Rozdział 2.9

635 76 31
                                    

Więc mamy nowy rozdział.
Tak, wiem, że zajęło mi to wieczność, ale teraz pracuję w dość... Nieludzkich (brr..) godzinach, dziś się przeprowadzam z przyjaciółką do nowego mieszkania (aj, kto wbija na parapetówę?!), W każdym razie, zaczyna się układać tak więc... Byle było tylko lepiej.

Pamiętajcie, że wasze komentarze (reakcje!) karmią moją wenę, dlatego proszę o nie jak zawsze!

Tak samo jak gwiazdeczki, podbijają zasięgi, dzięki czemu więcej ludzi może je zobaczyć.

Komentujecie, gwiazdkujcie, dajcie jakiś znak, że tu wciąż jesteście.
Ja już nie przedłużam, zapraszam na rozdział.

***

Tamara Pridworowa była dość opasłą kobietą, swoje najlepsze lata mającą już za sobą.
Już dawno nie była tą młodą dziewką, w której zakochał się jej mąż, już od dawna także nie miała zapału do rodzicielstwa, jak na samym początku, gdy urodził się jej syn, Jefim. Dziś jednak jej krzyk rozniósł się po całym, obskurnym budynku, jakoby wielki nie był, to wszyscy mieszkańcy krzyk ten słyszeli. Pierwszą osobą, która wpadła do tej brudnej klitki, był Wojciech Kostrzewicz, lekarz na emeryturze, mieszkający tuż obok niej.

- Coś się stało, Pani Pridworowa? - krzyknął, nie przekraczając progu izby.

Chwilę później siedzieli już w mieszkaniu sąsiada

- Dzieci! Moje dzieci zniknęły! - Mówiła kobieta z nieukrywaną histerią - Byłam zarobić grosza, aby jeść coś miały, nawet śli to niewiele, Kostrzewiczu drogi! A gdy wróciłam, nie było ni Jefima, ni Lanki mojej!

- Policję moglibyśmy wezwać, Pridworowa, jednak uznają on, że dzieci z biedy uciekły, same jedzenia na własną rękę szukać. Wie Pani, jak z policją bywa. Szczególnie jeśli o nas, uchodźców chodzi.

- Biada nam! - lamentowała ponownie starowina - Jeśli dowie się on, że dzieci uciekły, biada nam niesłychana!

- Kto się dowie? Mąż pani?

- Nie, nie! Mąż mój o dzieci już dawno się nie troszczy! Tylko alkohol mu w głowie, w barze dzień i noc, czasem wyspać się wraca jedynie. Mężczyzna, ot w czapce, także jak my Rosyjanin z pochodzenia.

- Dlaczegóż miałby dziećmi twoimi się interesować, Rosjanin obcy jakiś?

W tym momencie Pridworowa rozpłakała się, znów wydając jęki, jakby ktoś ją butem przydeptał i nie chciał puścić za żadną cenę.

*

Dom wydawał się całkiem pusty, kiedy Chuuya wszedł do środka po raz pierwszy od kilku tygodni. Nadal był lekko osłabiony, jednak Yosano z całą pewnością stwierdziła, że dziecko jak i on sam są bezpieczni.

Mimo myśli, że jest sam, już po chwili usłyszał tupot małych stóp i krzyk swojego syna.

- Kyouka-chan! Akutagawa puścił mi film z ekshibicjonistą!

Chłopiec zaraz po tym pojawił się przed Chuuyą w wielkim szoku, że nie zastał Kyouki, a jego. Dopiero po kilku sekundach, kiedy szok przeszedł, dziecko podbiegło do ojca, wciskając twarz w jego brzuch.

Nakahara odwzajemnił uścisk, jednak to, co powiedział Fumiya przed chwilą nie mogło zostać zignorowane.

- Też się cieszę, że cię widzę, słoneczko, ale czy możesz mi powtórzyć, co zrobił Akutagawa?

Camellia ||Soukoku||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz