XXVII. „Oderwany od rzeczywistości"

1.6K 116 56
                                    

Jakiś czas temu...

Na zamku królewskim zawsze działo się wiele, jak na tego typu miejsce przystało. Vered z czystej ciekawości wyliczył kiedyś, że codziennie musiał być średnio na sześciu spotkaniach — każdym dotyczącym czegoś zupełnie innego, z innym zespołem specjalistów i doradców, z innymi decyzjami do podjęcia. Do tego dochodziły regularnie odbywające się prywatne i publiczne audiencje, odpowiadanie na korespondencję, występy publicznie, przewodzenie obchodom ważnych dla wampirów świąt oraz wiele innych rzeczy, o których wolał nawet nie pamiętać, bo na samą myśl o nich eksplodowała mu głowa.

Mimo tego, że jego życie było z całą pewnością intensywne, wciąż jakimś cudem udawało mu się w nim znaleźć czas na nudę. No więc nudził się właśnie teraz. Spoglądał leniwie swoimi niebieskimi oczami po innych mężczyznach, wszystkich siedzących ze śmiertelnie poważnymi minami i w do bólu eleganckich garniturach. Spotkanie dotyczyło ostatnich buntów i protestów wśród ludzi mieszkających w królestwie, więc bardzo próbowali udowodnić, że przejmuje ich waga sprawy, marszcząc co chwilę brwi czy kiwając głową z zadumą.

Jeden z doradców króla, ten zajmujący się głównie monitorowaniem zmian i problemów w społeczeństwie ludzi, stał właśnie z dostojnie wypchaną w przód klatką piersiową i czytał przemowę zapisaną na swoim tablecie, przedstawiając martwiącą go sytuację wszystkim zgromadzonym. Król znał się na swoich podwładnych na tyle dobrze, aby wiedzieć, ilu dokładnie z nich udawało jedynie, że słucha. I ta liczba wcale nie świadczyła dobrze o procencie zaangażowanych.

— Podsumowując — ciągnął doradca niestrudzenie — ludzie uważają, że władze ignorują problemy najuboższego społeczeństwa, nie zapewniają im bezpieczeństwa i nie dbają o zamieszkiwane przez nich dzielnice. Źle wypadają również wszyscy rządzący oraz sama rodzina królewska. Ludzcy obywatele widzą ich jako oderwanych od rzeczywistości i chcieliby...

Oderwany od rzeczywistości... właśnie w taki sposób można było śmiało opisać wtedy króla. Zamiast w pełni świadomie uczestniczyć w naradzie, obmyślał właśnie dokładny plan, w jaki sposób mógłby zabić każdą ze znajdujących się w tym pomieszczeniu osób, a następnie uciec z zamku, zanim ktoś zorientuje się, co się stało, i go dopadnie. Choć jego umiejętności nie należały do typowo ofensywnych, dzięki swojemu Księżycowi był doskonałym wręcz skrytobójcą. Potrafił chować się w cieniach, unikać walki i oszukiwać ludzkie umysły. Sądził, że bez problemu mógłby wydostać się z nawet tak doskonale strzeżonej fortecy, o której bezpieczeństwo powinien sam dbać.

Aaron, jego najbardziej zaufany doradca, siedział tuż po prawej stronie. Naturalnie to on zginąłby jako pierwszy. Król mógłby niepostrzeżenie wyjąć sztylet spod swojej marynarki i zabić go w taki sposób, by mieć jeszcze kilka sekund na pozbycie się przemawiającego doradcy, Samuela. Następnie logicznie byłoby zając się dyrektorem Wydziału Spraw Wewnętrznych...

— Wasza Wysokość. — Głos Samuela, który właśnie ukłonił się królowi z należytym szacunkiem, sprowadził go na ziemię. — Dziękuję za udzielenie mi głosu.

Vered kiwnął głową, na co doradca zajął znów miejsce siedzące. Król rozejrzał się po wszystkich zebranych, starając się wywierać na nich presję swoim intencjonalnie surowym spojrzeniem.

— Jest to problem, z którym zmagamy się, można chyba stwierdzić, od samego początku. — Vered zacisnął dłoń w pięść i przyłożył ją sobie do ust. — Królowie panujący przede mną, niech Wszechświat i Gwiazdy mają ich w swej opiece, próbowali niezliczonych sposobów, aby załagodzić sytuację. Nierówności i różnice między naszymi rasami to coś, czego nie można rozwiązać w prosty czy nawet najbardziej zawiły sposób. Czy ktokolwiek zdołał sformułować plan zdolny skierować sprawy we właściwą stronę?

I. Nasiona DobrociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz