XXVI. „Chciałbym ci z tym pomóc"

1.6K 120 78
                                    

— Proszę — szepnęłam, gdy ktoś zapukał do moich drzwi.

Mówiłam tak cicho i niepewnie, że gdyby znajdująca się na korytarzu osoba była człowiekiem, najprawdopodobniej nie usłyszałaby mnie. Drzwi zaczęły się jednak otwierać, co mogło zwiastować tylko, że moim „gościem" był jakiś wampir. Znajome przyspieszone bicie serca od razu uraczyło moją klatkę piersiową swoją obecnością.

Trzęsącymi się dłońmi odłożyłam na szafkę szczotkę, którą właśnie przeczesywałam wyjątkowo nieznośne tego dnia włosy. Dosłownie miałam za chwilkę zaczynać pracę, więc szykowałam się, ledwo skończyłam zakładanie uniformu. Poprawiłam niesforny loczek, aby nie prezentować się przed wampirem tak tragicznie.

Ubrany od stóp do głów w czerń Aaron wszedł ostrożnie do mojego pokoju i rozejrzał się po nim uważnie. Ten kolor ubioru wyjątkowo pasował do jego trupiobladej karnacji, bo tworzył przepiękny kontrast. Swobodnie rozpięte górne guziki koszuli odsłaniały więcej znamion niż przy poprzednich razach, gdy go widziałam. W niektórych miejscach były tak gęste, że ledwo wyglądała spod nich skóra. Nie zmieniło się natomiast to, że białe rękawiczki znów widniały na jego dłoniach. Kolejny raz uznałam to za... interesujący wybór.

Przecież moda większości wampirów była niezwykle daleko od normalności, nie powinno mnie to już ani trochę dziwić...

— Jego Wysokość pragnie cię widzieć — oznajmił doradca.

Zrobił to takim pełnym spokoju i miłym tonem, że uznałam to za niezwykle podejrzane. Aaron sprawiał wrażenie osoby, która używała swojego sympatycznego „ja" tylko po to, aby zmanipulować ludzi. Zaczęłam się jeszcze bardziej niepokoić, chociaż efekt teoretycznie powinien być przeciwny.

Mimo to nie miałam możliwości się sprzeciwić, jeśli sam król zapraszał mnie do siebie. Aaron też doskonale zdawał sobie z tego sprawę, więc nawet nie czekał na moją odpowiedź czy potwierdzenie, tylko nonszalancko odwrócił się plecami i wyszedł z mojego pokoju. Musiałam zrobić kilka większych susów, aby w porę go dogonić.

Oczywiście — jak zawsze z królem — nie miałam bladego pojęcia, o co mogło chodzić. Ten wieczór trzy dni temu, gdy go odtrąciłam? Byłam przekonana, że chociaż zapewniał, iż było inaczej, król chował do mnie urazę. Od tamtego momentu go już nie spotkałam, podczas gdy wcześniej jakimś cudem wpadałam na niego codziennie. Zamierzał mi powiedzieć, że chce mnie stąd w końcu wyrzucić? Dlaczego osobiście? To nie miało sensu...

Nie potrafiłam też zrozumieć, dlaczego tak bardzo o to wszystko dopytywałam. Przecież zaraz miałam się dowiedzieć każdej z tych rzeczy od samego zainteresowanego, jednak podążając za doradcą, nie mogłam się powstrzymać przed analizowaniem wszystkiego, nawet jeśli mogłam bazować jedynie na bardzo ograniczonych informacjach. No i nie mogłam się pozbyć wrażenia, że cokolwiek mam usłyszeć od króla, nie będzie ani trochę dla mnie przyjemne. Milion scenariuszy krążyło w mojej głowie, w tym dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich tragiczne.

Gdy dotarliśmy już do gabinetu, Aaron wskazał mi krzesło naprzeciwko biurka, które należało zapewne do króla.

— Usiądź, proszę, król przybędzie lada chwila.

Nie spodobało mi się to, co powiedział. Czekanie na króla oznaczało, że będę miała jeszcze więcej czasu na dobijanie się czarnymi scenariuszami. Starałam się skupić na wszystkim, tylko nie na robieniu właśnie tego.

Gabinet znajdował się na ostatnim piętrze środkowej części głównego budynku zamku królewskiego. Za biurkiem znajdowały się ogromne szklane drzwi, które prowadziły na taras widokowy biegnący dookoła tego piętra. Było ono znacznie mniejsze niż to poprzednie, więc sam taras musiał być pokaźnych rozmiarów i zapewniać przepiękny widok na cały Weidenberg.

I. Nasiona DobrociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz