Obudziła mnie wilgoć i przejmujące zimno, które roznosiło się nieprzyjemnie po całej mojej skórze. Parsknąłem, otworzyłem oczy i się poruszyłem. Zastane mięśnie i kości ciągnęły niemiło, szybko jednak się rozciągnąłem, siadając prosto na ziemi i przeciągając się z kocim pomrukiem.
Ognisko płonęło, chociaż nie tak mocno, jak wieczorem. Było jednak ciepłe, wstałem więc i przysiadłem bliżej niego. Na ruszcie leżały rzucone wczoraj tu przeze mnie kawałki mięsa. Ponad połowy brakowało, pozostała część była zachęcająco ciepła. Westchnąłem, nie do końca pewny. Reszta łani zniknęła, Bhu'ja musiał ją zatem zabrać na statek i tam oporządzić. Samego starego łowcy też nigdzie nie było widać – musiał już ruszyć na powtórny zwiad.
Żałowałem, że nie obudziłem się nieco wcześniej, zanim Bhu'ja zniknął. Jako mistrz polowania Bhu'ja rozdzielał żywność i mógł pozwolić lub zabronić mi jeść. Bez jego zgody nie powinienem ruszać żadnych racji żywnościowych. To było stare prawo polowań, ale ojciec bardzo zadbał, bym się stosował do wszystkiego, co wiązało się z tradycją naszego klanu i naszej rasy.
Potarłem kark i zamruczałem z niechęcią. Tuż przy ognisku pieczone kawałki pachniały niezwykle przyjemnie. Nawet jeśli byłem przyzwyczajony do surowego mięsa, nie gardziłem gotowanymi potrawami.
Uniosłem spojrzenie, gdy ze statku ktoś wyszedł. Przez chwilę miałem nadzieję, że to Bhu'ja, ale nie... drobna postać należała do ludzkiej kobiety. Dziewczyna spojrzała na mnie, a gdy tylko zauważyła, że nie śpię, podeszła do mnie z dużą, glinianą miską o bardzo grubym dnie. Wyciągnęła ją i spojrzała na mnie wyczekująco.
Naczynie pełne było gęstej zupy. Wyczułem zapach wędzonego mięsa i słodką woń przypraw i warzyw. Potrawka była wyjątkowo zachęcająca, było jej dużo i stanowiłaby idealne śniadanie. Coś ścisnęło mnie w środku.
- Bhu'ja – dziewczyna zaczęła niepewnie. – Kaz'al dać.
Nie mówiła płynnie po yautjańsku, ale zdołałem ją zrozumieć. Odebrałem od niej miskę i skinąłem tylko głową. Zadowolona i uśmiechnięta odbiegła, znikając za statkiem.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy powinienem to jeść. Bhu'ja nie zarządził osobiście o moich racjach, ale nie sądziłem, aby on lub ta cicha, ludzka dziewczyna robili sobie takie żarty. Zanurzyłem palce w potrawce i oblizałem je po chwili. Danie było lekko słodkawe, ale pyszne.
Byłem w połowie zupy, gdy cichy szelest doszedł do moich uszu. Rozpoznałem nikłe sapanie i zgrzyt zębów. Dźwięki były bardzo charakterystyczne – jedna kuna zebrała w sobie na tyle odwagi, by w końcu podejść do statku i sprawdzić, czy cokolwiek stąd nadaje się do jedzenia.
Sam statek się nie nadawał, byłem o niego zatem spokojny. Mimo że starszego typu posiadał dobre zabezpieczenia i silników i wentylacji. Kuny uwielbiały takie miejsca, cieple, ciasne i pozornie bezpieczne. Gdy statek startował, zwierzęta zwykle panikowały, dusiły się lub spalały w przewodach, czasami powodując przy tym spore problemy.
Wiedziałem, że kuny będą bały się podejść do ogniska, wszystko, co było tutaj ułożone, było zatem również bezpieczne. Uznałem, że nie ma po co się ruszać, przynajmniej na tę chwilę. Po śniadaniu wstanę, przegonię zwierzę lub złapię i zdejmę skórę. Mięso nie było zbyt smaczne, ale mogło posłużyć jako przynęta na pełzacze. Skóra natomiast nadawała się na pasy, z rozdrobnionych kawałków tkano też siatki na ciała.
Uniosłem wzrok, gdy usłyszałem szczek kuny i dość głośny, chociaż krótki, kobiecy pisk. Zamarłem, niepewny czegokolwiek. Zaraz jednak otrząsnąłem się, zerwałem i pobiegłem za statek.
Na Paya, Halkrath, ty głupcze! Może i kuny nie zeżrą ani ciebie, ani statku, ale Bhu'ja nie zebrał cię ze sobą z pewnego powodu, czyż nie? Cholera jasna.
Wypadłem za statek i przebiegłem kilkanaście metrów tam, gdzie wydawało mi się, że słyszałem pisk. Pomiędzy drzewami, przy wysokiej półce skalnej, znajdowała się sadzawka. Woda ściekała po skałach z góry, zbierała się w tym przyjemnym zbiorniku i dalej niknęła gdzieś cienkim strumyczkiem między drzewami. W środku sadzawki stała do połowy zanurzona w wodzie Ansa. Na brzegu krążyła duża, brązowa, szczekająca wściekle kuna.
Odetchnąłem, widząc, że kobiecie jednak nic nie jest. Kuna zauważyła mnie w końcu, narobiłem w panice przecież sporo hałasu. Zwierzę zaszczekało i rzuciło się na mnie, nim jednak do mnie dotarło, kopnąłem je w pysk. Trzasnęło i zwierzę osunęło się kilka metrów dalej martwe na ziemię z przetrąconym karkiem i dziwacznie zwieszoną na bok głową.
Zamruczałem niechętnie. Przez ten hałas czułem się niepewnie. Z jednej strony więcej kun nie powinno się pojawić przez jakiś czas, ale z drugiej – hałas to hałas, nie jest dobrze, gdy jest go zbyt dużo na polowaniu.
Cichy plus i jęk przypomniały mi, dlaczego biegłem tutaj jak głupi. Obejrzałem się na Ansę i po raz kolejny tego dnia zamarłem jak ostatni głupiec.
To było jednak całkowicie inne niż problem sprzed chwili. Wtedy po prostu mnie to zaskoczyło, ale teraz... teraz ten widok wołał i kusił, mimo że bardzo starałem się odwrócić wzrok i przestać bezczelnie gapić się na nagą kobietę. Ansa była do połowy zanurzona w wodzie, a górną część ciała zasłaniały jej ręce i długie, śnieżne włosy. To jednak nie wystarczyło, jej drobne ciało było doskonale widoczne, jasne, kuszące i niezaprzeczalnie piękne. To, czego już naprawdę nie widziałem, moja wyobraźnia bez problemu dorysowała sobie w moim umyśle.
Widziałem, jak Ansa czerwieni się i cofa w tej wodzie o krok. Może się mnie bała, a może tak po prostu czuła się zawstydzona. Cos w moim umyśle krzyczało, żeby się odwrócić i odejść, ale jednocześnie coś innego cicho i jękliwie błagało, żeby pójść do kobiety chwycić ją w ramiona i...
Na Paya, nie! To głupota!
Już chciałem odwrócić się i odejść, zebrałem w sobie na tyle silnej woli, by to zrobić. Mimo to w jednej sekundzie stałem na brzegu, a w drugiej, z głośnym charkotem z głębi gardła ruszyłem ku Ansie, czując dziwny skurcz w żołądku i chory, gorący ogień w sercu.
CZYTASZ
Utysk (Predator & OC FanFiction)
FanfikceBhu'ja to doświadczony yautja, który poluje we wszechświecie już od bardzo dawna. Nie przepada za kłopotami, zwłaszcza od kiedy zajmuje się ludzką podopieczną, Ansą. Posłuszny rozkazowi ojca bierze jednak na skruchę młodego łowcę, Halkratha. Czy bez...