Tak, wiem, wiem że długo mnie nie było, ale komentarze nowych czytelników sprawiły, że aż chce mi się pisać.
Trochę problemów osobistych - musicie mi wybaczyć.
Teraz postaram się w końcu znów wrócić do regularnego pisania, co za tym idzie - dokończę tę książkę.
Mam nadzieję, że nie zapomnicie o komentarzach i gwiazdkach. Dodaje mi to weny i chęci do pisania~***
Chuuya wiedział doskonale, że musi w końcu wyjść z domu i zdobyć się, aby zająć się własnymi obowiązkami. Musiał także zmierzyć się z nieobecnością Dazaia oraz następstwami swojej nieobecności jako szefa Portowej Mafii i choć nie chciał tego przedłużać, strach przeszył go, gdy tylko stanął przed drzwiami własnego gabinetu.
Kouyou była poprzedniego wieczoru na herbacie, kiedy korzystał z wolnego czasu z synem, tak jak dawno już nie mógł z powodu zbyt napiętego grafiku. Kobieta przekazała mu, że mafia funkcjonuje naprawdę dobrze, a władzę w jego zastępstwie sprawuje nie kto inny, jak cudowne dziecko portowej Mafii.
Dazai się do tego nadaje - pomyślał Nakahara, otwierając na oścież drzwi, a przez krótki moment krążyła mu po głowie myśl, że może jednak powinien oddać stołek Bossa partnerowi. Byłby o wiele lepszym szefem niż Chuuya.
To co zobaczył jednak przed oczami przerosło jego wszelkie oczekiwania.
Dazai śmiał się w najlepsze z czegoś, co właśnie powiedział mężczyzna, siedzący na biurku z nogą założoną na nogę. Granatowy garnitur kontrastował z jego jasnymi, blond włosami. Kiedyś miał je długie, jednak teraz ścięte były kawałek za ramiona.
Kiedy trzasnęły drzwi, żaden tego nawet nie zauważył. Lub sądząc po instynkcie Dazaia - po prostu nie chciał zauważyć. Chuuya musiał głośno odchrząknąć, aby zdobyć ich uwagę.
— Wynocha - warknął, krzyżując ręce na piersi.
— Nie musisz się tak złościć, bracie - mruknął Verlaine, schodząc z biurka i otrzepując garnitur z niewidzialnego kurzu - już idę.
— Porozmawiamy o tym jutro, zajmij się sprawami - Dazai w jednym momencie przybrał beznamiętny wyraz twarzy - nie pomyl się w obliczeniach, może to źle się skończyć.
— Jasne, szefie.
Po tych słowach Paul Verlaine wyszedł z gabinetu, po drodze klepiąc Chuuye po głowie.
Rudowłosy mężczyzna warknął cicho pod nosem, po czym znów spojrzał na Dazaia.
— Myślisz, że co robisz? - Nakahara odezwał się ponownie, kiedy tylko drzwi gabinetu znów trzasnęły, tym razem za blondynem.
— A co mam robić? Naprawiam to, co zostawił po sobie Mori. Tłumaczyłem mu wiele razy, że popełnia błędy - brunet westchnął - ba! Wytykałem je palcem, ale on i tak nie rozumiał!
— Sprowadziłeś organizacje na właściwe tory, widziałem dokumenty. - Chuuya próbował nie działać pochopnie według emocji, choć spokojny ton przychodził mu naprawdę ciężko w danej sytuacji - Czym zajmuje się Verlaine?
— Aktualnie poleciłem mu trening chłopca, którego Yosano wyciągnęła z zapyziałego, rosyjskiego mieszkania - Osamu wyjął kilka dokumentów, kładąc je na biurku, aby Chuuya mógł się z nimi zapoznać - dzieciak ma dość potężne umiejętności, chociaż sam o nich nie wiedział.
— Słyszałem o tym - Nakahara przysiadł na krześle naprzeciw Dazaia - podobno miał siostrę.
— Tak, na początku nie chciał jej zostawić. Kouyou zajęła się nią, jest pod dobrą opieką.
CZYTASZ
Camellia ||Soukoku||
Fanfiction„I było tak, jak Mori powiedział. Jakby Mori wiedział wszystko. Jakby przewidział przyszłość. Po dwóch tygodniach dyrektor wrócił z misji, jednak już u progu budynku mafii, poczuł, że coś jest nie tak. Nikt nie odważył się odezwać słowem, ale Chuuy...