księga czwarta - Thwei: Sztil

54 9 22
                                    


Znajdujący się na korytarzu łowcy usuwali mi się z drogi, przylegając do kamiennych ścian. Nie zwróciłem na to większej uwagi, parłem po prostu przed siebie, szybkim krokiem pokonując kolejne metry. Nikt jeszcze o niczym mnie nie powiadomił, ale też i nie musiał – po prostu wiedziałem gdzie i po co mam iść.

- Lordzie Thewi, wciąż jeszcze...

- Z drogi.

Młody łowca odsunął się natychmiast, a ja wkroczyłem do sali. Na stole leżał Bhu'ja. Bok i udo wyglądały, jakby ktoś wygryzł z nich spore kawały mięsa. Zapełnione były żelem medycznym, ale widać było rozszarpaną tkankę i jasne kości. Cały stół upaprany był krwią tak samo zresztą, jak mój syn. Na ten widok coś mocno ścisnęło się w moim sercu.

- Lordzie Thwei. – Tuż przede mną pojawiła się Sa'rin, a ja z trudnością oderwałem wzrok od syna. – To nie jest miejsce dla ciebie. Jeszcze nie.

Zamruczałem niechętnie. Widok Sa'rin wcale nie był mi miły, irytował mnie głównie dlatego, że kobieta była tak bardzo podobna do Sir'ki. Spojrzałem w jej szare oczy. Były ciepłe i troskliwe.

- Co z nim? – zapytałem ponuro.

- Żyje – odpowiedziała, łapiąc mnie za ramię. – Ale potrzebujemy jeszcze czasu. Proszę, Lordzie Thwei.

Pozwoliłem jej wyprowadzić się z sali. Zostawiła mnie pod drzwiami i sama wróciła do Bhu'ji. Zamruczałem niechętnie i bezsilny zacisnąłem pięść. Wiedziałem, że nie mam żadnego wpływu na to, co się dzieje, a to drażniło mnie ponad wszystko.

- Lordzie Thwei?

Uniosłem spojrzenie i ogarnąłem wzrokiem przybyłą. Sztil była najmłodszą z krwi Sar'in i wyglądała jak idealna kopia Sir'ki. Jasne, długie włosy zaplotła w nieporządny warkocz, a jej spokojne spojrzenie szarych oczu było twarde i nieprzeniknione. Dopiero gdy podeszła do mnie, wzrok stajał, stał się ciepły i troskliwy, idealne taki, jak u Sa'rin i Sir'ki. Kobieta uniosła dłoń na powitanie, a ja odwzajemniłem jej gest.

- Co z Lordem Bhu'ją? - zapytała.

Jej głos był tak szczerze zatroskany. Ta kobieta była nieścisłością wieków i wciąż mnie zaskakiwała. Widziałem ją kilka tygodni temu, gdy twardym, nieznoszącym sprzeciwu głosem broniła swych racji przed królem. Wtedy żaden z nas nawet nie śmiał jej się przeciwstawić. Teraz jednak była czułością, która charakteryzowała ludzkie kobiety. Pasowało to do niej, o dziwo, idealnie.

Za jej plecami stanął ten ogromny twór, który kompleks naukowy wypluł z siebie jakiś czas temu. Tarei'hsan ledwo co mieścił się w korytarzu, ale wiedziałem, że nie opuści boku Sztil za nic w świecie. Był jak potężny pies stróżujący, niemal trzy razy większy od niej i pewnie ze cztery razy cięższy.

- Żyje - odpowiedziałem tak samo, jak Sar'in mnie. - Tyle wiem.

Skinęła głową i przysiadła przy ścianie, a Tarei'hsan stanął tuż obok niej. Chwilę niepewnie oglądał się to na lewo, to na prawo, ale w końcu przysiadł obok kobiety, układając głowę na własnych kolanach.

- Miał młodego łowcę na skrusze - zauważyła. - Będą sądzić go wieczorem.

Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie młodzika i to dziwne przeczucie, które towarzyszyło mi, kiedy mistrz osądu pytał o to, kto weźmie go na skruchę. Wtedy widziałem ten ogień i tę drogę. Czyżbym pomylił się i poprowadził własnego syna na śmierć?

Sama myśl o tym sprawiła, że coś zmroziło się we mnie mocno. Żywia nigdy by mi nie wybaczyła tego. Kochała mnie i kochała każdego z naszych synów. Wiedziała, że każdy z nas umrze w chwale na polowaniu, w walce i we krwi. A jednak... wiedziałem, że tego by mi nie wybaczyła.

- Co z osądem? - zapytałem.

- Chcą go skazać - wyznała.

- Rozmawiałaś z nim?

Pokiwała głową. Widziałem w jej oczach, że coś bardzo jej się w tym wszystkim nie podoba. Sztil była pierwszą z krwi Sir'ki, w której ogień obudził się tak szczególnie. W tych jej szarych oczach widziałem radość tej szalonej kobiety i spokój spojrzenia mego brata. Odetchnąłem. Ten widok sprowadzał miłe wspomnienia i jednocześnie mroził serce i duszę tęsknotą za tym, co już dawno przeminęło.

- Powinieneś z nim porozmawiać, Lordzie Thwei - zauważyła spokojnie. - Zostanę tutaj z Lordem Bhu'ją.

Westchnąłem. Chciałem trwać przy synu, poczekać, aż wszystko będzie dobrze. Sztil uniosła swoje ciepłe spojrzenie i uśmiechnęła się lekko.

- Wszystko będzie dobrze, Lordzie Thwei - wyszeptała, jakby czytała idealnie w moich chaotycznych myślach. - Po prostu... musimy dać czasowi czas. Jeśli chodzi o Lorda Bhu'ję. Młody ma go zdecydowanie mniej.

Zamruczałem jedynie niechętnie, skinąłem głowę i zamiatając powietrze płaszczem, skierowałem się do wyjścia, a potem poza kompleks medyczny do lochów i sądowej sali.

Utysk (Predator & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz