XXII. „Jesteś tylko małym szczurem"

1.4K 92 44
                                    

Marzyłam jeszcze tego dnia o tylko jednej, prostej rzeczy — zjedzeniu kolacji w spokoju. Już i tak wszystko inne poszło niezgodnie z moim planem, ale cały czas nie oduczyłam się, że powinnam zupełnie porzucić wszelką nadzieję, więc wciąż z ociupinką optymizmu zmierzałam w stronę stołówki, myśląc o zjedzeniu czegoś ciepłego.

Właśnie napisałam wypowiedzenie, więc trzęsłam się jeszcze odrobinę, targana mieszanką intensywnych emocji. Liczyłam na to, że gorące jedzenie lub herbata pozwoli mi się pozbyć tych drgawek. Marco — choć ewidentnie niechętnie — oficjalnie przyjął moją rezygnację, lecz jednocześnie poinformował mnie, że mam się po posiłku spotkać z nim przy przejściu do wewnętrznego pierścienia, skąd zaprowadzi mnie do pokoju, w którym miałam spędzić kolejne dwa tygodnie.

Chciałam oddalić się od potężnych wampirów, a oto ten dosłownie zasiadający na tronie zmusza mnie do pozostania przy sobie. Z całą pewnością te kilkanaście dni, które miałam spędzić, pracując dla niego, będą mi się dłużyć w nieskończoność.

Naprawdę liczyłam, że chociaż ten posiłek — ostatni jako zwykła, szara pokojówka — minie mi bez problemów. Niestety Wszechświat poskąpił mi nawet tak drobnej przyjemności. Bo oto Lily — której najmniej spodziewałam się jeszcze kiedykolwiek zobaczyć z bliska — podeszła do mnie nagle i niby bez powodu dosiadła się, nie mówiąc przy tym ani słowa. Podniosłam na nią wzrok. Jej przepełnione nienawiścią spojrzenie i zaciśnięta mocno szczęka nie zwiastowały niczego dobrego. Westchnęłam w duszy.

Nie na to mam ochotę.

— Możesz mi powiedzieć — zaczęła cicho, sycząc przy tym niczym jadowity wąż — z kim się ostatnio przespałaś, że nagle jesteś taka wielce ważna? Bo co się niby stało, że nie możesz nawet sama przenieść swoich śmieci do nowego, pachnącego pokoju i ja muszę to robić?

Lily musiała przenieść moje rzeczy?

W pierwszym momencie nie uwierzyłam, że mówiła prawdę, ale im dłużej spoglądała na mnie wzrokiem, którym ewidentnie chciała mnie zamordować, tym bardziej przekonywałam się, że ktoś na górze miał paskudne poczucie humoru.

Pewnie normalnie czułabym się niezręcznie w związku z całą tą sytuacją i zaczęłabym ją przepraszać, ale po tym jednym pytaniu, które oczywiście musiała zadać w ten sposób, całe współczucie ze mnie uszło.

Czy to miała być jakaś dziwna kara dla Lily, którą nałożyli jej za zachowanie w stosunku do mnie? Jeśli tak, wampiry wykazały się wybitnym brakiem pomyślunku. Zanotowałam w głowie, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie zrobiła czegoś z moimi rzeczami.

Wywróciłam tylko oczami i zignorowałam ją, nabierając po prostu na widelec więcej ryżu. Komentarze na temat mojej rzekomej prostytucji stały się wybitnie nudne i nie bolały już wcale, od kiedy podczas tych dwóch tygodni, gdy wszyscy dowiedzieli się, skąd jestem, nasłuchałam się ich do oporu. Oczekiwałam po Lily, że wysili się bardziej, ale najwyraźniej i ona potrafiła cisnąć jedynie powielanymi już wcześniej setki razy stereotypami.

— Odpowiedz mi — nalegała nieco bardziej stanowczo. — Generał, doradca, może sam król? Słyszałam, że ma dziwny gust co do kobiet.

— Odpuść.

— Nie, no śmiało, powiedz nam wszystkim. — Tym razem zależało jej, aby każdy usłyszał, więc wyraźnie uniosła głos. — Jak to jest, że taka osoba jak ty, która nie tak dawno została tu oskarżona o kradzież, która nie ma żadnego doświadczenia w pracy i niczym się jeszcze nie wykazała, dostaje awans? I to w dodatku na stanowisko stworzone specjalnie z myślą o niej?

— Lily — krew zagotowała się we mnie, a mięśnie napięły niemal boleśnie — jesteś trzydziestoletnią kobietą, która całe dnie zastanawia się jedynie, czy Sally w zeszłym tygodniu zdradziła Johna ze strażnikiem. Nie oczekuję od ciebie, że będziesz w stanie na własną rękę dojść do jakiegokolwiek sensownego wniosku na mój temat.

I. Nasiona DobrociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz