Ansa siedziała na miękkim kocu przy ognisku, susząc swoje długie, białe włosy. Wilgotna sukienka wisiała niedaleko na sznurze, który dla niej rozwiesiłem. Obok znajdowały się też inne, świeżo przeprane części ubrań. Syntra była ciepłą planetą, nie martwiłem się zatem, że aktualnie siedząc w samej długiej koszulce, dziewczyna zmarznie. Ogrzewała się przy ognisku, a w razie potrzeby miała przy sobie też drugi, miękki, zrobiony ze skóry bhuru koc.
Sam usadziłem się naprzeciw niej, opierając się o drzewo za sobą. Ognisko przyjemnie mnie ogrzewało, a zapach dymu z żywicznych drzew Syntry bardzo mi się podobał. Pomyślałem, że warto by było zostać tu nieco dłużej i uwędzić coś tak, jak ostatnim razem. Z wędzonego mięsa Ansa robiła naprawdę dobre potrawki.
Uniosłem spojrzenie, gdy usłyszałem szelest przy krawędzi skarpy. Po chwili zza brzegu wyłonił się Halkrath. Był lekko okurzony, ale cały i zdrowy, nie brakowało też żadnego elementu jego wyposażenia. Maska tkwiła przytwierdzona do jego pasa. Przez plecy przewieszała mu się drobna łania i siatka pełna...
Halkrath zatrzymał się, gdy Ansa pisnęła i nagle doskoczyła do niego. Zamruczałem rozbawiony. Ze wszystkich owoców, które były na tej planecie, musiał wybrać akurat te, za którymi dziewczyna szalała. Uwielbiała te duże owoce o twardej, zielonej skorupie, które w środku kryły czerwony, pełen czarnych pestek miąższ. Stanęła wyczekująco przed Halkrathem z rękoma złożonymi przed sobą na piersi i oczyma pełnymi ogromnego pragnienia.
- Proszę? – jęknęła.
Usłyszałem jego niechętny, zły pomruk. Uniosłem się nieco. Łowca zamilkł natychmiast, ściągnął siatkę z owocami i podał ją kobiecie. Zapiszczała raz jeszcze i otoczyła owoce rękoma, wracając do ogniska.
- Jeden kawałek na ognisko, jeden dla ciebie, reszta idzie na statek – zarządziłem, wyciągając dłoń.
Halkrath ściągnął z pleców łanię i wyciągnął nóż, sztukując mięso według moich poleceń. Ansa natomiast wyciągnęła z siatki jeden z owoców i włożyła go do mojej dłoni. Ścisnąłem go palcami, wbijając pazury w połowie. Skorupa pękła, dzieląc owoc idealnie na dwie, równe części. Ansa odebrała przysmak, jedną połówkę odłożyła na bok, a z drugiej zaczęła wyjadać słodki miąższ palcami.
- Jak teren? – zapytałem.
- Jedna samica ważek jest poza grupą. Pilnuje jaj.
- Kolejny.
- Dwa samce regularnie oddalają się od grupy. Jeden jest młody, za młody. Drugi powinien być w sam raz.
- A pełzacze?
- Młody samiec przemyka się na granicy dwóch terenów. Alfa na wschodzie jest wyjątkowo duży, ten za zachodzie ma mniejszy teren. Młody może go zastąpić.
Pokiwałem głową z zadowoleniem. Informacje ze zwiadu i analiza Halkratha bardzo mi się spodobały. Młody łowca rzucił kilka cienkich kawałków mięsa na rożen i sam zabrał się za spory kawałek udźca. Musiał być naprawdę głodny, ale z zadowoleniem przyjąłem fakt, że nie ruszył łani, dopóki mu na to nie pozwoliłem.
- Co mówiła? – zapytał nagle Halkrath, ramieniem ocierając krew z kłów.
- Prosiła – odpowiedziałem. – Bardzo lubi te owoce. I ma imię. Ansa.
Halkrath nie odpowiedział, ale Ansa na dźwięk swojego imienia uniosła tylko głowę.
- Czemu ją trzymasz?
- Bo mi nudno – odparłem niechętnie. – Czemu trawiłeś na skruchę?
- Taki był osąd – odparł spokojnie.
CZYTASZ
Utysk (Predator & OC FanFiction)
FanfictionBhu'ja to doświadczony yautja, który poluje we wszechświecie już od bardzo dawna. Nie przepada za kłopotami, zwłaszcza od kiedy zajmuje się ludzką podopieczną, Ansą. Posłuszny rozkazowi ojca bierze jednak na skruchę młodego łowcę, Halkratha. Czy bez...