Pełzacz przeleciał tuż nade mną, gdy przylgnąłem po uskoku do ziemi. Linka, która utkwiła w jego pysku, wciąż się rozwijała, przytwierdzona do mojego karwasza. Uniosłem nieco dłoń, wycelowałem i zahaczyłem ostatni harpun w jednym z drzew.
Rozpadliny, na których terenie polowaliśmy, były miejscem pełnym głębokich bruzd, kanionów, skał i twardych jak stal drzew. Pełzacz po skoku na mnie nie zdążył się zatrzymać i runął w jedną z głębokich rozpadlin. Podniosłem się, zerknąłem niepewnie na naprężoną linkę, a potem uznałem, że lepiej nie będzie. Gorzej zresztą też nie. Nie myśląc tak wiele, skoczyłem za pełzaczem, w biegu dobywając noża.
Linka utkwiła w pysku zwierzęcia, pełzacz zwieszał się zatem z brzegu rozpadliny. Plecami obijał się o ścianę skalną. Zsunąłem się po jego pysku, jedynie jakimś cudem omijając szereg ostrych kłów. Na szyi wbiłem nóż w ranę po dysku i z pomocą ciężaru własnego ciała zsunąłem się w dół, jednocześnie rozpruwając brzuch poczwary.
Gdy wylądowałem miękko na ziemi, pełzacz jeszcze ryczał. Zaraz jednak pokryła mnie fala jego krwi, wylewająca się z głębokiej rany. Fioletowa posoka była gęsta i śmierdziała jak cholera. Pełzacz zadrgał jeszcze raz lub dwa, po czym znieruchomiał, wydając swoje ostatnie tchnienie w cichym, bolesnym sapnięciu.
Odetchnąłem, otarłem maskę z krwi i odsunąłem się na bok. Spojrzałem w górę – pełzacz wisiał na lince, a zza brzegu skarpy wychylał się Bhu'ja. Gdy uniósł dłoń, odwzajemniłem gest.
- Jesteś szalony, czy zdolny? – usłyszałem jego krzyk. – Czy jest na tyle fatalnie, że trafiło ci się to i to?
Parsknąłem. Uwaga mimo wszystko mnie połechtała – takie słowa były przyjemne, zwłaszcza że wypowiadał je naprawdę doświadczony łowca. Bhu'ja zeskoczył z brzegu i przyjrzał się mi dokładnie.
- Wróćmy na statek – zaproponował. – Trzeba opatrzyć ci ramię. I umyć cię, śmierdzisz, jakbyś się z jego ozorem w pysku mu obściskiwał.
Sam nie pachniał najlepiej po niesieniu kuny, ale nie odezwałem się. Bolało mnie rozorane przez harpun ramię. Spojrzałem na dyndające ciało. Czaszka będzie doskonałym trofeum. Dotąd nigdy nie upolowałem takiego zwierza. Miałem nadzieję, że Bhu'ja uhonoruje ustalenia i nie odbierze mi trofeum jako mistrz polowania.
- Jest twój – upewnił mnie Bhu'ja, jakby czytając w moich myślach. – Zabierzemy czaszkę, jak odpoczniesz. Nawet jeśli dopadną go padlinojady, czaszka będzie w porządku.
Pokiwałem głową i jeszcze raz otarłem maskę. Niewiele przez nią widziałem, ściągnąłem więc hełm i wstrząsnąłem głową. Bhu'ja ruszył przed siebie, wspinając się po półce skalnej z niezwykłą zwinnością. Mnie, z powodu ramienia, zajęło to nieco więcej czasu, Bhu'ja poczekał jednak uczynnie na górze, zbierając przy okazji wszystkie wyrzucone włócznie.
Moja przełamała się w połowie – nie nadawała się zatem do niczego. Westchnąłem tylko. Wyposażenie od Bhu'ja nie było bardzo dobrej jakości, ale było wszystkim, co miałem. Utrata jednego elementu bolała, a wątpiłem, abym mógł otrzymać więcej – stary łowca i tak był bardzo szczodry wobec mnie.
- Źle poszło – zauważył, oddając mi przełamane części.
- Byłem zbyt pewny – przyznałem.
- Nie, rzut był dobry – zaprzeczył, klepiąc mnie po ramieniu. – Źle wyważona broń. – Łowca założył jedną swoją włócznię za plecy, a drugą, błyszczącą i zdobioną czerwonym i złotym metalem, podał mi. – Ta powinna być lepsza.
Zawahałem się. Broń była piękna, rozpoznałem bez trudu wysokiej jakości stop z rzadkimi metalami. Włócznia nie była przeznaczona do rzucania z linkami, była najprostszym modelem, jaki znałem, ale wyjątkowo dobrze, wręcz artystycznie zrobionym. Czerwone i złote żyłki układały się fantazyjnie na grubej rękojeści, wypukłe sprawiały, że chwyt był pewniejszy. Smukle ostrze umieszczone było tylko po jednej stronie, fantazyjnie zakrzywione i ząbkowane przypominało nieco nóż, nieco topór. Cała broń była bardzo nietypowa – przyjęcie jej wydawało mi się złe.
- Nie podoba ci się? – Bhu'ja zapytał zaskoczony.
- Podoba – zaprzeczyłem szybko. –Ale... nie mógłbym.
- Nie bądź głupcem – zaśmiał się, pewniej wyciągając broń. – Dobrze ci poszło, masz moje uznanie.
Odebrałem od niego broń i w milczeniu skinąłem głową. Do włóczni przyczepione były dwie długie, materiałowe taśmy. Czerwona tkanina zdobiona była złotą nicią, ornament był drobny i wyjątkowo urokliwy. Nigdy wcześniej takiego nie widziałem. Przejechałem po nim palcem.
- Moja matka wyszywała to, gdy ojciec był na polowaniach – wyznał Bhu'ja, widząc moje zainteresowanie. – Nie zostało tego wiele.
- Czemu więc... - zaciąłem się. – Jeśli chcesz, to ja...
- Nie cofa się raz podarowanych rzeczy – zaprzeczył, unosząc dłoń. – Kocham matkę i wspomnienie o niej całym sercem i duszą. Wiem dlatego, że nie byłaby nieszczęśliwa, widząc to w twych rękach. Chodźmy. Ta rana zaczyna wyglądać nieprzyjemnie.
Skinąłem głową i założyłem włócznię na plecy, wiążąc taśmy na torsie. Broń była o wiele lżejsza niż na to wyglądała. To był naprawdę doskonały element wyposażenia i dziwiłem się Bhu'ji, że tak lekko go oddał.
CZYTASZ
Utysk (Predator & OC FanFiction)
FanfictionBhu'ja to doświadczony yautja, który poluje we wszechświecie już od bardzo dawna. Nie przepada za kłopotami, zwłaszcza od kiedy zajmuje się ludzką podopieczną, Ansą. Posłuszny rozkazowi ojca bierze jednak na skruchę młodego łowcę, Halkratha. Czy bez...