X. „Iris, co ty najlepszego zrobiłaś?"

1.5K 108 53
                                    

Strażnicy pozwolili mi i Lily jedynie zarzucić coś cieplejszego na górę i w ogromnym pośpiechu — a także w akompaniamencie ich zirytowanych spojrzeń — wsunąć na stopy buty. Oczywiście wcześniej przeszukali to wszystko, a także obmacali nas z góry na dół, mimo że nie miałam pojęcia, gdzie mogłybyśmy cokolwiek schować w letnich piżamach.

Chociaż sama szłam i nic nie wskazywało, że miałam być nieposłuszna, odpowiedzialny za mnie mężczyzna nalegał na trzymanie mojego ramienia w kurczowym uścisku. Kajdanki ciążyły mi na nadgarstkach, ciągle o nich myślałam i próbowałam poprawiać dłonie, chociaż w rzeczywistości nie mogły tak wiele ważyć.

Nie miałyśmy długiego dystansu do przejścia — budynek z tymczasowym, znajdującym się tu na potrzeby zamku aresztem mieścił się również w środkowym pierścieniu. Mimo to cały czas z uporem maniaka wpatrywałam się w podłogę i pozwalałam włosom zakrywać całą twarz. Spojrzenia tych kilku osób, które minęliśmy po drodze, parzyły niczym rzucane we mnie rozżarzone węgielki.

Momentami posyłałam jedynie ukradkowe spojrzenia w kierunku współlokatorki. Lily natomiast nie spojrzała na mnie ani razu przez całą drogę. Gapiła się przed siebie, a jej szczęka zaciśnięta była tak mocno, że nawet stąd słyszałam chyba zgrzytanie zębów. Czego innego mogłam się spodziewać? Wiedziałam, że jej reakcja będzie dokładnie taka.

Zamknęli nas w osobnych celach, które były w dodatku tak daleko siebie, że nie miałyśmy szansy się porozumieć. I tak nie byłoby przecież o czym... Drżąc, oparłam się o ścianę, bo miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Chłodne kafelki schłodziły nieco moje rozgrzane czoło. Próbowałam zacząć oddychać głęboko i się uspokoić. Przecież jestem niewinna. Tu wcale nie chodziło jednak o moją winę czy niewinność, a o to, aby generał Thorn mógł dowieść swojej racji.

Cela wydawała mi się tak ciasna, że trudno było w niej oddychać. Znów łapałam płytkie oddechy, tym razem niemal się dusząc. Usłyszałam głośny, żałosny szloch, by dopiero po chwili zorientować się, że wydało go moje własne gardło. Panikowałam, nigdy nie byłam tak przerażona. Cholera. Zjechałam plecami po ścianie i skuliłam się na ziemi, chowając głowę między kolanami.

To by było chyba na tyle z tego wszystkiego... Z miłej atmosfery w pracy, kierowniczki, która może za mną nie przepada, ale czasem jednak pochwali, posiadania współlokatorki, która lubi ze mną mieszkać...

Prychnęłam i przywołałam się do porządku. Myślałam o absolutnie absurdalnych rzeczach w tamtym momencie. Żałosny śmiech przebił się przez szloch. Przecież zależnie od tego, gdzie Thorn schował to, co mu „ukradziono", mogło posypać się całe moje misternie układane przez ostatnie dwa tygodnie życie. Powinnam już teraz pożegnać się z pracą, na pewno powitać nowy zapis w mojej — do tej pory nieskazitelnie czystej — kryminalnej kartotece.

Moje czarne myśli nie zatrzymywały się tylko na tym. Wierzyłam w umiejętności i władzę Thorna. Przecież jako generał musiał być jednym z najpotężniejszych — dosłownie i w przenośni — wampirów na świecie. Wiedziałam, że doprowadzi do wymierzenia mi najwyższej możliwej kary.

Usłyszałam kroki i trzaśnięcie drzwi, na które podskoczyłam nieco. Dwie osoby zbliżały się pośpiesznie w moim kierunku. Stłumiłam w sobie kolejne szlochy, mimo wszystko chciałam zachować tę resztkę kontroli i nie pokazać im, jak bardzo się bałam. Wciąż zdradzały mnie jednak nienaturalnie trzęsące się dłonie. Spojrzałam przez kraty w małym okienku na metalowych drzwiach i czekałam.

Znów te lodowate oczy. Nieucieknięcie spojrzeniem wymagało ode mnie całej resztki siły, która mi została, powodując tym samym, że kolejne łzy wypłynęły mi z oczu.

I. Nasiona DobrociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz