Okej, więc tak. Mam nową betę i kocham to, jak ładnie sprawdza!
Wbijajcie do niej, czy coś.
Dajcie mi komy, ludu~
~~~~
Czy kiedykolwiek w Lupinie grała tak skoczna melodia?
Dazai nie mógł sobie tego przypomnieć.W tym momencie coś na styl muzyki Blues Brothers grało w knajpie, a z sufitu słychać było taneczne kroki i tupanie. Sala na piętrze prawdopodobnie została wynajęta. Zdarzało się to rzadko - przynajmniej wtedy, gdy jeszcze bywał tu regularnie.
Dazai nie wiedział, co ma zrobić. Po raz pierwszy naprawdę nie miał zielonego pojęcia. Jego trzymane przez tak długi czas maski opadły, cała fasada została złamana. Właśnie w tym momencie uświadomił sobie, że mógłby to zrobić. Teraz Chuuya nie mógł przybiec, aby na swój sposób „odciąć linę”.
Dlaczego to zrobił? Dla zabawy? Żeby dalej pobawić się uczuciami Chuuyi i zostawić go zranionego, a może żeby sprawdzić, czy to prawda? Czy naprawdę myślał, że poczuje coś, w momencie, gdy zobaczy ten mały oznaczający pozytywny wynik plus na głupim kawałku plastiku?
Wręcz przeciwnie. Strzępki uczuć, jakie zaczęły wydostawać się z jego serca przez ostatnie miesiące nagle prysły i pozostały jedynie nicość, czarna dziura, ciemność, które wciągały całe światło, niczym Chuuya podczas korupcji za pomocą swej mocy… Chuuya.
Chuuya naprawdę kochał te dzieci. Oddałby całe życie Fumiyi, gdyby mógł i zapewne z tym drugim będzie to samo.
Detektyw westchnął, kładąc policzek na blacie i spojrzał na nietkniętą szklankę obok.
— Ratuj sieroty, co? - wydał z siebie przeciągły jęk - To nie są sieroty, nadal żyję, wiesz?
Czknął.
Wiedział, że miał już dość, jednak wlał w siebie kolejną porcję alkoholu, nim wyszedł z baru, potykając się o własne nogi.
Czy ma w ogóle prawo wrócić do domu, kiedy Chuuyi tam nie ma?
A nawet jeśli, czy powinien?
Prawdziwy ojciec, głowa rodziny na pewno by mógł. Jednak nie Dazai.
Był śmieciem, który nie zdołał wykrzesać z siebie żadnych uczuć, gdy jego „dziecko” we wnętrzu partnera było na skraju śmierci.
Gdy sam Chuuya praktycznie wykrwawiał się na podłodze łazienki.
Gdy Fumiya lamentował, płakał, krzyczał i uderzał w jego klatkę piersiową, on jedynie spokojnie klęczał obok Nakahary z telefonem przy uchu.Nie czuł zupełnie nic.
Alkohol przyjemnie rozgrzewał jego ciało od środka, gdy wszedł na most. Nawet jeśli skoczy - przeżyje. Wiedział to, tak było za każdym razem.
Gdyby faktycznie chciał utonąć, musiałby przywiązać do nogi coś ciężkiego, co pociągnęłoby go na dno. Dzięki temu ludzkie odruchy ratowania go nic nie przyniosłyby zamierzonego efektu.Dlatego oparł się jedynie o barierkę i westchnął, gdy usłyszał dobrze znany mu ciężki dźwięk wydawany przez drewniane sandały.
„Khm Khm” - to jedyne, co usłyszał za sobą, kiedy kroki ustały.
— Wiem, że pan tam jest, prezesie - Dazai machnął ręką - nie musi pan chrząkać.
— Dawno nie mieliśmy okazji szczerze porozmawiać, prawda, Dazai-kun?
CZYTASZ
Camellia ||Soukoku||
Fanfiction„I było tak, jak Mori powiedział. Jakby Mori wiedział wszystko. Jakby przewidział przyszłość. Po dwóch tygodniach dyrektor wrócił z misji, jednak już u progu budynku mafii, poczuł, że coś jest nie tak. Nikt nie odważył się odezwać słowem, ale Chuuy...