dowiemy się póki nie spróbujemy. No dobra koniec gadania. Chodź, bo lekarka już na nas czeka.
Świetnie kolejny wspaniały pomysł mojej mamy. Pewnie nie powinnam tego krytykować, bo właśnie dzięki nim ona jest światowej sławy naukowcem, ale to już się zaczyna robić męczące. Pożegnałam się z Camilo i we dwie ruszyłyśmy w drogę.

Opowiedziałam kobiecie o dzisiejszych wydarzeniach, a ona stwierdziła, że w takim razie nie wie, czy dzisiaj wrócimy do Casity, bo po pobieraniu krwi mogę być za bardzo osłabiona. Tak też było. Przychodnia była tuż obok naszego wana, więc poszłam położyć się na łóżku. Mama poszła do Madrigalów po moje rzeczy i  wróciła zobaczyć jak się czuję. Cały wieczór ze sobą gadałyśmy I grałyśmy w różne gry. Właśnie tych rzadkich wspólnych wieczorów bardzo mi brakowało. Ona zazwyczaj ma tyle pracy, że jedynie się mijamy i praktycznie w ogóle nie spędzamy ze sobą czasu. Jest szalona, roztrzepana oraz spotaniczna, ale właśnie taką ją kocham.
W końcu zapytała mnie, czy po tej nocy spędzonej w domu magicznej rodziny chciałabym i nich zamieszkać, na co odpowiedziałam "tak". Bardzo podobało mi się rozwijanie mojego daru oraz czas wspólnie spędzany z Madrigalami. Poza tym teraz sama jestem ciekawa co może zrobić moja moc i jak mogę dzięki niej pomagać ludziom.
Następnie mama spytała się mnie co chcę dostać na urodziny. No tak przecież są za miesiąc. To oznacza, że Mirabel również ma wtedy urodziny. Może zrobimy łączone przyjęcie. Byłoby super.

Do Madrigalów miałam wrócić pojutrze z rana i ponoć przygotowali już dla mnie łóżko. Z tego co widzę, to oni również są chętni mojemu dłuższemu pobytowi u nich. Już nie mogę się doczekać aż znowu zobaczę tę kochaną rodzinkę, a w szczególności Camilo.

Następnego dnia wstałam wyspana oraz gotowa do działania. To co mnie zaskoczyło, to pukanie do drzwi rano. Przecież miałam wychodzić dopiero jutro, a nie spodziewałam się żadnych odwiedzin.
- Mamo, zaprosiłaś kogoś? - spytałam
- Nie słońce, idź zobacz kto przyszedł.
Ku mojemu zaskoczeniu za drzwiami stał nie nikt inny jak Camilo ze swoim, jak zawsze wesołym, wyrazem twarzy.
- Zbieraj się piękna, bo idziemy nad rzekę - powiedział chłopak.
- Co tak nagle?
- A nie mogę mieć zwyczajnie ochoty wyjść z moją ukochaną przyjaciółką nad rzekę?
- No dobra, wejdź. Będę gotowa za 10 minut - oznajmiłam.
- Dzień dobry - powiedział chłopak do mojej mamy.
- Dzień dobry Camilo.

Za jakiś czas wyszliśmy razem na dwór, a następnie skierowaliśmy się w stronę miasta. Chłopak cały czas prowadził mnie za rękę i tłumaczył, że to żebym się "nie zgubiła ani nie zasłabła". Według mnie to było bardzo urocze.
W końcu doszliśmy na miejsce. Ta rzeka zawsze wydawała mi się piękna, ale teraz była doprawdy zdumiewająca. Usiadłam na kocu, który rozłożył Camilo, obserwując odbicia drzew w wodzie oraz podziwiając wdzięk natury.
Wtedy chłopak wyciągnął zza jednego z krzaków koszyk pełen jedzenia mówiąc, że przygotował to wcześniej. Przyznam się chciało mi się śmiać jak pomyślałam o tym samotnym koszyku, czekającym w zaroślach, aż ktoś to wyjmie.

Czas spędziliśmy na wspólnej rozmowie i różnych wymyślanych przez nas grach, takich jak na przykład 10 pytań. Dużo dowiedzieliśmy się o sobie nawzajem. Między innymi chłopak powiedział mi, że musi dużo jeść, ponieważ używanie jego daru spala ogromne ilości energii.
Zasiedzieliśmy się trochę i tym razem Camilo mnie nie doprowadził, ponieważ musiał szybko biec do Casity. W drodzę powrotnej postanowiłam kupić sobie lody. Przy budce zaczepił mnie wysoki chłopak o niebieskich oczach i ciemnych włosach.
- Przepraszam, czy wiesz jak dojść do głównego rynku w mieście. Nie jestem stąd i trochę się zgubiłem - powiedział lekko zakłopotany.
- Musisz iść prosto do pierwszego rowidlenia dróg, a następnie w prawo i do końca ścieżki.
- Dziękuję Ci bardzo. A tak w ogóle to jestem Carlos - rzekł chłopak, po czym wyciągnął do mnie rękę.
- Y/N. Miło poznać.
- Przyjemność po mojej stronie wybawicielko. Uciekam już, bo jak się spóźnię, to rodzice mnie wydziedziczą - stwierdził z uśmiechem na twarzy.
- Jasne, leć.
Jejku wydawał się naprawdę miły. Ciekawe, czy jeszcze się spotkamy.

Dar (Y/N x Camilo Madrigal)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz