XXIV. „Nie rozumiem, co się dzieje"

1.6K 117 134
                                    

Chyba poniekąd miałam nadzieję, że nie będę pamiętała tej nocy albo przynajmniej znacznej jej części. Niestety — nawet mimo mojej nadzwyczajnie niskiej tolerancji na alkohol — tak mała ilość trunku nie zadziałała w ten wymazujący niewygodne wspomnienia sposób. Jedynym, z czym zostawiło mnie wczorajsze wino, był paskudny ból głowy, który nie dał mi się zmusić do wstania z łóżka przez niebezpiecznie długi czas, jeśli chciałam być punktualna.

Pamiątką po wczorajszej nocy były również bardzo ciemne wory pod oczami. Król nie pozwolił mi wyjść ze swoich komnat prawie do piątej nad ranem. Długo nalegał, abym śpiewała, rozmawiała o nieważnych rzeczach czy opowiadała mu jakieś konkretne wspomnienia. Wampiry — podobnie jak to było z jedzeniem — nie potrzebowały snu, ale większość z nich lubiła to robić. Ja, marny człowieczek, bez przynajmniej sześciu godzin nieprzerwanego odpoczynku ledwo trzymałam się na nogach.

Mojemu samopoczuciu nie pomógł ani trochę fakt, że po drodze do komnat króla oczywiście natknęłam się na stojącego na straży Lukę. Gdy tylko go rozpoznałam, zatrzymałam się gwałtownie i w panice rozejrzałam dookoła. Zrobiłam kilka kroków w tył, myśląc jednocześnie o innych ścieżkach, którymi dałabym radę dotrzeć do celu. Może pogubiłabym się odrobinę po drodze, ale w końcu by mi się udało, a to spóźnienie byłoby tego warte.

Zanim jednak doprowadziłam którykolwiek z tych pomysłów do skutku, strażnik ruszył nieznacznie głową i kątem oka złapał mnie. Jego twarz przybrała dziwny wyraz — ni to grymas, ni to zadowolenie — odwrócił się całkiem, a wtedy byłam już pewna, że nie uniknę tej konfrontacji. Cała krew odpłynęła mi z twarzy. Nie miałam jednak wyjścia, mogłam tylko postawić kilka kroków, jak gdyby nigdy nic, musząc przy tym go minąć.

— Iris... — mruknął niewyraźnie, kiedy znalazłam się na tyle blisko, aby go usłyszeć. — Jak się trzymasz?

— Dobrze — odparłam zdawkowo.

— Masz inny uniform — zauważył, co nie było dziwne przy tym, jak intensywnie mi się przyglądał. — Dostałaś awans?

Skinęłam głową. Tylko na tyle było mnie stać. Wciąż nie mogłam na niego patrzeć bez kłębiących mi się w głowie setek sprzecznych, lecz równie silnych emocji. Wstrząsnęło mną. Musiałam zacisnąć mocno dłonie w pięści, aby powstrzymać kolejne drgawki. Jestem beznadziejna. Mieć tak gwałtowne fizyczne reakcje na obecność jakiegoś głupiego chłopaka...

— To świetnie...

Musiałam w końcu przejść obok niego. Zanim jeszcze się z nim zrównałam, nogi miałam jak z waty, a oczy próbowałam skupić na jakimś nieznaczącym punkcie. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a dźwięki stukających w nieznośnej ciszy o posadzkę obcasów drażniły moje uszy. W końcu usłyszałam, jak Luka nabiera głośno powietrza. Chciał skorzystać jeszcze z okazji.

— Przepraszam cię, Iris — wyszeptał cicho, aby nikt niepożądany go nie usłyszał.

To wyznanie sprawiło, że stanęłam jak wryta. Myślałam, że nasza ostatnia rozmowa będzie końcem tematu tego, co stało się między nami. Luka nie wyglądał jednak, jakby chciał skończyć. Zanim w pełni zrozumiałam wagę jego słów, on zdążył już nabrać w płuca kolejny wdech.

— To był najgorszy błąd, jaki popełniłem w całym moim życiu, a ty masz wszelkie prawo się za to na mnie wściekać i mnie nienawidzić. Nie powinienem cię tak po prostu zostawić w takim momencie.

To prawda, nie powinieneś. Wtedy, gdy potrzebowałam cię najbardziej, zostawiłeś mnie.

Przygryzłam wargę tak mocno, że zabolało. Głos w mojej duszy podpowiadał stale miłe rzeczy, szeptał o dobrych chwilach, które z nim przeżyłam... Miałam do niego cholerną słabość. Wiedziałam, że gdyby po raz kolejny zaoferował mi wspólny wieczorny spacer, mimo całej tej wcześniejszej furii, najpewniej bym się zgodziła.

I. Nasiona DobrociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz